Premier polskiego rządu obwieścił, że w sądzie w Krakowie jak "wszystko wskazuje bowiem na to", działała "zorganizowana grupa przestępcza". Mateusz Morawiecki nie sprecyzował, który sąd ma na myśli, a w Krakowie działa siedem sądów. To kolejna publiczna wypowiedź Morawieckiego zarzucająca, że w sądach dochodzi do przestępstw. I kolejna, na którą nie przedstawił dowodów.
Wypowiedź premiera Morawieckiego ukazała się w środę 13 czerwca w tygodniku "Gazeta Polska". W wywiadzie z szefem rządu padło pytanie o "pełzający bunt władzy sądowniczej". Autorzy wywiadu nie podali nazw własnych sądów, w których miałoby dochodzić do buntu. Wskazali jedynie miejsce: "W Krakowie sędziowie wystąpili przeciwko prezes powołanej przez ministra sprawiedliwości".
W Krakowie jest sześć sądów powszechnych (Sąd Apelacyjny, Sąd Okręgowy i cztery sądy rejonowe). Jest też Wojewódzki Sąd Administracyjny.
Gdzie był bunt i przeciw komu
Trudno dociekać o co chodzi w tak nieprecyzyjnie postawionym pytaniu, jakie miał usłyszeć Morawiecki. Jednak z jego treści wynika, że do buntu doszło:
:: w Krakowie,
:: przeciwko prezesowi sądu, który jest kobietą,
:: prezes ta została powołana wyłącznie przez ministra sprawiedliwości, a więc po sierpniu 2017 roku, bo wcześniej tryb powoływania prezesów był inny.
Te trzy kryteria spełnia, w połączeniu z faktem, że jest adresatką buntu, bodaj jako jedyna, obecna prezes Sądu Okręgowego w Krakowie. Dagmara Pawełczyk-Woicka, sędzia Sądu Rejonowego dla Krakowa Podgórza, delegowana wcześniej do Ministerstwa Sprawiedliwości, jest prezesem Sądu Okręgowego z nominacji ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry. Po jej powołaniu na stanowisko, które nastąpiło 8 stycznia br. doszło do kilku sporów między nową prezes a większością sędziów Sądu Okręgowego. Bezpośrednio po jej nominacji sześcioro członków kolegium sądu zrezygnowało z zasiadania w nim. Oznaczało to w praktyce samorozwiązanie tego ciała, bo nie zrezygnowała z członkostwa tylko sama nowa prezes i jej zastępca.
Obecnie trwa zaś próba sił między nową prezes a sędziami. Sędziowie chcą się zebrać na zgromadzeniu, będącym formą władzy przedstawicielskiej sądu. Prezes odwołała kolejny termin zgromadzenia sędziów 16 maja. Sędziowie postanowili obradować więc na korytarzu. Na tym korytarzowym zgromadzeniu sędziowie podjęli między innymi uchwałę wzywającą prezes Pawełczyk-Woicką do rezygnacji. Zarzucili jej niewystarczające kwalifikacje i sprzeniewierzanie się niezawisłości sędziowskiej. Z kolei Pawełczyk-Woicka zarzuca sędziom sądu, którym kieruje, że podejmując takie uchwały sprzeniewierzają się ślubowaniu sędziowskiemu.
Tak w skrócie wygląda sytuacja w Sądzie Okręgowym w Krakowie, potocznie zwana w debacie publicznej buntem sędziów.
Co powiedział premier o "zorganizowanej grupie przestępczej"
Odnosząc się do pytania "Gazety Polskiej" o "pełzający bunt władzy sądowniczej" z uzasadnieniem, że "w Krakowie sędziowie wystąpili przeciwko prezes powołanej przez ministra sprawiedliwości", premier Morawiecki odpowiedział:
"W mojej opinii szczególnie znamienny jest przykład sądu z Krakowa. Będę zachęcał pana przewodniczącego Timmermansa, aby się przyjrzał temu przykładowi bardzo uważnie. Wszystko wskazuje bowiem na to, że działała tam zorganizowana grupa przestępcza".
Szef rządu nie wskazał, który z siedmiu krakowskich sądów ma na myśli. Nie wiadomo więc do czego odnosi słowa "temu przykładowi" i "tam".
Wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej Frans Timmermans ma przyjechać do Polski 18 czerwca w związku z wszczętą przez komisję procedurę ochrony praworządności w państwie członkowskim UE - Rzeczpospolitej Polskiej. Komisja uważa m.in., że wskutek zmian w polskim sądownictwie dokonanych przez parlament istnieje zagrożenie, że władza wykonawcza (rząd i prezydent) ma wpływ na sądy, a mieć go nie powinna, bo sądy w demokratycznym państwie prawnym, będącym członkiem UE muszą być władzą odrębną i niezależną od innych władz.
Sędziowie oburzeni zarzutem, a Timmermansa się nie boją
Zaskoczenie słowami premiera o "zorganizowanej grupie przestępczej" wyraził w rozmowie z TVN24 sędzia Sądu Okręgowego w Krakowie Waldemar Żurek, w przeszłości rzecznik prasowy Krajowej Rady Sądownictwa. Ale zaznaczył, że skoro szef rządu chce, to sędziowie udzielą informacji wiceprzewodniczącemu KE co się dzieje w polskich sądach.
- Chciałbym zaprosić pana Timmermansa. Jeżeli premier namawia go do zbadania sytuacji w krakowskim sądzie, to myślę, że najlepiej będzie, jeżeli komisarz przyjedzie do Krakowa. Bardzo chętnie się z nim spotkamy jeżeli uzna, że trzeba tę sprawę wyjaśnić, jesteśmy gotowi pojechać do Brukseli. Możemy też spotkać się z przewodniczącym Timmermansem w Warszawie, żeby pokazać mu jak dzisiaj łamie się sędziowską niezawisłość i jak próbuje się politycznie podporządkować sądy - oświadczył Waldemar Żurek.
Gdyby mimo braku konkretów, przyłożyć do wypowiedzi Mateusza Morawieckiego dla "Gazety Polskiej" prawidła logiki, to w określeniu szefa rządu "sąd z Krakowa", znajduje się również między innymi Sąd Apelacyjny w Krakowie. Jest to sąd wyższego szczebla niż Sąd Okręgowy w Krakowie. Zgromadzenie sędziowskie Sądu Apelacyjnego poparło sędziów z Sądu Okręgowego, którzy sprzeciwiają się rządom obecnej prezes.
Dyrektorowi, czyli urzędnikowi niebędącemu sędzią, Sądu Apelacyjnemu w Krakowie podlega jednostka o nazwie Centrum Zakupów dla Sądownictwa w Krakowie. W związku z działalnością tych instytucji toczy się obecnie śledztwo obejmujące ponad dwadzieścioro urzędników sądowych. Toczy się również proces byłego prezesa Sądu Apelacyjnego w Krakowie. Akt oskarżenia zarzuca mu udział w zorganizowanej grupie przestępczej, przyjmowanie łapówek, poświadczenie nieprawdy i pranie brudnych pieniędzy, czyli dochodów pochodzących z przestępstwa. Oskarżony nie został jeszcze skazany nawet w pierwszej instancji.
W grudniu ub.r. rozpoczął się jego proces. Były prezes nie przyznaje się do winy.
Prokuratura twierdzi, że z Sądu Apelacyjnego w Krakowie i Centrum Zakupów dla Sądownictwa ukradziono 25 milionów złotych w taki sposób, że wypłacano pieniądze osobom i firmom na podstawie rachunków za usługi, które tak naprawdę nie zostały wykonane, a rachunki poświadczały nieprawdę.
- Pan premier skrzętnie pomija to, że większość osób, które usłyszały zarzuty to są dyrektorzy sądów, powoływani przez ministrów sprawiedliwości. To są głównie urzędnicy. Zarzuty postawiono też byłemu prezesowi Sądu Apelacyjnego i ta osoba zasługuje na uczciwy proces - zauważa rzecznik najliczniejszego w Polsce Stowarzyszenia Sędziów Polskich Iustitia sędzia Bartłomej Przymusiński.
Śledztwo i jeden proces. Wyroków skazujących brak
Odprysk śledztwa w sprawie Centrum Zakupów dla Sądownictwa dotyka Sądu Okręgowego w Krakowie, ale nie ma związku z sędziami, bo zarzuty w tej sprawie ma były już dyrektor sądu.
