5-metrowy żarłacz biały zaatakował dwudziestolatka pływającego na desce w pobliżu Kapsztadu (RPA) i odgryzł mu nogę. Mężczyzna nie przeżył amputacji kończyny. Lokalna społeczność, wstrząśnięta śmiercią młodego sportowca, obwinia o wypadek grupę filmowców, którzy w okolicy przywabiali rekiny na potrzeby kręcenia dokumentu.
Do zdarzenia doszło przy popularnej wśród surferów odosobnionej plaży, położonej na południowy wschód od Kapsztadu. Dwudziestoletni David Lilienfeld razem z bratem i dwoma kolegami wybrał się tam, żeby uprawiać bodyboarding - styl surfingu, w którym pływak nie staje na desce, tylko wykonuje manewry, leżąc na niej i poruszając nogami w wodzie.
Wciągnął pod wodę i odgryzł nogę
To mogło ułatwić atak żarłaczowi. Według świadków 5-metrowe zwierzę wciągnęło mężczyznę pod wodę. Bratu i kolegom surfera udało się wyciągnąć go na pobliskie skały, jednak ugryzienie potężnego rekina pozbawiło go jednej nogi. Chłopak zmarł.
- Na ciele zmarłego mężczyzny nie ma żadnych innych śladów pogryzień ani ran poza kompletną amputacją prawej nogi. Kończyna nie została znaleziona - poinformowały morskie służby ratownicze.
Ofiarą był popularny sportowiec
David Lilienfeld był sportowcem i reprezentował Republikę Południowej Afryki w tej bodyboardingu. W listopadzie brał udział w mistrzostwach świata w tej dyscyplinie. Według Pata Harrisa, wiceprzewodniczącego Południowoafrykańskiego Związku Bodyboardingu, chłopak był utalentowany i popularny. - To ogromna strata - powiedział Harris.
Śmierć Lilienfelda wstrząsnęła lokalną społecznością. Publiczne oburzenie zostało skierowane pod adresem ekipy filmowej, która na wodach w pobliżu Kapsztadu, kilka mil od miejsca wypadku, przygotowywała dla National Geographic dokument "Shark Men".
Kontrowersyjne praktyki na potrzeby filmu
Filmowcy mieli pozwolenie, żeby przywabiać rekiny, rozlewając w wodzie krew i wrzucając do niej rybie szczątki. Jak podaje "Daily Telegraph", eksperci zajmujący się rekinami ostrzegali, że takie praktyki mogą wywołać atak zwierząt. Lokalne władze cofnęły pozwolenie zaraz po tragicznym wypadku.
Jak zaznaczył Craig Lambinon, rzecznik Narodowego Instytutu Ratnownictwa Morskiego, w rejonie popularnej wśród surferów plaży od lat nie odnotowano ataku rekinów. Tymczasem niedługo po tragicznym ataku wyjątkowo dużego żarłacza w okolicy dostrzeżono sześć kolejnych rekinów. - To bardzo nietypowe, więc nie dziwi, że powstają kontrowersje wokół kręconego dokumentu - powiedział Lambinon.
Przypływają zwabione przez foki
To drugi śmiertelny atak rekina w okolicach Kapsztadu od początku 2010 r. W styczniu dwa lata temu żarłacz biały pożarł tam mężczyznę z Zimbabwe. Świadkowie opisywali, ze zwierzę było "dłuższe niż minibus". We wrześniu 2010 r. rekin ciężko poranił pływaka.
Rekiny do wybrzeża w okolicach Kapsztadu przyciąga możliwość pożywienia się fokami, których liczna populacja zamieszkuje pobliską wyspę Seal Island (Wyspa Fok).
Władze miasta zaproponowały zainstalowanie sieci uniemożliwiającej rekinom podpływanie do pasa plaż. Dla zapewnienia bezpieczeństwa kąpiącym się i surferom zapewnia też specjalnych "wypatrywaczy rekinów".
Autor: js/rs / Źródło: Reuters TV, The Telegraph