Mnóstwo krajów na świecie prześciga się w próbach opracowania szczepionki i leków przeciwko COVID-19. Jak stwierdziła bioetyczka doktor Joanna Różyńska z Uniwersytetu Warszawskiego, powielanie tematów badań w kwestii koronawirusa sugeruje brak koordynacji oraz marnotrawstwo pieniędzy i zasobów ludzkich. - Ani presja społeczna, ani oczekiwanie publiczne, aby szybko wskazać lek lub opracować szczepionkę na koronawirusa, nie usprawiedliwiają uproszczeń, przyzwolenia na robienie złej nauki - mówiła.
Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) zarejestrowała ponad trzy tysiące badań powadzonych w kierunku nowych terapii przeciwko COVID-19. Jak zaznaczyła Różyńska, wiele z tematów badań się powtarza, nie są odpowiednio skoordynowane.
- Jeśli przejrzy się ten rejestr, widać, że część grup w różnych częściach świata bada te same substancje. Pojawia się pytanie: czy powinniśmy tak marnować pieniądze i zasoby ludzkie, żeby w sposób nieskoordynowany w kilkudziesięciu czy nawet kilkuset miejscach prowadzić takie same badania? - pytała Różyńska, przewodnicząca Komitetu Bioetyki przy prezydium Polskiej Akademii Nauk
Dodała, że wyniki tych wszystkich badań będą potem bardzo trudne do uwspólnienia - na przykład w analizach badawczych.
Robić dobrą naukę
Różyńska zwróciła uwagę, że kryzys związany z pandemią nie może usprawiedliwiać odstępstw od standardów metodologicznych, które gwarantują dobrą, rzetelną wiedzę naukową.
- Ani presja społeczna, ani oczekiwanie publiczne, aby szybko wskazać lek lub opracować szczepionkę, nie usprawiedliwiają uproszczeń, nie dają przyzwolenia na robienie złej nauki - podsumowała Różyńska.
Jej zdaniem nawet pomimo pilnej potrzeby opracowania leku, naukowcy nie mogą uchybiać wymogom metodologicznym, jakie stawia się rzetelnym badaniom naukowym. Pandemia nie może być więc wymówką, aby zaniżać wielkość próby badawczej czy rezygnować z dużych badań randomizowanych z grupą kontrolną.
W standardowo prowadzonych badaniach klinicznych nowych leków testy prowadzi się tak, by można było jak najdokładniej wychwycić wpływ danej terapii na pacjentów. Uczestnicy badania są losowo przydzielani do grupy, która otrzymuje lek, albo do grupy, która otrzymuje placebo. Ani pacjent, ani lekarz prowadzący badania nie wie zatem, czy pacjent otrzymuje lek, czy substancję, która nie ma efektu leczniczego. Tych standardów - zdaniem etyków - należy dochować i w czasie pandemii, mimo że sporo one kosztują i wymagają czasu.
Interes ekonomiczny
Różyńska uznała, że ponieważ tym standardom uchybiano, to leki, które początkowo uznawano za remedium na COVID-19, jak choćby chlorochina czy remdesivir, okazują się dziś nieskuteczne albo przynoszą pacjentom więcej szkód niż korzyści.
- Pojawiają się też dyskusje na temat decyzji publicznych, dotyczących dopuszczenia danego leku do użycia na przykład jako klinicznego leku wspomagającego - dodała bioetyczka.
Jak zauważyła, rzetelność i ostrożność w badaniach są istotne również dlatego, że przy badaniach leku przeciw koronawirusowi w grę wchodzi interes ekonomiczny.
- Za częścią promowanych produktów stoją ich wytwórcy - firmy. Jeśli jakiś produkt okaże się jakkolwiek skuteczny w walce z chorobą, to jest to dla firmy szansa na niebotyczne zwiększenie zysków. Przecież wszystkie państwa na świecie będą chciały ten produkt swoim obywatelom zapewnić - zwraca uwagę bioetyk.
Pozytywy
Różyńska zwróciła jeszcze uwagę na pozytywny proces, jaki zaszedł w nauce podczas epidemii. Nastąpiło zjednoczenie się wydawców, publikatorów naukowych w decyzji, że wszystkie teksty dotyczące SARS-CoV-2 publikowane są w wolnym dostępie.
- Dzięki temu dostępność do wiedzy o koronawirusie stała się ogromna - zwróciła uwagę bioetyczka.
Autor: kw/map / Źródło: PAP