Podczas gigantycznej erupcji w 1980 roku wulkan St. Helens wyrzucił z siebie ponad 540 tysięcy ton popiołu, który przykrył ponad 60 000 kilometrów kwadratowych powierzchni. Ostatnio odnotowano jego częstsze wstrząsy.
Wulkan St. Helens znajduje się w amerykańskich Górach Kaskadowych w stanie Waszyngton. Kojarzony jest głównie z potężną erupcją, jaka miała miejsce 37 lat temu. Obecnie obszar jest chroniony prawnie jako pomnik narodowy. Góra jest nie tylko często odwiedzanym obiektem turystycznym, lecz także zagrożeniem dla żyjących niedaleko ludzi.
Trochę przerażającej historii
18 maja 1980 roku osunęło się całe północne zbocze góry. Wulkan obniżył się wtedy aż o 400 metrów. Później nastąpiła erupcja, w trakcie której słup popiołu miał 18 kilometrów wysokości.
Cały wybuch uznano za największą katastrofę naturalną XX wieku. Zginęło 57 osób.
W 2004 roku wulkan ponownie zaczął drżeć. Trwało to do 2008 roku. W wyniku tych wstrząsów lawa utworzyła się nowa kopuła wulkaniczna.
Częste wstrząsy
Kilka tygodni temu, z powodu opadów śniegu, sprzęt do monitorowania góry nie pracował przez kilka dni. Pod koniec kwietnia sytuacja została opanowana. Od tamtej pory rejestrowano częste wstrząsy sejsmiczne.
Jak podało amerykańskie geologiczne centrum badawcze United States Geological Survey (USGS), pod St. Helens znowu rejestrowane są zjawiska sejsmiczne. Występują sporadyczne trzęsienia ziemi o magnitudach 1 do 3. To wszystko sugeruje, że pod powierzchnią wulkanu przemieszcza się magma.
Między 21 kwietnia a 5 maja zarejestrowano 47 wstrząsów, jednak bardzo prawdopodobne, że było ich nawet 100. Ich źródło znajdowało się zaledwie 2-7 km pod ziemią.
Na razie bezpiecznie
Są jednak i dobre wieści. Ponieważ ziemia się nie zniekształca, woda nie podnosi swojej temperatury ani nie zmienia swojego składu chemicznego, nie wydzielają się również gazy wulkaniczne, do kolejnej erupcji jest jeszcze sporo czasu.
Autor: ao/map / Źródło: ifls.com
Źródło zdjęcia głównego: Wikipedia