Wzrosła liczba ofiar śmiertelnych pożarów, które szaleją w centralnym Chile. Jak przekazały władze kraju, w żywiole zginęło co najmniej 112 osób, a los wielu mieszkańców regionu pozostaje nieznany. Tysiące osób straciło w ogniu cały dobytek.
Jak przekazała Krajowa Służba Zapobiegania Katastrofom i Reagowania (Senapred) w niedzielę wieczorem, bilans ofiar śmiertelnych pożarów w regionie Valparaiso w środkowym Chile wzrósł do 112. Do tej pory udało się zidentyfikować 32 ciała, a setki osób pozostają zaginione. W poniedziałek i wtorek w kraju ogłoszona została żałoba narodowa.
Walka z płomieniami
Zgodnie z danymi Senapred ogień najsilniej dotknął rezerwat przyrody dookoła jeziora Penuelas - tam żywioł pochłonął obszar 8500 hektarów. Płomienie trawią nie tylko obszary leśne. Wiceminister spraw wewnętrznych Manuel Monsalve powiedział w niedzielę, że tylko w regionie miast Vina del Mar i Quilpue zdewastowanych zostało około 14 tysięcy domów.
- Wiatr był straszny, a upał palący. Nie było chwili wytchnienia. Ludzie uciekali, rozpierzchając się we wszystkie strony - opowiadał Reutersowi jeden z mieszkańców regionu.
Na najsilniej dotkniętych obszarach chilijskie władze wprowadziły godzinę policyjną. Oprócz strażaków w walce z żywiołem pomaga wojsko, zaś akcja gaśnicza prowadzona jest również z powietrza.
Chociaż w miesiącach letnich na półkuli południowej stosunkowo często dochodzi do pożarów, rzadko kiedy osiągają one aż taką skalę. To najgorsza katastrofa w Chile od trzęsienia ziemi w 2010 roku, w którym zginęło około 500 osób.
Źródło: PAP, Reuters, Senapred