Wirus RSV powrócił - i to jak twierdzą eksperci - ze zdwojoną siłą. Wydaje się wręcz, że patogen u dzieci stanowi większe zagrożenie niż COVID-19 i PIMS. Dzieci z RSV przybywa w szybkim tempie w gorzowskim Wielospecjalistycznym Szpitalu Wojewódzkim. - Dzieci zakażone wirusem RSV zajmują już większość łóżek na naszym oddziale - przekazał kierownik oddziału dziecięcego w gorzowskim szpitalu lekarz pediatra Tomasz Szatkowski.
Obecnie to nie COVID-19 i PIMS (wieloukładowy zespół zapalny występujący u dzieci w następstwie zakażenia koronawirusem) są dla nas wyzwaniem, ale fala zachorowań wywołanych przez wirusa RSV. Zakażeń wśród dzieci jest coraz więcej, część z nich choruje bardzo ciężko. Zapełniają oddziały szpitalne - mówiła w rozmowie z Polską Agencją Prasową dr Magdalena Okarska-Napierała z Kliniki Pediatrii z Oddziałem Obserwacyjnym Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.
O wirusie RSV zaczęto mówić z powodu 4,5-letniego Mikołaja. Chłopiec cierpiał na zespół pocovidowy - przestały mu działać płuca. Dziecko zostało uratowane dzięki pozaustrojowemu utlenowaniu krwi (ECMO). Doktor Okarska-Napierała zauważyła, że taki przypadek należy traktować jako odosobniony.
- Dopóki COVID-19 będzie na świecie, będą się również zdarzały przypadki PIMS wśród dzieci, ale jest to rzadkie powikłanie. Jeśli w czasie fali chorują miliony ludzi, to znajdzie się pewna grupa dzieci z PIMS i znowu będziemy je leczyć, natomiast w USA oszacowano, że ryzyko, że u dziecka rozwinie się PIMS, wynosi jeden na trzy tysiące - powiedziała.
Przybywa dzieci z RSV w gorzowskim szpitalu
Oblężenie za sprawą rosnącej liczby infekcji wywołanych wirusem RSV przeżywa Oddział Dziecięcy z Pododdziałem Neurologii Dziecięcej gorzowskiego szpitala - poinformowała we wtorek rzeczniczka Wielospecjalistycznego Szpitala Wojewódzkiego w Gorzowie Wielkopolskim Agnieszka Wiśniewska. Jak dodała, wirus u niemowląt (zwłaszcza u wcześniaków) może szybko doprowadzić do zapalenia oskrzelików i płuc. Sprawia on, że w Gorzowie coraz więcej dzieci wymaga hospitalizacji. - Takie niepokojące zjawisko na naszym oddziale obserwujemy od kilku dni. Dzieci zakażone wirusem RSV zajmują już większość łóżek na naszym oddziale. Niemowlęta przechodzą kontakt z wirusem znacznie gorzej niż dzieci kilkuletnie. U niektórych z naszych pacjentów konieczne było zastosowanie wysoko przepływowej terapii tlenowej, a nawet pomocy respiratora - powiedział kierownik oddziału dziecięcego w gorzowskim szpitalu lek. pediatra Tomasz Szatkowski.
Wyjaśnił, że wirus RSV najbardziej zaraża dzieciom do dwóch lat. Przenoszony jest drogą kropelkową. Do zakażenia najczęściej i najszybciej dochodzi w placówkach edukacyjnych, na przykład w przedszkolach, żłobkach czy w szkołach.
- Apelujemy do rodziców, aby nie wysyłali dzieci z objawami infekcji do przedszkola czy żłobka. W tym okresie warto też bacznie się przyglądać kontaktom starszego rodzeństwa z niemowlakiem, a w razie pojawienia się kataru czy kaszlu odizolować dzieci od siebie - powiedział Szatkowski.
Wirus RSV - dlaczego jest niebezpieczny?
Wirus RSV zwykle zaczynał atakować dzieci późną jesienią, a kończył wiosną, ze szczytem na przełomie stycznia i lutego. Podczas trwania obostrzeń wprowadzonych w związku z pandemią zarówno grypa, jak i RSV niemal zupełnie zniknęły. Teraz jednak niebezpieczny wirus wrócił i uderzył ze zdwojoną siłą.
- Jest bardzo dużo infekcji w żłobkach, przedszkolach. Nigdy nie mieliśmy w tym okresie pacjentów z RSV, a teraz jest ich mnóstwo. Oddział zapełniają nam dzieci z RSV, a w innych szpitalach jest podobnie. Jeszcze nie są przepełnione, ale w literaturze zachodniej jest opisywane, że OIOM-y, SOR-y są na granicach wydolności - powiedziała Dr Okarska-Napierała.
Zakażenie wirusem RSV objawia się poprzez katar i kaszel u starszych dzieci. Młodsze najpierw też mają katar, ale potem pojawia się duszący kaszel, niejednokrotnie wymagający tlenoterapii, płynoterapii w szpitalu. Co gorsza, teraz z powodu RSV zaczęły chorować naraz całe rodziny.
PIMS w Polsce i na świecie
Doktor Magdalena Okarska-Napierała z Kliniki Pediatrii z Oddziałem Obserwacyjnym Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego współtworzy krajowy rejestr chorób zapalnych u dzieci. Jak wspomniała, dokumentacja powstała, by móc wychwycić pojawianie się PIMS u najmłodszych pacjentów.
