Henryk był sposobiony do objęcia władzy w podzielonej na dzielnice Polsce. Zanim jednak ten śmiały plan mógł zostać zrealizowany, syn Henryka Brodatego musiał się wykazać jako mężny dowódca. Łupiące Polskę mongolskie hordy zdawały się być świetnym pretekstem. Okazały się jednak gwoździem do henrykowej trumny – niemal dosłownie. Legenda wokół śmierci Pobożnego na nowo rozpaliła wyobraźnię po odłowieniu niemal czterech ton ryb z Jeziora Koskowickiego pod Legnicą.
Kiedy nastąpi koniec świata? Tego nie wie nikt, chociaż propozycji jest sporo. Legniczanie wiedzą jednak, w jaki sposób to ważne wydarzenie zostanie zaanonsowane. Po pierwsze, przybędą "wojska ze wschodu". Po drugie, konie na których przyjadą wspominane wojska wypiją całą wodę z Jeziora Koskowickiego. Można się spodziewać, że naturalną koleją rzeczy będzie oskarżenie „wojsk ze wschodu” o znęcanie się nad zwierzętami i niezapewnianie im podstawowych dóbr, takich jak woda, ale nie. Bowiem ostatecznym sygnałem że nadciąga Armagedon będzie odnalezienie na dnie jeziora głowy Henryka Pobożnego, którą w 1241 roku wrzucili tam Tatarzy.
Poziom wody w podlegnickim jeziorze stopniowo się obniża – do tego stopnia, że na początku września padła znaczna część ryb żyjących w nim. Nic dziwnego więc, że nieco zapomniana legenda odżyła wśród okolicznych mieszkańców. Ale ile jest prawdy w historii o książęcej głowie w jeziorze?
Henryk chce się wykazać
W kwietniu 1241 pochód wojsk tatarskich przez Polskę przebiegał bez zakłóceń. Mongołowie złupili Kraków i Sandomierz, zwyciężyli pod Chmielnikiem i śmiało kierowali się na Śląsk. Ich głównym celem były co prawda Węgry, ale Batu-chan miał ambicję prześcignąć w podbojach swojego dziadka, sławnego Czyngis-chana. Poza tym chcieli się upewnić, że polskie wojsko nie pospieszy Węgrom na ratunek.
Na Śląsku natomiast mongolskim wojskom odpór miał dać Henryk Pobożny, wspierany przez krzyżowców a także okolicznych książąt: Mieszka II Otyłego i Bolesława Dypoldowica.
- Stosunkowo nieduże liczebnie wojska mongolskie najechały ziemie piastowskie. Drogę zagrodził im Henryk. Była to szansa dla niego, chciał zostać hegemonem, ale jak dotąd nie udało mu się wykazać talentem militarnym czy dyplomatycznym – opowiada prof. Przemysław Wiszewski z Instytutu Historii Uniwersytetu Wrocławskiego.
Liczebność wojsk po obu stronach jest przedmiotem sporów historyków. Pewien węgierski mnich miał napisać w swojej kronice, że Tatarzy „wybili 40 tysięcy żołnierzy polskiego księcia”, jednak tę liczbę należy raczej miedzy bajki włożyć.
Historia Tatartorum autorstwa mnicha Benedykta Polaka wskazuje, że do polski przybyło około 10 tysięcy Tatarów. Odliczając poniesione przez nich straty w Małopolsce należy liczyć, że pod Legnicę dotarło około siedem tysięcy zbrojnych. Liczebność wojsk chrześcijańskich w przekazach waha się między trzy a osiem tysięcy żołnierzy.
Uwaga, cegła!
Zanim jednak Pobożny miał szansę stanąć na czele wojska musiał uczynić zadość swojemu przydomkowi i wziąć udział w przedbitewnej mszy świętej. Odbyła się ona w kościele Marii Panny (dziś kościół ewangelicki) i wiąże się z nią jeden z mitów dotyczących bitwy pod Legnicą.
Chociaż Henryk słynął z pobożności to trudno się dziwić, że 9 kwietnia 1241 jego głowę zaprzątały zupełnie inne tematy. Dlatego książę nie skupiał się na odprawianej mszy, zamiast tego rozmyślając nad taktyką bitewną. Nie pozostało to bez odpowiedzi i kiedy Henryk opuszczał świątynię tuż obok niego spadła cegła. Księciu nic się nie stało, ale zgodnie z legendą wszyscy potraktowali to jak złą wróżbę i ostrzeżenie. Późniejsze wydarzenia tego dnia wskazują, że była to prawidłowa interpretacja.
