Nawet miliony zwierząt giną w pożarach australijskiego buszu. Wolontariusze próbują ratować zwierzęta, ale w związku z szybko rozprzestrzeniającym się ogniem, do niektórych nie są w stanie zdążyć z pomocą. Organizacje charytatywne pokazują zdjęcia poparzonych kangurów, oposów i wombatów. Są odwodnione i głodne.
Australia nieprzerwanie od października walczy z pożarami. Najtrudniejsza sytuacja panuje na wschodzie i południowym wschodzie kraju. Powstawaniu ognia sprzyja bardzo wysoka, rekordowa temperatura. Pożary zagrażają jednak nie tylko ludziom. Umierają również bezbronne zwierzęta.
Władze kraju nie mają dokładnych informacji na temat zwierząt, które zginęły, ale eksperci twierdzą, że są ich najprawdopodobniej miliony. Obawiają się, że zginęło około 30 procent tylko jednej kolonii koali na północno-wschodnim wybrzeżu kraju. Może to być od 4500 do 8400 tysięcy osobników.
Cierpią też między innymi kangury, oposy i węże. Wolontariusze próbują ratować dzikie zwierzęta, niektórzy opiekują się nimi w swoich własnych domach.
Organizacje charytatywne do tej pory nie zalecały ludziom karmienia zwierząt, ale szalejące pożary zmusiły ich do zmiany decyzji. Teraz zachęcają ludzi do dostarczania zwierzętom wody i jedzenia.
Poparzone kangury i oposy
Wolontariuszka z organizacji charytatywnej na rzecz ratowania dzikiej przyrody i edukacji o niej (WIRES) Tracy Burgess powiedziała, że bardzo niepokojące jest to, iż ratownicy nie przyjmują tak wielu zwierząt potrzebujących pomocy, jak się spodziewali. - Obawiamy się, że nie zdążymy się nimi zaopiekować, bo już zginęły - powiedziała.
Burgess opiekuje się poparzonymi oposami, które zostały znalezione w niewielkim miasteczku Clarence w regionie Gór Błękitnych w pobliżu Sydney.
Inna ratowniczka Tracy Dodd zaopiekowała się mocno poparzonym kangurem. Znaleziono go w tej samej miejscowości. - Dostał dużo płynów, a teraz jest w ośrodku weterynaryjnym - powiedziała Dodd. Niektóre kangury potrzebują bandażowania całych łap.
Węże uciekają do zabudowań
Węże szukają schronienia przed ogniem w miejscach, do których uciekają ludzie. Jak powiedział ekspert od gadów w Australii Neville Burns, do początku tego miesiąca dostawał dziennie nawet pięć zgłoszeń o tym, że ludzie chcą pozbyć się węża ze swojego domu.
Przez ostatnie dni, kiedy ogień szybko się rozprzestrzeniał, zgłoszeń zaczęło napływać mniej, a Burns obawia się, że oznacza to śmierć węży. Zaznaczył, że ogień rozprzestrzenia się tak szybko, że większość węży ma problem z ucieczką.
"To błędne koło"
- Mogą przeżyć, jeśli uda im się zejść w szczeliny głęboko pod ziemię lub do króliczej nory. Ale czym się wtedy żywią? Całe ich jedzenie zniknęło. Ich siedlisko zostało zniszczone. To błędne koło. Wiele z nich zginie, a te którym uda się przeżyć, zmuszone są szukać wody i pożywienia, więc uciekają z obszarów zajętych ogniem i szukają schronienia wokół domów - powiedział.
Niektóre z węży najbardziej zagrażającym ludziom Burns sprowadza do własnego domu. Zwierzęta przebywają w specjalnych pomieszczeniach, w których mają zapewnione pożywienie. W tej chwili ma w domu około 10 węży. Dodał, że zwierzęta te mają dość słaby wzrok, przystosowane są do ruchu. Jeśli stoimy nieruchomo, węże nie zwracają na nas uwagi.
- Myślę, że dojdzie do ogromnego zniszczenia populacji gadów na tym terenie, ale dotyczy to też ptaków, ssaków i wszystkich innych zwierząt. Odbudowanie populacji może trwać lata - powiedział Burns.
Autor: ps/aw / Źródło: Reuters
Źródło zdjęcia głównego: WIRES