Choć liczba potwierdzonych przypadków koronawirusa w Polsce jest dużo mniejsza niż jeszcze w październiku czy listopadzie, nie maleje dzienny, tragiczny bilans COVID-19. Mimo tego polski rząd zadecydował o poluzowaniu niektórych obostrzeń. - Utrzymuje się dalej lockdown, a moim zdaniem, otwarcie galerii czy instytucji kulturalnych to jest taka próba wsparcia psychologicznego społeczeństwa - mówił na antenie TVN24 doktor Paweł Grzesiowski.
Minister zdrowia Adam Niedzielski przedstawił w czwartek na konferencji informację na temat obostrzeń, które będą obowiązywały w związku z pandemią COVID-19. Większość zakazów zostaje w mocy, jednak od 1 lutego ponownie otwarte zostaną sklepy w centrach handlowych, a także muzea i galerie. Zniesione zostaną także tak zwane godziny dla seniorów.
Więcej o zmianach w liście obostrzeń przeczytasz TUTAJ.
W piątek resort zdrowia poinformował zaś o 6144 nowych zakażeniach koronawirusem. Liczba ofiar śmiertelnych COVID-19 zwiększyła się o 336 osób.
"Dane niczego nie zmieniają"
Jak zauważył dr Paweł Grzesiowski, ekspert Naczelnej Rady Lekarskiej ds. Walki z COVID-19, aktualne doniesienia Ministerstwa Zdrowia nie świadczą o niczym dobrym.
- Te dane niczego nie zmieniają. Jeżeli spojrzymy na statystyki, sześć tysięcy czy siedem tysięcy zachorowań dziennie, ale ponad 300 zgonów, widzimy daleki brak korelacji między tymi danymi. Dlatego, że przy założeniu dwuprocentowej śmiertelności, aby zmarło 300 kilkadziesiąt osób, to musiało zachorować 15 tysięcy. Także my mamy cały czas, moim zdaniem, od mniej więcej sześciu do ośmiu tygodni wyraźne niedoszacowanie liczby nowych zachorowań - zauważył ekspert.
Według jego domysłów takie rozbieżności wynikać mogą z niechęci ludzi do zgłaszania się na testy - wciąż robi się zbyt mało, by mieć pełen obraz skali zakażeń w Polsce.
Nie jest dobrze, ale jest stabilnie
Dr Grzesiowski potwierdził, że obecna sytuacja pandemiczna w Polsce jest ustabilizowana, ale nie tak, jak eksperci by sobie tego życzyli. Po prostu liczba nowych zakażeń nie osiąga rażących, nagłych wzrostów.
- Mamy w tej chwili nieco mniejszą liczbę hospitalizacji z powodu COVID-19 i nieco zmniejszającą się również liczbę osób, które są leczone respiratorem. I obiektywne wskaźniki są takie, że nie rośnie nam liczba zachorowań, chociażby na takim poziomie, jaki jest w Wielkiej Brytanii czy Niemczech - powiedział.
Dodał, że nie oznacza to jednak, że jest już bezpiecznie, ponieważ liczba nowych zakażeń wynosi o wiele więcej niż tysiąc czy pół tysiąca nowych przypadków dziennie. A ponieważ ludzie nie chcą robić testów, o wiele mniej przypadków zostaje potwierdzonych. Dopiero podczas ostatnich badań okazuje się, że osoba zmarła z powodu koronawirusa.
- I w tym kontekście, jeżeli spojrzymy na decyzje, które zapadły wczoraj, one są, można powiedzieć, brakiem decyzji. Czyli utrzymuje się dalej lockdown, a moim zdaniem, otwarcie galerii czy instytucji kulturalnych to jest taka troszeczkę próba wsparcia psychologicznego społeczeństwa, że coś otwieramy, natomiast cała reszta aktywności i bardzo wiele branż nadal zostaje zamkniętych - ocenił.
Otwierać czy zamykać?
Ekspert zauważył, że prowadzenie narracji, w której z jednej strony mamy stabilizowanie sytuacji, a z drugiej pozorne otwarcie niektórych obszarów, bez żadnych wskazówek na przyszłość, jest wyjątkowo niepokojące. Jego zdaniem wszystko wskazuje na to, że na razie nie ma koncepcji, jak dalej otwierać gospodarkę.
- A moim zdaniem, to już byłoby możliwe - w tym kontekście, że poszczególne branże powinny przygotowywać szczelne procedury prewencyjne i można byłoby próbować, podobnie jak chociażby te szkoły podstawowe otworzyliśmy. I stopniowo otwierać, obserwując skutki - stwierdził.
Zdaniem Grzesiowskiego istnieje też niekonsekwencja w otwieraniu poszczególnych sektorów gospodarki. Wspomniał, że żeby decydować o otwieraniu lub zamykaniu danych branż trzeba obiektywnych badań naukowych dotyczących rozprzestrzeniania się koronawirusa w danych miejscach.
- Wiemy, że w Polsce siłownie czy kluby fitness to nie są siłownie amerykańskie, w których ćwiczy jednoczasowo kilkaset osób. To są na ogół mniejsze placówki, które przy dużej staranności są w stanie zabezpieczyć wszystkich ćwiczących. Nie znam zbyt wielu informacji, z chociażby wiosny czy jesieni, które mówiłyby o zakażeniu w siłowniach. To jest taki moment, gdzie powinniśmy zamykając, zastanowić się, czy jest to racjonalne - mówił ekspert. Zaznaczył też, że rozumie tok myślenia rządzących, według którego w momencie nasilenia fali zakażeń, konieczne jest ograniczenie możliwości transmisji patogenu do maksimum, tak jak to było w połowie października, ale po czasie można stopniowo otwierać te branże, które nie są ryzykowne.
Potencjalne niebezpieczeństwo
Grzesiowski dodał, że widzi ogromne problemy z zabezpieczeniem się przed kolejną falą zakażeń, jeżeli nie zostaną wydane racjonalne wskazówki, co do możliwości zamykania i otwierania poszczególnych sektorów gospodarki, w zależności od ryzyka rozprzestrzeniania patogenu.
- Myślę, że taki plan nie powstał i to jest cały czas improwizacja, podobnie jak w zeszłym roku w maju, kiedy też otworzyliśmy wszystko, po czym po trzech miesiącach sytuacja zrobiła się niedobra - dodał.
CAŁOŚĆ ROZMOWY Z GOŚCIEM ZOBACZYSZ TUTAJ:
Autor: kw/dd / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock