Dzikie zwierzęta, w tym wielbłądy, w poszukiwaniu wody wkraczają na tereny zamieszkałe przez ludzi, zagrażając ich egzystencji - twierdzą władze regionu, w którym żyją rdzenni Australijczycy. Od środy ma rozpocząć się odstrzał zwierząt. Może ich zginąć nawet 10 tysięcy. Australijczycy twierdzą, że regulacja populacji jest konieczna.
Od środy w południowo-środkowej Australii ma zacząć się ostrzał wielbłądów. Decyzja dotyczy obszaru Anangu Pitjantjatjara Yankunytjatjara, zamieszkiwanego przez Aborygenów. Według władz regionu, "bardzo duże stada wielbłądów i innych zdziczałych zwierząt" wkraczają do ludzkich osad i wyczerpują zapasy wody, powodując straty materialne. Przy obecnie panującej suszy zagraża to egzystencji Aborygenów. Regulacja populacji zwierząt może objąć nawet 10 tysięcy osobników.
W całym kraju od wielu tygodni utrzymuje się bardzo wysoka temperatura. W jej wyniku wschodnie i południowe stany zmagają się z potężnymi pożarami. Szacuje się, że szalejąca pożoga mogła zabić około pół miliarda zwierząt.
Polowanie na wodę
Według Marity Baker, przedstawicielki władz regionu Anangu Pitjantjatjara Yankunytjatjara, zwierzęta wręcz polują na wodę.
- Znaleźliśmy się w cuchnących dymem, gorących i niewygodnych warunkach. Nie jest dobrze, ponieważ wielbłądy taranują ogrodzenia i wchodzą do domów, żeby w jakikolwiek sposób dostać się do wody - powiedziała.
Region APY nie jest gęsto zaludniony, mieszka w nim około 2,3 tysiąca osób.
Uważa się, że w Australii żyje ponad milion wielbłądów, a ich liczba szybko rośnie.
Pożary nie są niczym nowym w Australii, jednak w ostatnich latach stają się coraz intensywniejsze i niszczycielskie. Problem pogłębia się przez zmiany klimatyczne. Kraj zmaga się z najwyższym wskaźnikiem utraty gatunków fauny.
Autor: kw/rp / Źródło: CNN, Reuters