- Chodziłem do pracy, żona nic mi nie mówiła - stwierdził ojciec 7-miesięcznego Milana. Na zwłoki chłopca natknęli się szukający narkotyków policjanci. Tych nie znaleźli, choć rodzice chłopca od środków odurzających mieli nie stronić. - Ponieważ nadużywali narkotyków, mogli nie do końca odbierać rzeczywistość w sposób taki jak osoba, która ich nie bierze - przekazała prokuratura, która matce postawiła już zarzut niewłaściwej opieki na dzieckiem.
Sprawa wyszła na jaw 10 września. Najpierw zatrzymano 57-letniego mężczyznę, który miał przy sobie narkotyki i specjalistyczną wagę. Podjęto decyzję o przeszukaniu jego mieszkania oraz lokalu, w którym mieszkał jego 24-letni syn. Tam jednak narkotyków nie znaleźli. Dokonali za to makabrycznego odkrycia. W dziecięcym wózku leżały, przykryte kocem, zwłoki niemowlaka. Czytaj więcej na ten temat
Niedożywiony i bez szczepień. Lekarza z dzieckiem nie odwiedzała
W poniedziałek odbyła się sekcja zwłok chłopca.
- Została wydana wstępna opinia, z której wynika, że wyjściową przyczyną zgonu było zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych. Na ciele nie stwierdzono żadnych obrażeń, ale w mózgu dziecka ujawniono ropne ogniska, które zdaniem lekarza są skutkiem niezaszczepienia dziecka zgodnie z harmonogramem szczepień obowiązkowych - poinformowała Ewa Szumińska z Prokuratury Rejonowej w Kamiennej Górze.
I dodała, że od 14 lutego 2016 r., czyli dnia, gdy dziecko zostało wypisane ze szpitala, w jego książeczce zdrowia nie pojawiły się żadne informacje na temat szczepień.
Co więcej, dziecko było niedożywione. Gdy Milan przyszedł na świat, ważył 3,2 kg. Po kilku miesiącach ważył 5 kg. - Matka mówi o tym, że dziecko przez kilka dni wymiotowało, ale bała się wezwać pogotowie - mówi prokurator.
W rozmowie ze śledczymi przyznała, że nie szukała też pomocy dla syna w przychodni czy w szpitalu. - Twierdziła, że nie była objęta ubezpieczeniem społecznym. Była przekonana, że nie zostanie za darmo przyjęta przez lekarza, a nie stać ich było na opłacenie wizyty i dlatego nie poszła do medyka - relacjonuje Szumińska.
Jak informuje, matka nie potrafiła podać czasu, gdy doszło do śmierci jej dziecka. Była trzeźwa, ale zdaniem śledczych należy domniemywać, że znajdowała się pod wpływem środków odurzających.
Ojciec w domu bywał, miał nie rozmawiać z matką
Na pytanie, kiedy chłopiec zmarł, mają odpowiedzieć badania. Według lekarza pogotowia, który 10 września pojawił się w mieszkaniu rodziców chłopca, ten nie żył od dwóch-trzech dni. Leżał w wózku, przykryty kocem.
Co matka chciała zrobić z ciałem swojego syna? - Nie była w stanie nam tego wytłumaczyć. Nie możemy się niczego domyślać - przekazała prokurator. Wiadomo jednak, że matka miała nie mówić o śmierci Milana 24-letniemu ojcu dziecka. Ten twierdzi, że całymi dniami albo szukał pracy, albo pracował dorywczo. Miał niemal nie bywać w domu, a gdy wracał, myślał, że dziecko śpi. Mężczyzna pytany o sprawę przez reportera TVN24 powiedział: "ja nie wiedziałem, bo chodziłem do pracy". Dopytywany o to, czy nie rozmawiał z żoną na ten temat, odparł jedynie, że "żona nic mu nie mówiła".
Czy rodzice znajdowali się w narkotykowym ciągu? Śledczy przyznają, że biorą pod uwagę taką możliwość. 21-latka podczas przesłuchania przyznała, że brała narkotyki. - Można domniemywać, nawet w granicach pewności, że ponieważ nadużywali narkotyków, mogli nie do końca odbierać rzeczywistość w sposób taki jaki osoba, która ich nie bierze - poinformowała Szumińska.
Zarzut za niewłaściwą opiekę
- Matka chłopca usłyszała zarzut, zgodnie z którym od 14 lutego do 10 września pomimo ciążącego na niej obowiązku opieki nad swoim synem naraziła go na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu w ten sposób, że nie udała się na obowiązkowe badania lekarskie oraz obowiązkowe szczepienia dla noworodków, skutkiem czego zmarł - powiedziała prokurator.
Grozi jej za to do pięciu lat więzienia.
"Wychodziła na spacer z martwym dzieckiem"
Śledczy zawnioskowali o 3-miesięczny areszt dla kobiety. Sąd przychylił się do ich wniosku, choć Agata W. prosiła o niestosowanie aresztu. Tłumaczyła, że sprawuje opiekę nad drugim dzieckiem. Wyjaśniła też, że od kilku dni spacerowała z martwym dzieckiem. - Podejrzana miała świadomość śmierci dziecka, a i tak wychodziła z nim na spacer. Chłopiec był przykryty tak, by nie było go widać - wyjaśniła szefowa prokuratury w Kamiennej Górze. I zastrzegła, że kwalifikacja czynu na tym etapie jest robocza i niewykluczone, że zostanie zaostrzona.
W sprawie śmierci dziecka przesłuchany ma być również ojciec Milana. Do tej pory usłyszał, podobnie jak dziadek chłopca, zarzuty w sprawie narkotykowej.
Para ma jeszcze córkę, która także przebywała w mieszkaniu. 2,5-latka trafiła pod opiekę babci. O jej losie ma zdecydować sąd rodzinny.
Zwłoki chłopca znaleziono w jednym z mieszkań w Kamiennej Górze:
Autor: tam/i / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Wrocław