Są jedynie dwa skuteczne sposoby, żeby się uodpornić na zakażenie koronawirusem: przechorowując infekcję lub poddając się szczepieniu - mówi doktor Paweł Grzesiowski. Zaznacza też, że luzowanie kwarantanny społecznej powinno być bardzo ostrożne.
Specjalista podkreśla, że Polacy zostali w domu, tak jak się tego domagano, a gdy byli w domu, to nie chorowali. Podobnie było też w wielu innych krajach europejskich.
- W efekcie wciąż jesteśmy na początkowym etapie pandemii COVID-19, jednak w poszczególnych krajach sytuacja epidemiczna jest mocno zróżnicowana - twierdzi doktor Paweł Grzesiowski, wykładowca Szkoły Zdrowia Publicznego CMKP w Warszawie.
Jego zdaniem Polska pod względem epidemicznym wobec innych krajów jest opóźniona o miesiąc, a może nawet o dwa miesiące, bo skutecznie wprowadziliśmy kwarantannę narodową. Jednak poluzowanie "lockdownu" - ostrzega - może skutkować wzrostem zakażeń.
- Są jedynie dwa skuteczne sposoby, żeby się uodpornić na zakażenie: przechorowując infekcję lub poddając się szczepieniu - wyjaśnia specjalista. Kłopot polega na tym, że szczepionki jeszcze nie ma i nie wiadomo kiedy będzie, a jeśli chodzi o odporność populacyjną na koronawirusa SARS-CoV-2, to jest ona wciąż niewielka. Sytuacja jest zatem taka - porównuje dr Grzesiowski - jak po wybuchu bomby radioaktywnej, gdy nadal unosi się pył radioaktywny, a ludzie schowali się do schronów. - Teraz zaczynają z nich wychodzić, ale pył radioaktywny wciąż się unosi, czyli wirus nadal krąży, bo on nie zniknął - tłumaczy.
"Dziś świata na trzy lata zamknąć nie można"
Według eksperta, aby uniknąć zakażenia, nie mając odporności, musielibyśmy przebywać w kwarantannie tak długo, aż nie będzie już żadnej osoby zakażonej. W czasach współczesnych nie jest to możliwe. Jedynie dawniej zamykano miasto na tak długo, aż nie było już żadnego chorego, co trwało nawet kilka lat. Jednak dziś świata na trzy lata zamknąć nie można.
Zdaniem specjalisty luzowanie kwarantanny społecznej powinno być zatem bardzo ostrożne.
- Otwieranie bram świata jest niczym innym, jak zapraszaniem wirusa do zwiększonej aktywności. Pamiętajmy, że wiele osób wciąż nie jest odpornych na koronawirusa SARS-CoV-2. Najwyższe odsetki odpornej na zakażenie populacji sięgają 30-50 procent i to jedynie w najbardziej zakażonych rejonach. Dotyczy to tylko niektórych miejsc, na przykład jakiegoś miasta, ale nie całego kraju. Tak nie jest nawet we Włoszech - zwraca uwagę.
Jedynie w takich miejscach jest już po szczycie epidemicznym i przez pół roku może być spokojnie, bo dla wirusa nie ma już łatwych celów. Natomiast tam, gdzie nie doszło jeszcze do masowych zachorowań, epidemia wciąż się rozwija. W takiej sytuacji jest właśnie Polska, nadal jesteśmy przed szczytem zachorowań, bardziej niż np. Holandia czy Szwecja.
Polska na tle innych krajów
Według szefa włoskiego Narodowego Instytutu Zdrowia Silvio Brusaferro, w całych Włoszech nadal niski jest odsetek osób odpornych na koronawirusa. Daleko jeszcze - dodał - do poziomu 70 procent, czyli niezbędnego pułapu odporności stadnej. Z kolei ekspertka Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) Catherine Smallwood powiedziała, że w dziewięciu badanych krajach europejskich patogen ten dotknął zaledwie 2-3 procent populacji. Oznacza to - dodaje - że narażeni jesteśmy na drugą falę epidemii.
Dr Grzesiowski zwraca uwagę, że w poszczególnych krajach europejskich są duże różnice, jeśli chodzi o poziom zakażeń i zgonów. Najbardziej skuteczni są Niemcy, ponieważ mimo dużej liczby zachorowań (ponad 170 tys.) odsetek zgonów nie przekracza tam 3-4 proc. Hiszpania ma ponad 10 proc. zgonów, a Włochy - 14 proc., jednak w obu tych krajach zachorowało dużo osób starszych, bardziej podatnych na zakażenie i zgon.
W Polsce 5 procent wykrytych zakażeń koronawirusem SARS-CoV-2 jak dotąd okazało się śmiertelnych. Wynika to z tego, że wykrywamy dużo osób w lekkim stanie choroby i w nieco młodszym wieku. W sumie w naszym kraju zidentyfikowano dotąd ponad 16 tysięcy infekcji.
W Szwecji nie wprowadzono "lockdownu" publicznego, jednak liczba zgonów jest tam relatywnie wysoka. Na prawie 25 tys. zakażeń odnotowano ponad 3 tys. zgonów, czyli ponad 10 proc.
- Nie można zatem mówić o sukcesie, na co też zwracają uwagę szwedzcy eksperci - uważa dr Grzesiowski.
Autor: dd/aw / Źródło: PAP