Badając źródło epidemii SARS-CoV-2 w kraju, naukowcy próbują namierzyć tak zwanego pacjenta zero. Według badaczy, w Wielkiej Brytanii nie było jednak jednej osoby, od której zacząłby się rozprzestrzeniać koronawirus SARS-CoV-2.
Jak wyjaśnia stacja BBC, aby dotrzeć do źródła epidemii w Wielkiej Brytanii, badacze przeanalizowali kod genetyczny próbek wirusa pobranych od ponad 20 tysięcy osób zakażonych SARS-CoV-2 w Wielkiej Brytanii. Następnie próbowali stworzyć potężne drzewo genealogiczne wirusa, a dalej zostało to połączone z danymi na temat podróży zagranicznych.
Wnioski? Epidemia w Wielkiej Brytanii nie miała jednego źródła, ale było ich co najmniej 1356. To oznacza, że przynajmniej z tyloma osobami SARS-CoV-2 trafił do kraju z zagranicy, a to z kolei rozpoczynało łańcuch transmisji, w którym wirus przechodził z jednej osoby na drugą, z drugiej na następną i tak dalej.
Badanie zostało przeprowadzone przez konsorcjum COVID-19 Genomics UK (COG-UK), w skład którego wchodzą naukowcy z kilkunastu brytyjskich uniwersytetów, publicznej służby zdrowia oraz kilku innych instytucji naukowych.
"Nie było pacjenta zero"
- Zaskakujący i fascynujący wniosek jest taki, że - jak stwierdziliśmy - epidemia w Wielkiej Brytanii powstała w wyniku bardzo dużej liczby osobnych przypadków przywiezienia wirusa. Nie było pacjenta zero - powiedział profesor Nick Loman z COG-UK i Uniwersytetu w Birmingham.
W kwietniu do podobnych wniosków doszli naukowcy z Instytutu Carlosa III w Madrycie, analizują epidemię w Hiszpanii. W analizie stwierdzono również, że Chiny, z których koronawirus SARS-CoV-2 rozprzestrzenił się na cały świat, miały znikomy bezpośredni wpływ na przypadki w Zjednoczonym Królestwie. Bezpośrednio z Chin pochodziło mniej niż 0,1 procent importowanych zakażeń. Epidemia w Wielkiej Brytanii została w dużej mierze zapoczątkowana przez podróże z Włoch pod koniec lutego (14,4 proc.), z Hiszpanii w okresie od początku do połowy marca (33,6 proc.), a następnie Francji w okresie od połowy do końca marca (28,5 proc.).
Naukowcy szacują, że 80 proc. początkowych przypadków przybyło do Wielkiej Brytanii między 28 lutego a 29 marca, czyli w czasie, gdy zastanawiano się, czy wprowadzać w kraju restrykcje w przemieszczaniu się. Po tym okresie liczba nowych, importowanych infekcji szybko się zmniejszyła.
Najwcześniejsze przypadki, które można prześledzić, pochodzą z początku lutego, ale możliwe jest, że były takie, niewykryte przed analizę, które pojawiły się jeszcze wcześniej.
Pierwszy potwierdzony przypadek zakażenia koronawirusem SARS-CoV-2 w Wielkiej Brytanii odnotowano 31 stycznia. Do 9 czerwca zdiagnozowano ponad 289 tysięcy zachorowań.
"Pojedyncze wydarzenia" bez dużego wpływu na rozwój epidemii
Badanie pokazuje też, że kontrowersyjny mecz piłki nożnej między Liverpoolem a Atletico Madryt, który odbył się 11 marca, miał prawdopodobnie bardzo niewielki wpływ na sprowadzenie SARS-CoV-2 do kraju. Aby obejrzeć mecz, z Hiszpanii przyleciało około 3 tys. kibiców, ale jak się szacuje, w połowie marca każdego dnia z tamtego kraju przylatywało ok. 20 tys. osób.
- Z badania wynika, że pojedyncze wydarzenia, takie jak mecze piłki nożnej, miały prawdopodobnie znikomy wpływ na liczbę importowanych przypadków w tym czasie - napisano w analizie.
Dzięki przeprowadzonemu badaniu naukowcy twierdzą, że zamknięcie kraju poważnie osłabiło rozprzestrzenianie się wirusa. - Jeśli są jakieś dobre wieści, to takie, że te łańcuchy przenoszenia były i są tłumione, a następnie wygasają w wyniku dystansu społecznego i nadal to obserwujemy - powiedział prof. Loman.
Autor: ps/aw / Źródło: BBC, PAP, tvnmeteo.pl, worldometers.info