Sąd przychylił się do wniosku prokuratury o tymczasowy areszt dla Pawła R., który tydzień temu podłożył bombę we wrocławskim autobusie miejskim. Mężczyzna usłyszał w środę zarzuty o charakterze terrorystycznym, grozi mu dożywocie. - Logika i doświadczenie podpowiadały, że mężczyzna mógłby zaatakować jeszcze raz - wyjaśnił po decyzji prokurator.
Decyzją Sądu Okręgowego we Wrocławiu Paweł R. kolejne trzy miesiące spędzi w areszcie.
W czwartek wczesnym popołudniem odbyło się tzw. posiedzenie aresztowe, na którym sąd przychylił się do wniosku o zastosowanie środka zapobiegawczego wobec Pawła R. Wrocławski bomber został na nie doprowadzony przez policjantów. Odmówił składania wyjaśnień.
Wniosek wrocławska delegatura Prokuratury Krajowej, która prowadzi sprawę bombera, przygotowała już w środę. Jednak formalnie do sądu trafił on właśnie w czwartek po godz. 10.
"Mógł zaatakować jeszcze raz"
Zaraz po posiedzeniu Tomasz Krzesiewicz, który prowadzi sprawę, zaapelował do wszystkich pasażerów, którzy jechali w piątek 19 maja autobusem linii 145, o zgłaszanie się do Prokuratury Krajowej. - To jest sprawa bez precedensu, już mamy bardzo obszerny materiał dowodowy. Ale jest jeszcze wiele czynności do wykonania, m. in. badania pisma, opinia biegłych z zakresu psychiatrii - tłumaczył prokurator na antenie TVN24.
Jak wyjaśnił, "logika i doświadczenie podpowiadały, że mężczyzna mógłby zaatakować jeszcze raz".
O tym, dlaczego prokuratura zdecydowała się wnioskować o zastosowanie środka zapobiegawczego wobec bombera, jeszcze przed decyzją sądu mówił prokurator Robert Tomkiewicz: - Wszystko przemawiało za złożeniem takiego wniosku. Istniały obawy matactwa procesowego albo ucieczki podejrzanego.
Zaskoczony wizytą policji
Mężczyzna, który w zeszłym tygodniu podłożył materiał wybuchowy w jednym z wrocławskich autobusów MPK, został zatrzymany we wtorek w Szprotawie. Przebywał u rodziny i, jak relacjonował komendant główny policji, był bardzo zaskoczony. Twierdził, że dostatecznie zatarł ślady i policja nie powiąże go ze sprawą. - To od razu był bardzo trudny przeciwnik - mówił we wtorek komendant główny policji nadinsp. Jarosław Szymczyk. CZYTAJ WIĘCEJ
"Widziałem ulgę na twarzach policjantów"
Decydujący w sprawie okazał się film z warsztatu na przeciwko bloku, w którym mieszkał bomber. Tego feralnego dnia kamera zarejestrowała, jak mężczyzna wychodzi z klatki z charakterystyczną żółtą siatką, która później okazała się bombą. - Gdy odtworzyłem to nagranie policjantom, zobaczyłem ulgę na ich twarzach - wyjaśniał Konrad Czerski , właściciel warsztatu.
Grozi mu dożywocie
W środę bomber usłyszał zarzuty o charakterze terrorystycznym, usiłowania zabójstwa wielu osób przy użyciu materiałów wybuchowych i zarzut spowodowania zdarzenia, które zagrażało życiu i zdrowiu wielu osób. Mężczyzna przyznał się, ale odmówił składania wyjaśnień. Grozi mu dożywocie.
Na co dzień 22-latek studiował na Wydziale Chemicznym Politechniki Wrocławskiej. Jego znajomy, który chce pozostać anonimowy, w rozmowie z reporterką TVN24 nie ukrywał zdziwienia, że to właśnie Paweł R. przyznał się do podłożenia bomby w autobusie. W podobnym tonie wypowiadali się sąsiedzi z jego rodzinnego miasta. Tłumaczyli, że to miły i spokojny chłopak, z bardzo religijnej rodziny.
Autor: mir/b / Źródło: TVN24 Wroclaw
Źródło zdjęcia głównego: Dolnośląska Policja