Mijają dwa tygodnie, odkąd na wyspie Saint Vincent wybuchł wulkan La Soufriere. Wcześniej pozostawał w uśpieniu przez kilkadziesiąt lat, a teraz co jakiś czas wyrzuca popiół i kawałki skały w powietrze. Władze opisują, że krajobraz po erupcji jest apokaliptyczny i wołają o pomoc.
- Jest jak pustynia. Opustoszała, apokaliptyczna. Całe to miejsce pokryte jest szarym popiołem - opisywał Ralph Gonsalves, premier Saint Vincent i Grenadyn to, jak wygląda część terenów tego wyspiarskiego państwa na Karaibach po erupcjach wulkanu La Soufriere. Pierwsza z nich nastąpiła 9 kwietnia.
"Jesteśmy w potrzebie"
Ponad siedem tysięcy mieszkańców znalazło przystań w schronach przygotowanych przez rząd. Według Gonsalvesa, więcej osób przebywa u swojej rodziny lub przyjaciół. Poinformował, że ponad 10 procent ze 110 tysięcy mieszkańców wysp przynajmniej czasowo nie ma swojego domu, a lokalne władze nie mają środków na zaspokojenie wszystkich potrzeb.
- Nie jesteśmy w stanie podjąć wysiłków humanitarnych, nie jesteśmy w stanie dokonać naprawy, nie będziemy w stanie tego zrobić bez znaczącej pomocy ze strony regionu i społeczności globalnej. To dla nas naprawdę czarna godzina i jesteśmy w potrzebie - stwierdził Gonsalves.
"To nie jest huragan, który raz uderzy i koniec"
Wulkan wciąż wyrzuca popiół, okruchy skalne i lawę. Mieszanka szkodliwych substancji jest niebezpieczna dla zdrowia i życia, dlatego sytuacja komplikuje wysiłki pomocowe.
- To nie jest huragan, który raz uderzy i koniec - podkreśliła Britnie Turner, szefowa firmy zajmującej się zarządzaniem katastrofami, sprowadzającej dostawy niezbędnych produktów ze Stanów Zjednoczonych dla poszkodowanych mieszkańców. Ponadto dotarcie pomocy utrudnia pandemia COVID-19.
Michael Capponi, dyrektor organizacji Global Empowerment Mission, świadczącej pomoc osobom poszkodowanym w klęskach żywiołowych nazwał tę katastrofę "kryzysem migracyjnym", gdyż mieszkańcy rejonu dotkniętego przez wybuch wulkanu przemieszczają się w inną część wyspy.
- Masz 30-centymetrową warstwę popiołu na dachach - powiedział Capponi. - Wszystkie uprawy są całkowicie zniszczone, nie odrosną przez dłuższy czas. Masz płonące głazy, które dosłownie przechodziły przez dachy ludzi - opisywał.
Gonsalves powiedział, że rząd szacuje, że wulkan wyrządził już szkody na ponad 100 milionów dolarów przez dwa tygodnie swojej wzmożonej aktywności. Naukowcy przewidują jednak, że żywioł może być niespokojny jeszcze przez cztery miesiące.
Prawdziwa katastrofa może być jeszcze przed nimi
Na Atlantyku 1 czerwca rozpoczyna się sezon huraganowy. Nawet, jeśli mieszkańcy wyspy unikną bezpośredniego zagrożenia, ulewne letnie deszcze mogą być dla nich niepokojące.
- Jest dużo materiału [wulkanicznego - przyp. red.] - powiedział Gonsalves. - Kamień i popiół szybko zmienią się w błoto. Im więcej deszczu się pojawi, tym materiał będzie cięższy i bardziej niebezpieczny - mówił Gonsalves. Jak dodał, "tak naprawdę prawdziwa katastrofa może się dopiero zaczynać". Zaapelował także do władz Stanów Zjednoczonych o pomoc. - To nie będzie łatwa walka, ale nie jesteśmy ludem lamentującym - powiedział.
Autor: kw,ps/dd / Źródło: CNN