- Jego zadaniem była obserwacja i ostrzeganie. Brendon McDonought nie przypuszczał, że będzie świadkiem śmierci wszystkich swoich kolegów - powiedział Wade Ward, rzecznik straży pożarnej w Prescott. W rozległym pożarze lasów w Arizonie zginęło 19 strażaków z elitarnej jednostki powołanej do wykonywania najtrudniejszych zadań. Przeżył tylko jeden - McDonought właśnie.
Pożar w stanie Arizona wybuchł w piątek i bardzo szybko się rozprzestrzeniał. Objął swoim zasięgiem obszar co najmniej 3400 ha. Jak szacują władze, walka z pożarem potrwa jeszcze co najmniej 10 dni.
W płomieniach zginęło 19 z 20 strażaków ze specjalnej jednostki w Prescott. Ich zadaniem było wykopanie rowu przeciwpożarowego, mającego ograniczyć rozprzestrzenianie się płomieni, oraz stworzenie szlaku ewakuacji.
Przeżył tylko on
Jak wyjaśnił Ward, ocalały strażak pracował na wzgórzu, oddalonym o milę od miejsca, w którym byli jego koledzy. Takie dostał zadanie - miał obserwować teren. Zdążył dotrzeć na wyznaczone mu miejsce i zameldować się kolegom przez radio.
Wtedy wiatr wiejący z prędkością 130 km/h niespodziewanie zmienił kierunek. - Wtedy mamy z tendencją do wirowania powietrza. Wiatr i płomienie prawdopodobnie ich (pozostałych strażaków - red.) otoczyły - wyjaśnił Ralph Lucas, dowódca straży pożarnej w Prescott.
Jak oceniają koledzy po fachu, McDonought nie mógł nic zrobić.
- Będzie ciężko, stracił swoją załogę. Nie da się postawić w jego sytuacji - powiedział Reggie Day, inspektor ds. bezpieczeństwa ze straży leśnej, który w przeszłości walczył z pożarami lasów u boku strażaków z Prescott.
Rzecznik jednostki z Prescott twierdzi, że McDonought jest zdruzgotany śmiercią kolegów, zmaga się z ogromnym poczuciem winy i konsekwentnie odmawia wszelkich komentarzy dla mediów.
Autor: pk//kdj / Źródło: CNN, tvnmeteo.pl