- Tę legendę można interpretować jako „coś się wali”. Ta spadająca cegła miała symbolizować zwornik który upadł, podobnie jak upadł książę, obrońca chrześcijaństwa – wyjaśnia historyk.
Szpetna głowa na kiju
Nie bacząc na poddające się grawitacji materiały budowlane Henryk i jego wojsko udali się na Dobre Pole, gdzie rozpoczęła się bitwa. Tak starcie opisuje kronika wielkopolska, jedno z bardziej wiarygodnych źródeł opisujących potyczkę:
"W roku zaś 1241 chan Tatarów Batu, wraz ze swymi wojskami Tatarów, ludu srogiego i niezliczonego, przeszedłszy przez Ruś... wojska skierował przeciw Polsce. Henryk syn Henryka Brodatego, książę Śląska, Krakowa i Wielkopolski potężnie zabiega im drogę z wieloma tysiącami zbrojnych na polu zamkowym Legnicy i odważnie walczy z nimi, pokładając nadzieję i ufność w pomoc Boga, który niekiedy z powodu zbrodni pozwala na biczowanie swoich. Wspomniany książę Henryk straciwszy wiele tysięcy ludzi, sam poległ zabity. Wraz z nim podobnie został zabity pewien książę Bolesław przydomkiem Szczepiołka".
Wojska polskie były liczniejsze, ale Mongołowie okazali się sprytniejsi – według niektórych przekazów część z nich założyła zbroje polskiego rycerstwa, zagrabione podczas wcześniejszych bitew, i biegała między polskimi żołnierzami, krzycząc z przerażeniem: „uciekajcie, bracia, uciekajcie!”. Inne źródła wskazują, że Mongołowie mieli jakiegoś rodzaju broń chemiczną w postaci gazu, której użyli przeciwko niczego nie spodziewającym się wojskom Pobożnego. Jeśli to prawda, to było to najprawdopodobniej pierwsze użycie tego typu broni w walkach na ziemiach polskich.
O dziwnych oparach na polu bitwy wspomina Długosz:
"Była tam w ich (mongolskim) wojsku między innymi chorągwiami jedna ogromnej wielkości. (...) na wierzchołku jej drzewca tkwiła postać głowy wielce szpetnej i potwornej z brodą, kiedy więc Tatarzy o jedną staję w tył się byli cofnęli i zabierali do ucieczki, chorąży niosący ów proporzec począł tą głową z całej siły machać, a natychmiast buchnęła z niej jakaś para gęsta, dym i wiew tak smrodliwy, że za rozejściem się między wojskami tej zabójczej woni Polacy mdlejący i ledwo żywi ustali na siłach i niezdolnymi się stali do walki".
Jak Anna męża po palcu poznała
Na temat okoliczności śmierci samego Henryka też niewiele wiadomo. Pewne jest, że książę zginął, a jego głowę odcięto (według niektórych wersji stało się to na polu bitwy, według innych w niewoli – Mongołowie mieli pojmać polskiego księcia, by zdekapitować go nad ciałem jednego ze swoich wodzów, który zginął podczas zdobywania Sandomierza.
Mimo braku głowy i ograbienia zwłok księcia, Anna Przemyślidka, nie miała problemu z identyfikacją szczątków swojego męża. Książe bowiem wyróżniał się drobnym defektem anatomicznym – sześcioma palcami u lewej stopy.
Bezgłowy szkielet Henryka przed II Wojną Światową spoczywał w kościele franciszkańskim we Wrocławiu. W 1944 niemieccy naukowcy badali je próbując ustalić, czy książę był aryjczykiem. Wyniki tych badań nie są znane, wiadomo natomiast, że potwierdzono zarówno brak głowy, jak i nadprogramowy paliczek. Podczas oblężenia Wrocławia szczątki zaginęły.
- Opowieść o odcięciu głowy znalazła swoje potwierdzenie po otwarciu grobu Henryka, dokonanym przed wojną przez badaczy niemieckich. W sarkofagu znaleziono szkielet bez głowy – tłumaczy profesor Wiszewski.
"Jezioro zyskuje wymiar szczególny"
Głowy Henryka Pobożnego nigdy nie odnaleziono. Najprawdopodobniej Mongołowie zabrali ją ze sobą, jako trofeum i dowód udanego podboju. Mieli też zabrać dziewięć worków uszu odciętych poległym chrześcijanom.
- Głowa księcia miała wędrować z wojskami mongolskimi, które wiozły ją do chana. Była poddana zabiegom konserwacji, żeby dobrze przetrwała podróż. Był zwyczaj zachowania głów przeciwników, żeby pokazywać je wodzom – objaśnia historyk.