Ministerstwo Sprawiedliwości wiąże jednak działalność byłego dyrektora z osobą byłej prezes tego sądu. Tego samego dnia, gdy dyrektor został zatrzymany, 27 listopada ubiegłego roku, minister Zbigniew Ziobro odwołał prezes Sądu Okręgowego w Krakowie sędzię Beatę Morawiec. "W ocenie Ministra sędzia Morawiec, jako ówczesny zwierzchnik służbowy dyrektora, nie sprawowała odpowiedniego nadzoru nad działalnością administracyjną Sądu Okręgowego w Krakowie" - napisano w komunikacie ministerstwa.
Wtedy sędzia Morawiec również zauważyła, że dyrektor sądu jest urzędnikiem ministra, a nie podwładnym prezesa i wytoczyła ministrowi proces cywilny o naruszenie dóbr osobistych.
Prokuratura, podlegająca prokuratorowi generalnemu Zbigniewowi Ziobrze, nie ujawniła jak dotąd dowodów, które uprawdopodobniałyby twierdzenie Mateusza Morawieckiego jakoby w "sądzie w Krakowie", w którym "sędziowie wystąpili przeciwko prezes powołanej przez ministra sprawiedliwości" " wszystko wskazuje (...) na to, że działała tam zorganizowana grupa przestępcza". Podkreślmy: nikt z sędziów ani urzędników sądowych z Krakowa nie został na razie prawomocnie skazany za przestępstwo z art. 258 kodeksu karnego, czyli za udział w zorganizowanej grupie przestępczej.
"Trzeba mieć dowody"
Wypowiedź premiera odbiła się echem w świecie polityki. Jej sens i znaczenie próbował tłumaczyć, choć na dużym poziomie ogólności, poseł PiS, z zawodu adwokat, Bartosz Kownacki.
- Ta dyskusja z udziałem polityków z zagranicy toczy się. Oni mają wyrobiony pogląd, ale być może ten pogląd jest wyrobiony w sposób nieuzasadniony i niesprawiedliwy i warto, aby zapoznali się z całością tematu, jeżeli już tu są, prowadzą taką ocenę i żądają od Polski takiego, a nie innego zachowania - mówi Kownacki.
Politycy opozycji uznają wypowiedź premiera za skandaliczną i przypominają, że urzędnik państwowy, a takim jest premier, jeżeli wie coś o popełnieniu przestępstwa, ma obowiązek zgłosić rzecz do prokuratury, w przeciwnym razie sam popełnia przestępstwo.
- To żenujący przykład, jak polityk, który pełni najwyższy urząd państwowy nie potrafi trzymać nerwów na wodzy i nie potrafi trzymać języka za zębami. Tym bardziej, że taki wywiad jest autoryzowany. Może świadczy to już o pewnej desperacji niektórych czołowych polityków obozu rządzącego - mówi Krzysztof Brejza, poseł opozycyjnej Platformy obywatelskiej
Tę jednozdaniową wypowiedź premiera skomentowała również pierwsza prezes Sądu Najwyższego Małgorzata Gersdorf, która w środę pojawiła się w Sejmie, aby przedstawić doroczną informację z działalności Sądu Najwyższego.
- To jest wypowiedź bardzo niefortunna, szczególnie w ustach premiera, bo jeżeli mówi się o grupie przestępczej, to trzeba mieć na to dowody - powiedziała profesor Gersdorf.
Z publicznymi oskarżeniami premier debiutował w grudniu
To nie pierwsze niepoparte dowodami zarzuty Mateusza Morawieckiego wobec polskiego sądownictwa. Dwa dni po powołaniu go na stanowisko premiera, 13 grudnia Morawiecki opublikował w amerykańskim tygodniku "Washington Examiner" artykuł, w którym twierdził m.in., że że polski wymiar sprawiedliwości jest "głęboko wadliwy" oraz "sprzyja nepotyzmowi i korupcji".
"Korzyści dla przyjaciół; zemsta przeznaczona dla rywali. W przypadkach, gdy sprawa wygląda na najbardziej dochodową, wymagane są łapówki. Postępowania czasem przedłużają się w nieskończoność, działając na korzyść bogatych i wpływowych pozwanych. Wymiar sprawiedliwości zbyt często jest niedostępny dla tych, którym brak politycznych wpływów i pokaźnych kont bankowych" - pisał Morawiecki.
Tezy stawiane w artykule Morawieckiego spotkały się wtedy ze stanowczym i sformalizowanym w postaci uchwały protestem poprzedniej Krajowej Rady Sądownictwa, w której zasiadali sędziowie wybrani przez zebrania przedstawicieli sędziów.
Autor: jp / Źródło: tvn24.pl