Fala gorąca, która nawiedziła w tym roku w Syberię, mogła sprawić, że do życia obudziły się zahibernowane przez długi czas laseczki wąglika. Obecnie wąglik zagraża całemu regionowi. W zaledwie kilka dni zdziesiątkował lokalną populację reniferów. Kilkudziesięciu rdzennych mieszkańców tego obszaru zostało przeniesionych w inne miejsce.
Epidemia wąglika w zachodniej Syberii od 24 lipca zabiła 1500 reniferów. Miała także wpływ na ludzi. Hospitalizowanych zostało 40 nomadów zamieszkujących Półwysep Jamalski. Wśród nich było czworo dzieci. Pewne źródła donoszą także o śmierci 12-latka. Niektórzy pasterze będą objęci kwarantanną nawet do września. Miejscowy gubernator ogłosił stan wyjątkowy.
"Zombie epidemia"
Określanie tego zjawiska jako "zombie epidemia" może wydawać się nieco dziwne, jednak jest to prawdopodobnie najlepszy sposób na wyjaśnienie tego, co aktualnie dzieje się w zachodniej Syberii. Wąglik wcześniej pojawił się na tym obszarze w 1941 roku. Wtedy także padło wiele reniferów. Przez mroźne lokalne warunki jedno z tych zdechłych zwierząt częściowo zachowało się do dzisiaj.
Przez 75 lat ciało ssaka pozostawało nietknięte pod warstwą lodu. Jednak tego lata syberyjską tundrę nawiedził upał, który spowodował, że temperatura była aż o 5,6 st. C wyższa niż zazwyczaj. Wystarczyło to do tego, aby zdechły jeleń odtajał, a wtedy długo uśpione bakterie znajdujące się w jego ciele obudziły się do życia. W ten sposób rozpoczęła się tzw. epidemia zombie.
Żyją nawet 105 lat
Według badań z 2011 roku, które prowadzili Borys A. Rewicz i Marina A. Podolnaja, czyli dwójka naukowców z Rosyjskiej Akademii Nauk, formy przetrwalnikowe wąglika mogą pozostawać żywe w wiecznej zmarzlinie przez okres nawet 105 lat. Gdy znajdują się głębiej pod ziemią, stan hibernacji może trwać jeszcze dłużej. W tym regionie istnieje wiele miejsc pochówku bydła, które padło w wyniku zakażenia wąglikiem. Obecnie mogą się one stać kolejnymi ogniskami bakterii.
- W związku z rozmarzaniem wiecznej zmarzliny, wektory śmiertelnych infekcji z XIII i XIX wieku mogą powrócić, szczególnie w okolicach cmentarzy, gdzie pochowano ofiary infekcji - alarmują rosyjscy naukowcy.
Powszechna bakteria
Laseczka wąglika (Bacillus anthracis) to dość powszechna bakteria, która występuje na całym świecie. Objawy związane z infekcją bakteryjną mogą przybierać różne formy i dotyczyć skóry, układu oddechowego, jelitowego lub żylnego.
Wąglik skórny uważany jest za najmniej niebezpieczny. Bez leczenia umiera jedynie 20 procent zakażonych. Najgroźniejszą odmianą bakterii jest wąglik płucny, który zabija około 85 procent osób, o ile leki nie zostaną podane na czas. Szczepionki są powszechnie dostępne, podobnie jak antybiotyki dla osób, które miały styczność z bakterią.
Zarodniki wąglika mogą długo przebywać w środowisku, przez co ich zanik zajmuje bardzo dużo czasu. W związku z tym bakterię stosuje się jako broń biologiczną. Po raz pierwszy użyto go w ten sposób w 1916 roku, gdy skandynawscy rebelianci użyli go przeciwko siłom rosyjskim w Finlandii.
Później używali go także terroryści. W wyniku ataku w 2001 roku w Stanach Zjednoczonych zainfekowane zostały 22 osoby, a pięć innych zmarło. W Rosji wąglik pojawiał się już kilka razy, m.in. w 1979 roku po wypadku w sowieckiej fabryce broni biologicznej. W wyniku tego zdarzenia zmarły wtedy 64 osoby.
W lipcu w innym miejscu na świecie odkryto także inną niebezpieczną bakterię. Może nie jest tak groźna, jak wąglik, jednak nie wolno jej bagatelizować. "Superbakteria" została znaleziona w wodach Rio de Janeiro tuż przed Igrzyskami Olimpijskimi. Wiadomo, że jest odporna na leki.
Autor: zupi/map / Źródło: IFL Science, Washington Post