- Pierwsze przypadki odnotowaliśmy już w maju 2020 roku. W październiku-grudniu, po jesiennej fali zachorowań na COVID, nadeszła kolejna - zachorowań na PIMS. Dotknęło to wiele dzieci, [mieliśmy - przyp. red.] kilkaset przypadków w skali kraju. Dzieci trafiały licznie do szpitali, stanowiło to dla nas wyzwanie. W drugiej fali, zimowo-wiosennej, przypadków PIMS było już zdecydowanie mniej - opowiadała.
Podobny schemat miał panować w Stanach Zjednoczonych - fale zachorowań na PIMS są coraz niższe w stosunku do fali COVID-19. Jak wskazała ekspertka, obecnie w całych Stanach Zjednoczonych odnotowuje się około 5-10 przypadków w tygodniu. Na razie nie jest jasne, dlaczego tak się dzieje, choć teorii jest wiele.
Nasz kraj mierzy się obecnie z czwartą falą zachorowań podczas pandemii COVID-19. Dr Okarska-Napierała stwierdziła, że zwiększonej liczby zakażeń na PIMS będzie trzeba spodziewać się około miesiąca po fali COVID-19.
- W rejestrze PIMS, który prowadzimy od maja 2020 ubiegłego roku, uzbierało się jak dotąd około 500 przypadków. W tej chwili nie wydaje się, by zachorowalność radykalnie wzrosła. Do szpitala, w którym pracuję, trafia większość przypadków dzieci z PIMS z województwa mazowieckiego i w tej chwili nie mamy z tą chorobą problemu - mówiła.
Według danych przytoczonych przez pediatrę, dane polskiego rejestru, są bardziej korzystne niż te z krajów Zachodu, ponieważ mniej niż 10 procent dzieci z PIMS trafiło do oddziałów intensywnej terapii. W USA i Wielkiej Brytanii było to ok. 40-60 proc.
- Rokowanie ogólne co do przeżycia w przypadku PIMS nadal jest pomyślne, nawet się poprawia. Odsetek zgonów w USA na początku sięgał dwóch procent, teraz spadł poniżej procenta - mówiła.
Czym objawia się PIMS?
Jak dodała, dane wskazują, że podczas fali wariantu Delta dzieci chorują statystycznie tak samo jak w przypadku poprzednich fal. Różnica polega na tym, że ten wariant wydaje się dla nich bardziej zakaźny. Odnotowuje się też coraz więcej przypadków zachorowań w młodszych grupach wiekowych.
- Amerykanie opublikowali dwa doniesienia, z których wynika, że nadal są to zakażenia łagodne, większość dzieci choruje bezobjawowo albo skąpoobjawowo, a tylko w niewielkim odsetku dochodzi do ciężkiego przebiegu, który nadal najczęściej dotyczy dzieci z chorobami współistniejącymi, na przykład otyłością, astmą, immunosupresją. Pomimo że bezwzględna liczba ciężko chorych dzieci jest większa, nadal, gdy statystyczne dziecko styka się z wirusem, stanowi to dla niego małe zagrożenie - powiedziała ekspertka.
Objawy choroby są podobne jak u dorosłych, ale u dzieci rzadziej się rozwijają. Pojawia się gorączka, kaszel, duszności, stosunkowo częściej mają objawy ze strony układu pokarmowego - biegunkę, wymioty, a także często mają zmiany skórne, między innymi w postaci wysypki. Jednak przebieg tej choroby nie różni się od innych infekcji sezonowych.
- Brytyjczycy przeprowadzili na dużych grupach analizę porównawczą do innych infekcji i stwierdzili, że średnia długość utrzymywania się objawów jest nieco dłuższa dla COVID-19, ale to nadal kwestia kilku dni. Dla pacjentów to nie jest jednak dostrzegalna różnica. Obecnie jednak nie COVID-19 jest dla nas największym zmartwieniem, ale fala zachorowań na wirus RSV. Epidemia jest zatrważająca - stwierdziła Okarska-Napierała. - Mamy nasiloną falę innych infekcji sezonowych, a jednym z takich wirusów, który przetacza się przez cały świat w nieporównywalnej niż wcześniej skali, jest wirus RSV. Zakażeń wśród dzieci jest coraz więcej, niektóre - zwłaszcza najmłodsze - chorują bardzo ciężko - dodała.
Szczepienie dla dzieci
Ministerstwo Zdrowia zapowiedziało, że od listopada zaczną być prowadzone szczepienia przeciwko COVID-19 dla dzieci w wieku 5-11 lat. Pediatra stwierdziła, że cieszyć powinien fakt, że prowadzone są badania kliniczne dotyczące skuteczności preparatów także u młodszych dzieci. Jak dodała, dla dzieci z grup podwyższonego ryzyka "szczepienie będzie zbawienne".
- Nie ma też wątpliwości, że szczepienie nastolatków jest zasadne, bo - zwłaszcza jeśli mają choroby współistniejące - to ryzyko, że będą chorować jak dorośli, jest wysokie. W USA zaobserwowano też, że w stanach, gdzie była najwyższa wyszczepialność w społeczeństwie, dzieci - również te najmłodsze - chorowały rzadziej - mówiła. - Wirus "szuka sobie" nisz w społeczeństwie, już w dużej części uodpornionym, i dzieci stanowią taką niszę. Czy w związku z tym nie dojdzie do powstania nowych wariantów, które będą dla dzieci groźniejsze? Trudno powiedzieć, jeśli tak, wtedy nasze spojrzenie się zmieni. Na pewno jednak czekam na to, by szczepienia były zarejestrowane dla dzieci w każdym wieku, żebyśmy mogli szczepić te z czynnikami ryzyka. Tutaj nie ma wątpliwości, że dla nich zakażenie jest bardziej niebezpieczne niż zaszczepienie - podsumowała.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock