Ania i Robert byli w sobie zakochani, chcieli się pobrać. Ktoś brutalnie im te plany przerwał, strzelając do nich w środku dnia na górskim szlaku. Świadkowie słyszeli trzy strzały i krzyki kobiety. Ciała studentów znaleziono jednak dopiero po 10 dniach, zaledwie 8 metrów od szlaku. Po 18 latach wciąż nie wiadomo, kto i dlaczego ich zabił.
Rok 1997. Lato było wówczas wyjątkowo upalne. Anna Kembrowska i Robert Odżga, studenci Akademii Rolniczej we Wrocławiu, 17 sierpnia wędrowali szlakiem turystycznym w Górach Stołowych. Z Dusznik Zdroju mieli dojść do Karłowa, gdzie w miejscowym schronisku odbywał się obóz naukowy. Czekali na nich znajomi. Nigdy tam nie dotarli. Tego dnia zginęli od strzałów w głowę.
Ciała studentów znaleziono po 10 dniach, 8 metrów od szlaku
Znajomi Ani i Roberta zaniepokoili się ich nieobecnością w schronisku i po dwóch dniach poinformowali o tym rodziców zaginionych.
– Dziewczyna zameldowała się mamie 17 sierpnia. Zadzwoniła, że jest w Dusznikach i dalej idą do Karłowa, później już z nikim się nie kontaktowali. Rodzice studentów, gdy dowiedzieli się o ich zaginięciu, zgłosili to policjantowi, ten jednak nie przejął się zawiadomieniem i nie rozpoczął poszukiwań. Rodzina, widząc bierność policji, razem ze znajomymi pary zorganizowała poszukiwania na własną rękę. O pomoc poprosili ratowników GOPR – opowiada Janusz Bartkiewicz, emerytowany policjant, którzy przez 5 lat prowadził śledztwo w tej sprawie.
Ciała studentów znaleziono dopiero po 10 dniach, zaledwie około 8 metrów od głównego, niebieskiego szlaku, którym podążali.
– Prowadziłem akcję poszukiwawczą. Nie mogliśmy liczyć na policję, kiedy prosiłem ich o pomoc, zbagatelizowali sprawę. Uważali, że ludzie młodzi mogli zmienić plany i nagle wyjechać za granicę. Temu stanowczo zaprzeczała rodzina, twierdząc, że oboje byli wyjątkowo odpowiedzialni – wspomina Zbigniew Jagielaszek, ratownik GOPR. - Najpierw mój kolega znalazł chłopaka, kawałek dalej znalazłem dziewczynę. Takiego widoku się nie spodziewaliśmy, byliśmy pewni, że mieli jakiś wypadek, że gdzieś utknęli i nie mogą się wydostać. Aż tak czarnego scenariusza nikt z nas nie przewidział – dodaje.
Strzał i krzyk kobiety, drugi strzał i znowu krzyk, trzeci i cisza
To, co najbardziej wstrząsnęło policją, rodziną, ratownikami i mieszkańcami Karłowa, to sposób w jaki zginęli. Nie był to wypadek. Anię i Roberta zastrzelono. Według policjanta, który prowadził dochodzenie, mordercami mogły być dwie osoby, ponieważ do pary strzelano z dwóch różnych pistoletów.
- Na szlaku było wtedy mnóstwo turystów, dużo słyszeli, ale zbrodni nikt nie widział. Ludzie zeznawali, że najpierw usłyszeli strzał, krzyk kobiety, potem jeszcze jeden strzał i znów ten sam krzyk. Najpierw musieli zabić Roberta, a następnie Anię, bo później padł trzeci strzał i zapadła cisza – mówi Bartkiewicz. Były funkcjonariusz wydziału kryminalnego jest pewien, że to była egzekucja. Chłopaka zabito dwoma strzałami w głowę, dziewczynę jednym między oczy.
– Za spust musiał pociągnąć ktoś obeznany z bronią, ale najdziwniejsze było to, że chciał upozorować gwałt – dodaje Bartkiewicz.
Śledztwo umorzone, sprawcy nie wykryto
Przez rok trwało intensywne śledztwo. Przesłuchanych zostało kilkadziesiąt osób, wciąż było więcej pytań niż odpowiedzi. Wątki, które zbadała prokuratura nie rozwiały tych wątpliwości, dlatego 30 września 1998 roku postępowanie zostało umorzone. Powód? Nie wykryto sprawcy.
