Shimla, Indie. Ratownicy wciąż przeszukują teren, w którym doszło do osuwiska. Nie żyje co najmniej 57 osób, cały czas trwają poszukiwania kilkunastu mieszkańców. Najbliżsi zaginionych osób są przekonani, że nie odzyskają już swoich krewnych i przyjaciół.
W indyjskim mieście Shimla doszło w poniedziałek do ogromnego osuwiska. We wtorek przekazano, że wciąż trwają poszukiwania dziesięciu zaginionych mieszkańców. Ich szanse na przeżycie drastycznie maleją.
Władze potwierdziły, że w wyniku katastrofy zginęło co najmniej 57 osób. To najtragiczniejsza klęska żywiołowa dla tego regionu Indii od wielu lat.
Kończy im się czas
Na miejscu wciąż działają tysiące ratowników. Ich zadaniem jest usunięcie pozostałości świątyni, która zawaliła się pod wpływem ulewnego deszczu. Masy błota, wody i gruzu spadły ze zbocza góry na domy i budynki.
Mieszkańcy wciąż poszukują swoich bliskich, ale obawiają się, że już nie odnajdą ich żywych.
- Nadal nie wiadomo, ile osób tak naprawdę znajduje się w gruzach. [...] Wydaje mi się, że teraz trudno będzie odnaleźć kogoś żywego. Mamy tylko nadzieję, że przynajmniej odzyskamy ciała - powiedział Rakesh Thakur, który wciąż czeka na informacje dotyczące swojego zaginionego w osuwisku przyjaciela.
Z uwagi na niebezpieczne warunki, w całym stanie Himachal Pradesh zamknięto szkoły i inne placówki edukacyjne. Ewakuowano mieszkańców regionów najbardziej zagrożonych kolejnymi kataklizmami. Według władz, zostali przeniesieni do schronisk.
Obfita pora monsunowa
Władze Indii są pewne, że za coraz poważniejszymi katastrofami, stoją zmiany klimatu. Jak przekazali, w ciągu ostatniego roku lub dwóch odnotowano niezwykle intensywne opady deszczu oraz przyspieszenie tempa topnienia himalajskich lodowców. Zjawiska przyczyniły się do zwiększenia częstotliwości powodzi błyskawicznych.
W ubiegłym miesiącu stany Himachal Pradesh oraz Uttarakhand doświadczyły długotrwałych ulew. Jak przekazano, normy dla sezonu monsunowego zostały tam przekroczone kolejno o 45 i 18 procent.
Źródło: Reuters