- Wracaliśmy autostradą A4. Nagle usłyszałem huk, zobaczyłem iskry, silnik zgasł, szyby zaparowały, a drzwi się zablokowały... Wiem tylko, że jechaliśmy 110 km/h, bo w tym miejscu zatrzymała się wskazówka na liczniku - opisuje pasażer samochodu, w który uderzył piorun.
W środę Rafał Wojtysiak jechał wraz ze znajomymi z Niemiec w kierunku Wrocławia. Warunki były fatalne - zacinał deszcz i padał grad.
- W pewnym momencie uderzył w nas piorun. Siedziałem z tyłu samochodu. Najpierw usłyszałem huk, jakiego nigdy wcześniej nie słyszałem. Z przodu maski widziałem tylko dziwny płomień, jakby ktoś spawał. Po tym wyłączyły się wycieraczki, silnik zgasł, szyby zaparowały w moment, a drzwi się automatycznie zablokowały... Wiem tylko, że jechaliśmy 110 km/h., bo w tym miejscu zatrzymała się wskazówka na liczniku - relacjonuje w rozmowie z reporterką TVN24 świadek tego niecodziennego zdarzenia.
"Trudno to opisać. Oszołomienie"
Tuż po uderzeniu pioruna mężczyzna wraz z innymi pasażerami "na luzie" zjechali na pobocze, a po burzy zepchnęli auto na parking. Jak pamięta to, co się wydarzyło? - Duże oszołomienie. Nie wiedzieliśmy, co się dzieje, jedynie ten dźwięk cały czas szumiał mi w uszach. Trudno to wrażenie opisać komuś, kto tego nie przeżył - wyjaśnia.
Ubolewa, że samochód jest poważnie uszkodzony. - Nie można go włączyć, wszystkie liczniki się zatrzymały. Oprócz tego uszkodzona jest antena radiowa, w którą prawdopodobnie uderzył piorun. Ale to można naprawić. Najważniejsze, że nikomu nic się nie stało - przyznaje z ulgą.
Autor: mir/gp / Źródło: tvn24, kontakt24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź | R. Jarmakowski