We wtorkowym osuwisku w Kolumbii zginęło co najmniej 16 osób, a kilkadziesiąt zostało rannych. Trzy osoby są zaginione. Urzędnicy apelują o ostrożność, ponieważ region, zamieszkany przez tysiące ludzi, cały czas jest zagrożony.
- To cud, że żyję, widać nie był to mój dzień na śmierć - powiedział 62-letni Alvaro Alzate, który przeżył osuwisko, jakie zeszło we wtorek w miejscowości Pereira w Kolumbii. W katastrofie zginęła jednak część jego rodziny i sąsiadów.
Łączna liczba ofiar śmiertelnych sięga co najmniej 16 osób.
Bolesne przeżycie
Alzate wspominał moment, w którym woda i błoto zalały okolicę.
- Był kwadrans po szóstej, kiedy to się stało. Moja rodzina została uwięziona. Mnie błoto wyciągnęło na ulicę. Zginął mój ojciec, brat i jedna z córek siostrzenicy. Sąsiedzi i zwierzęta również - powiedział. - Nie spodziewaliśmy się tego. To bardzo bolesne, kiedy się patrzy na gazety i ogląda w nich zdjęcia rodziny i sąsiadów. Ludzi, którzy spędzili tu tyle lat. To bardzo, bardzo trudne i naprawdę bolesne - dodał.
Osuwisko, które zniszczyło co najmniej siedem domów w miastach Dosquebradas i Pereira, było konsekwencją ulewnych opadów deszczu.
Jak przekazała w środę wieczorem kolumbijska agencja ds. zarządzania kryzysowego, ewakuowano 69 budynków. 36 osób zostało rannych, a co najmniej trzy są zaginione.
Wciąż nie jest bezpiecznie
Według Julio Cesara Gomeza, regionalnego urzędnika zajmującego się ochroną środowiska, mieszkańcy wciąż mogą być w niebezpieczeństwie. Ponieważ opady mocno nasączyły grunt, istnieje ryzyko, że zejdą kolejne osuwiska. Tymczasem tereny wokół trzech okolicznych rzek są bardzo gęsto zaludnione.
- Każdy jest zagrożony. Oszacowaliśmy, że tutaj zagrożonych może być około dwóch tysięcy osób, a do tego dochodzą jeszcze mieszkańcy okolic rzek Consota, Cauca i Minarica. Z łatwością możemy mówić o co najmniej 50 tysiącach ludzi zamieszkujących obszary ryzyka - stwierdził.
Źródło: Reuters