Ale istnieje też druga wersja zdarzeń. Według legendy Mongołowie przechodząc obok Jeziora Koskowickiego (znajdującego się około sześć kilometrów od Legnickiego Pola, gdzie najprawdopodobniej zakończyła się bitwa) wrzucili głowę do wody.
Zgodnie z podaniem głowa księcia zostanie odnaleziona, gdy nad jezioro przybędą konno wojska ze wschodu, a spragnione zwierzęta opróżnią zbiornik. Będzie to jednocześnie znak, że zbliża się koniec świata.
Ta legenda jednak, jak uważa prof. Wiszewski, jest mało prawdopodobna. Nie tylko dlatego, że konie przestały być głównym środkiem transportu wojsk.
- Po co Mongołowie mieliby wrzucać głowę do Jeziora Koskowickiego? To raczej mało prawdopodobne, i ma związek raczej z wierzeniami magicznymi. Głowa to miejsce duszy i sił witalnych, powinna zostać u poddanych. Wrzucenie do jeziora gwarantuje, że władca "jest na miejscu", ale nie może zostać odnaleziony, jezioro zyskuje wymiar szczególny – tłumaczy historyk.
Ziemie odzyskane, legenda wymyślona?
Jest jeszcze jedna wątpliwość. W 1329 roku Legnica stała się stolicą czeskiego lenna, później należała kolejno do Królestwa Prus i Niemiec. Dopiero w 1945, na mocy ustaleń konferencji poczdamskiej, razem z resztą Ziem Odzyskanych, wróciła w granice Polski. Mało prawdopodobne jest, że Czesi lub Niemcy identyfikowali się z Henrykiem Pobożnym i chcieli kultywować legendy z nim związane. Niewykluczone natomiast, że legendy dotyczące bitwy pod Legnicą zostały wymyślone dopiero po wojnie właśnie w ramach repolonizowania Kresów Zachodnich i umacniania wśród mieszkańców tych terenów poczucia polskości.
- To było jedno z niewielu tak spektakularnych wydarzeń o charakterze międzynarodowym, które dotknęły Śląsk – mówi o bitwie pod Legnicą Wiszewski. Nic dziwnego więc, że stała się ona kanwą dla licznych legend.
"Legitymizacją prawa własności Ziem Odzyskanych była idea ich piastowskiej przeszłości (…). Mit ten stanowił nie tylko oficjalne, ideologiczne uzasadnienie ich zajęcia, ale bardzo szybko stał się powszechnym, zbiorowym sposobem „oswojenia” nowej ojczyzny" - pisze Ewa Kopczyńska w pracy "Udomawianie przestrzeni. Dynamika tożsamości miejsca na Ziemiach Zachodnich". Dalej naukowczyni raportuje, że "teza o prastarej tożsamości Ziem Zachodnich jest dziś akceptowana przez trzy czwarte Polaków; na Ziemiach Zachodnich ten odsetek jest jeszcze wyższy".
Nie byłby to odosobniony przypadek „tworzenia” średniowiecznej kultury i historii w XX wieku. Jedna z bardziej rozpoznawalnych polskich legend, o Tatarze który przeszył strzałą gardło krakowskiego hejnalisty i spowodował dramatyczne urwanie się hejnału, miała zostać wymyślona naprędce przez Anielę Pruszyńską, która w latach 20. oprowadzała po Krakowie Erica Philbrooka Kelly’ego, autora książki "Trębacz z Krakowa". Konfabulację tę opisuje w "Magicznym Krakowie" Michał Rożek.
Jezioro wysycha, ale wojsk nie widać
Na początku września w Jeziorze Koskowickim padły ponad dwie tony ryb. – Spowodowane to było niskim poziomem tlenu w wodzie. To jezioro nie ma stałego dopływu wody, potok który je zasilał, wysechł. Samo jezioro też się spłyca. Przy tak płytkiej wodzie i wysokich temperaturach następuje szybki rozwój glonów, które zabierają tlen. Potwierdziły to nasze badania. Nie stwierdziliśmy żadnych czynników zewnętrznych – mówiła krótko po zdarzeniu Łucja Strzelec, kierowniczka legnickiej delegatury Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska we Wrocławiu. CZYTAJ WIECEJ
To zdarzenie, choć fatalne dla lokalnego ekosystemu, najprawdopodobniej nie jest zapowiedzią końca świata. Poziom wody w jeziorze już się podnosi, a okoliczni mieszkańcy nie donoszą o zwiększonej aktywności konnych wojsk ze wschodu w ostatnim czasie.
Autor: Anna Winiarska /ib/i / Źródło: TVN24 Kraków
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 / Kontakt24 / Wikipedia