Indonezja to kraj, który często zmaga się z ulewami i silnymi burzami. Ponieważ aura często jest nieprzewidywalna, na różne wydarzenia zatrudnia się tak zwanych "szamanów deszczu", którzy odprawiają rytuały służące odganianiu opadów. Jednak z powodu pandemii COVID-19 i wprowadzonych w związku z nią obostrzeń, wielu z nich straciło możliwość pracy. Teraz, po wielu miesiącach, mogą do niej wrócić.
Pośród mgły kadzideł i półmisków z ofiarami - czerwonych papryczek chilli, główek czosnku i płatków plumerii, indonezyjski szaman Ki Joko Sapu-Jagat przygotowywał się do powrotu do pracy po wielomiesięcznej przerwie, którą wymusiła pandemia COVID-19.
Specyficzna profesja
Mężczyzna jest jednym z wielu szamanów, którzy zajmują się przeprowadzaniem ceremonii mającej na celu odgonienie deszczu. Po kilkunastu miesiącach podjęto decyzję o zdjęciu dla nich obostrzeń, dzięki czemu znów mogą odprawiać swoje rytuały. Władze kraju zdecydowały także o zezwoleniu na większe imprezy, takie jak na przykład wesela.
Choć profesja, którą trudzi się szaman, może niektórych bawić, wielu Indonezyjczyków wierzy w zdolności "pawang hujan", czyli "szamanów deszczu" do kontrolowania pogody.
Indonezja jest krajem, który doświadcza nagłych, monsunowych ulew przez wiele tygodni każdego roku. Dlatego często szamani deszczu są wynajmowani, aby odgonić opady z powodu wesel, koncertów czy wydarzeń rządowych.
- Zasadniczo pracujemy bez "zmieniania natury". Zamiast tego wzmacniamy obszar, na którym odbywa się wydarzenie - powiedział Ki Joko, wpatrując się w plamę szarych chmur. Jak wyjaśnił, jego zadaniem jest "stworzenie bariery ochronnej, która przenosi chmury w inne miejsca".
Wesele na pierwszy ogień
Pierwszy dzień pracy szamana był związany z plenerowym ślubem w mieście Bekasi, w Zachodniej Jawie. W uroczystości miało brać 400 osób i obawiano się, że pogoda może pokrzyżować plany. Według prognoz istniały ogromne szanse na burze i opady deszczu.
Ki Joko, w jawajskiej koszuli i wzorzystej chuście, zatrzymał się w cichym zakątku. Wbił kilkanaście małych, brązowych sztyletów w ziemię wokół talerza ze świeżymi kwiatami i rozpoczął swój rytuał.
Wysoka sprawdzalność
Ki Joko pochodzi z linii przodków balijskich szamanów deszczu i jest "pawang hujan" od dziesięcioleci. Sztuki tej nauczył się od swojej matki, kiedy miał zaledwie kilkanaście lat.
- Ich praca jest w 70-100 procentach udana. Zdarzają się sytuacje, w których warunki są ekstremalne i nie potrafią im zapobiec, więc ostatecznie pada deszcz. Ale ich obecność jest bardzo pomocna przy takich imprezach plenerowych jak ta - zauważył Yata, menedżer szamana, jak sam siebie przedstawia.
Faktycznie, pomimo zachmurzonego nieba podczas zaślubin, deszcz nie zaczął padać.
- Jakikolwiek macie problem z pogodą, zostawcie go mnie - powiedział szaman.
Źródło: Reuters