- Przede wszystkim prokuratura szukała motywu zbrodni, nie wiedzieliśmy dlaczego para studentów tam zginęła. Początkowo braliśmy pod uwagę morderstwo na tle seksualnym i rabunkowym – mówi Karolina Rzeczycka z Prokuratury Okręgowej w Świdnicy. – Właściwie to żadnej pobudki nie można wykluczyć, ale po wykonaniu wielu czynności, stwierdziliśmy, że podłoże seksualne jest mało prawdopodobne – dodaje. Motyw rabunkowy również nie był przekonujący. Plecaki Ani i Roberta były porzucone w odległości 1,5 kilometra od ich ciał. Zginęły jedynie aparat, zegarek i… pamiętnik, który prowadziła dziewczyna.
- Tej kradzieży nie musiał dokonać morderca, mógł to zrobić ktoś inny, kto przebywał wtedy na szlaku – zaznacza Rzeczycka.
Neofaszyści w cieniu podejrzeń
Umorzenie sprawy w prokuraturze nie oznaczało jednak ostatecznego zamknięcia sprawy. Rozwikłać zagadkę wciąż próbowali policjanci z wydziału kryminalnego, którzy w 2003 roku wpadli na zupełnie nowy trop.
- Kiedy doszło do morderstwa w górach przebywali neofaszyści z całej Europy, przyjeżdżali do Dusznik na obozy survivalowe. Oni byli charakterystycznie ubrani w odzież militarną, ludzie widzieli ich tego tragicznego dnia na szlaku – opowiada Bartkiewicz.
Śledczy zauważyli, że po zabójstwie neofaszyści zniknęli i przestali organizować potajemne zloty w Górach Stołowych. To dało do myślenia byłemu policjantowi, który śmierć studentów powiązał z pewną rocznicą, ważną dla nacjonalistycznego środowiska.
- 17 sierpnia 1997 roku, czyli w dzień zabójstwa Ani i Roberta przypadała 10. rocznica samobójczej śmierci Rudolfa Hessa, prawej ręki Hitlera. Dla neofaszystów on jest idolem, a para studentów mogła zostać złożona w hołdzie, coś na wzór „zabójstwa rytualnego” – przypuszcza Bartkiewicz. Para studentów swoim wyglądem mogła im się też nie spodobać. Oboje mieli długie włosy i zwiewne ubrania, przypominali hippisów.
Sprawdzenie przez śledczych tego wątku również nie przyniosło żadnego rezultatu.
- Ta grupa (neofaszystów - red.) mogła być w posiadaniu broni, z której zostali zastrzeleni studenci. To były jeszcze przedwojenne modele pistoletów – podkreśla. - Po kilkunastu latach nie znamy jednak nawet motywu zbrodni mordercy czy morderców. Studenci mogli być przypadkowymi ofiarami i zginęli, bo znaleźli się w złym miejscu, o złej porze – dodaje.
Każdy był podejrzany, szczególnie "mężczyzna we flanelowej koszuli"
Tragiczne wydarzenia sprzed 18 lat nadal pamiętają mieszkańcy Karłowa - wsi, do której zmierzali studenci. Nigdy wcześniej w ich okolicy takie wydarzenia nie miały miejsca.
- Ludzie bali się wychodzić z domów, jak kończyli pracę, to jak najszybciej starali się wrócić do swoich mieszkań. To była panika, a dla mnie to prawdziwa trauma - mówi Zbigniew Jagielaszek, ratownik GOPR, który znalazł zamordowanych studentów.
Irena Sznajder, która prowadzi zajazd w Karłowie, wciąż opowiada o tej zbrodni turystom, którzy nie przestają się sprawą interesować. - Przyjechały wtedy setki policjantów i wojskowych, o wszystko wypytywali. A mieszkańcy się bali i siedzieli w domach. Mówiło się, że studentów mógł zamordować mężczyzna w koszuli w kratę, każdy był podejrzany. A osoba we flanelowej koszuli szczególnie - wspomina.
Dwa krzyże w górach połączone łańcuszkiem
O zbrodni popełnionej na niebieskim szlaku przypominają teraz dwa krzyże połączone ze sobą łańcuszkiem z napisem: "Byli młodzi, wrażliwi, pełni radości życia. Zginęli od kul zabójcy, w górach, które tak ukochali".
Sprawa morderstwa Anny i Roberta została przekazana policjantom z tzw. Archiwum X, czyli funkcjonariuszom ze specjalnej grupy, pracującej przy wydziale kryminalnym. Zajmują się oni wyjaśnianiem zbrodni, których sprawcy wciąż są na wolności.
- Nie ma zbrodni doskonałej, ale są takie, których sprawców nigdy, niestety, nie poznamy – przyznaje emerytowany policjant, który chce zachować anonimowość. 18 lat temu pracował w zespole śledczym, który miał wyjaśnić tajemnicze zabójstwo dwójki studentów.
Autor: Zuzanna Pezalska/gp / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: Archiwum Faktów TVN/glos.up.wroc.pl