W pobliżu plaży na Florydzie padł kaszalot, którego w niedzielę ocean wyrzucił na brzeg. Dotarcie do niego i udzielenie mu pomocy okazało się zbyt trudne z powodu silnego wiatru i wysokich fal. Nie wiadomo, dlaczego zwierzę znalazło się na tak płytkich wodach.
W niedzielę na mieliźnie u wybrzeży miasta Venice w zachodniej Florydzie został zauważony wieloryb. Specjaliści ustalili następnie, że to 13-metrowy samiec kaszalota spermacetowego. Zwierzę znajdowało się kilkadziesiąt metrów od lądu.
Ratownicy próbowali podać kaszalotowi środek uspokajający, jednak - jak wyjaśnili - w wyniku silnego wiatru i wysokich fal dotarcie do niego było zbyt niebezpieczne. Stwierdzono, że najlepszym rozwiązaniem będzie podjęcie kolejnej próby udzielenia pomocy zwierzęciu w poniedziałek przy bardziej sprzyjających warunkach pogodowych. Lokalna policja informowała, że w niedzielę wieczorem miejscowego czasu wieloryb wciąż żył, ale miał trudności z oddychaniem.
Kaszalot nie przeżył
W poniedziałek rano urzędnicy amerykańskiej Narodowej Administracji Oceanicznej i Atmosferycznej (NOAA) przekazali, że w nocy wieloryb zmarł. Przy użyciu ciężkiego sprzętu ma zostać wyciągnięty na ląd.
Nie wiadomo, dlaczego kaszalot znalazł się na tak płytkich wodach. Zostanie przeprowadzona sekcja zwłok zwierzęcia. Ustalenie przyczyny jego śmierci zajmie prawdopodobnie kilka tygodni.
W grudniu ubiegłego roku przedstawiciela tego gatunku zauważono u wybrzeży Australii, co oceniono jako "niezwykłe i niebezpieczne". Mimo podjętych przez władze działań zwierzę nie było w stanie samodzielnie wypłynąć na głębsze wody. Padło po dwóch dniach.
Zagrożone wyginięciem
Kaszaloty spermacetowe (łac. Physeter macrocephalus) są uznawane za gatunek zagrożony wyginięciem po latach spadku liczebności spowodowanej polowaniami. Samce mogą dorastać do 16 metrów długości, a długość samic to do 11 metrów.
Źródło: Reuters, CNN, USA Today, tvnmeteo.pl