Pacjent szpitala w Bolesławcu (województwo dolnośląskie) od listopada był w śpiączce. Mężczyzna chorował na COVID-19, przeszedł cztery operacje, a lekarze nie ustawali w walce o jego życie. Pod koniec marca pana Mariana udało się wybudzić. Mężczyzna przyznaje, że nie zdawał sobie sprawy z tego, że był tak długo hospitalizowany. Teraz czeka go rehabilitacja, a lekarze przyznają, że jest on "ewenementem, który przeszedł przez piekło".
50-latek do szpitala w Bolesławcu trafił na początku listopada 2020 roku. Wcześniej potwierdzono u niego zakażenie koronawirusem, mężczyzna zachorował na COVID-19. Jak relacjonuje Bartłomiej Ślak, reporter TVN24, początkowo pacjent miał zajęte 95 proc. płuc. Jednak jego stan się poprawiał. Wszystko zmieniło się po kilku dniach. Pan Marian trafił na OIOM, a jego płuca były już zajęte w stu procentach. Mężczyzna przez kilka miesięcy nie miał świadomości, był w śpiączce. Jednak w jego powrót do zdrowia wierzyli medycy z Bolesławca. Pan Marian przeszedł w sumie cztery operacje. Na jedną przetransportowany został do Wrocławia.
Ze śpiączki został wybudzony pod koniec marca.
Andrzej Hap, lekarz z bolesławieckiego szpitala podkreśla: - Myślę, że nasz pacjent jest ewenementem. Przeszedł przez piekło i to jest niesamowite, że udało mu się wyjść z tej choroby i to jeszcze wyjść w naprawdę dobrym stanie klinicznym.
Myślał, że w szpitalu przeleżał zaledwie kilka dni
Pan Marian przyznaje, że po wybudzeniu ze śpiączki miał pewność, że wciąż jest listopad. Tymczasem okazało się, że jest tuż przed Wielkanocą. - Wszyscy mówili, że święto, święto. Byłem pewien, że to 11 listopada, a oni mówili o święconce, o jajkach. Wtedy dotarło do mnie, że to już Wielkanoc. Byłem w szoku - podkreśla mężczyzna. I dodaje, że był przekonany, że w szpitalu przeleżał zaledwie kilka dni. Tymczasem na samym oddziale intensywnej opieki medycznej bolesławieckiego szpitala spędził 144 dni.
- Po przebudzeniu byłem za słaby, żeby podnieść się z łóżka - przyznaje. Wystarczyło mu jednak sił, by zadzwonić do żony. I jak mówią lekarze był to dla nich najbardziej wzruszający moment. - Gdy usunęliśmy mu tracheotomię i zaczął mówić. Ten telefon do żony, gdy odezwał się pierwszy raz od tylu miesięcy i zaprosił ją do szpitala - relacjonuje Hap.
Teraz pana Mariana czeka rehabilitacja. Jednak już planuje, co zrobi, gdy zostanie wypisany ze szpitala. Pierwsze co chce zrobić, to napić się piwa.
Żona mężczyzny przyznaje, że czas, gdy lekarze walczyli o życie jej męża, a on nieprzytomny leżał w śpiączce był najbardziej stresującym w jej życiu. Podkreśla też, że to, co się stało, to nie cud, a efekt ciężkiej pracy lekarzy.
Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Wrocław/ Andrzej Stefańczyk