W sezonie grzewczym powraca w Polsce problem smogu. W mediach słychać wtedy komunikaty, by wstrzymać się od aktywności fizycznej na wolnym powietrzu, a mieszkania opuszczać najrzadziej, jak to możliwe. Ale czy we wnętrzach naszych domów rzeczywiście schronimy się przed zanieczyszczonym powietrzem? Badania wykazują, że niekoniecznie.
Sprawą zajęli się aktywiści Krakowskiego Alarmu Smogowego, którzy z prośbą o pomoc zwrócili się do uczonych z Akademii Górniczo-Hutniczej. Powołano tam zespół, który na podstawie pomiarów dokonywanych w 11 małopolskich lokalizacjach przygotował szczegółowy raport na temat stężeń pyłów zawieszonych w powietrzu lokali mieszkalnych w miesiącach "klęski smogowej". Jego wyniki, niestety, nie są krzepiące.
Okazuje się bowiem, że choć we wnętrzach budynków drobiny pyłu występują w znacznie mniejszych stężeniach, niż na zewnątrz, to w mieszkaniach wciąż gromadzi się on w alarmujących ilościach. Jakub Bartyzel i Katarzyna Smoleń, autorzy raportu zamówionego przez Krakowski Alarm Smogowy, donoszą, że stężenia pyłu zawieszonego wewnątrz budynków pochodzące z przedostawania się pyłu z zewnątrz są średnio o 50 procent niższe aniżeli stężenia na zewnątrz.
Wynika z tego kilka wniosków. Po pierwsze, zamknięcie się w domu na cztery spusty oczywiście pomoże, ale jeśli stężenie pyłów zawieszonych w wolnym powietrzu będzie przekraczało dopuszczalne normy o kilkaset procent (w województwach położonych na południu naszego kraju nie jest to zimą rzadkość, ale przykra prawidłowość), to jego stężenie w lokalu mieszkalnym nadal będzie bardzo szkodliwe dla naszego zdrowia.
Po drugie, ryglowanie się w mieszkaniu ma sens tylko wtedy, jeśli w budynku znajduje się sprawnie działająca wentylacja, a my jesteśmy posiadaczami nowych, szczelnych okien.
Po trzecie wreszcie, zanieczyszczenia zawieszone we wnętrzach naszych domostw są pośrednio skutkiem naszej własnej działalności. Używanie aerozoli, palenie w kominku, prowadzenie prac remontowych czy nieumiejętne sprzątanie (wzburzające kurze i pyły osiadłe na meblach, podłogach itd.) również prowadzi do gwałtownego pogorszenia się jakości powietrza, którym oddychamy. Dość jednoznacznie wskazują na to badania uczonych z AGH, którzy ustalili, że we wnętrzach domów, w których pali się - na okrągło lub tylko sporadycznie - w kominku, stężenie pyłów zawieszonych bywa często większe niż na zewnątrz. Paląc kominkowym drewnem sami narażamy swoje zdrowie na szwank.
Jak więc sobie radzić z tą sytuacją? Owszem, wietrzyć można, ale tylko wtedy, gdy stężenia pyłów zawieszonych na zewnątrz uległy spadkowi. W przeciwnym wypadku okien lepiej nie otwierać - będzie to bowiem prowadziło do mieszania się zanieczyszczonego powietrza z powietrzem w naszym domu, prowadząc w konsekwencji do obniżenia jego jakości.
Filtruj swoje powietrze
Do czasu, aż stan zimowego powietrza w naszym kraju nie ulegnie poprawie, jedynym rozsądnym rozwiązaniem będzie zakup oczyszczacza powietrza. Dzisiejsze urządzenia w niczym nie przypominają nieatrakcyjnych "szaf", które mogłyby jedynie zeszpecić estetykę naszego mieszkania. I nie musimy na nie także wydawać fortuny - zwłaszcza, jeśli żyjemy w kawalerce lub mieszkaniu średniej wielkości i nie potrzeba nam drogich, dużych i wysokowydajnych maszyn o prawie przemysłowych parametrach.
Świetnym przykładem będzie tu oczyszczacz powietrza Philips AC3259, który jest w stanie przefiltrować powietrze w pomieszczeniach o powierzchni nieprzekraczającej 47 m2 oraz zapewnić wydajność oczyszczonego powietrza CADR na poziomie 397 m3/h. Działa naturalnie, bez jonizacji, ozonu czy szkodliwych środków chemicznych. Został wyposażony w trzy filtry - wstępny (zdolny "wyłapać" włosy, kurz i wszelkie zanieczyszczenia widoczne gołym okiem), węglowy (usuwający lotne związki organiczne i przykre zapachy) i NanoPortect HEPA (wychwytujący zanieczyszczenia nawet stukrotnie mniejsze od pyłów PM2,5). Poradzi sobie jednak nie tylko ze szkodliwymi zanieczyszczeniami zawieszonymi w powietrzu - pozbędzie się bowiem także alergenów (kurz, roztocza, pleśń, pyłki, sierść zwierząt) czy wirusów i bakterii gromadnie zasiedlających nasze mieszkania.
Oczyszczacz Philips posiada precyzyjny czujnik monitorujący poziom zanieczyszczenia powietrza i wskazujący jego aktualny stan, poprzez trzy wskaźniki: cząsteczek PM2,5, alergenów oraz wskaźnik LED. Dzięki czujnikowi oczyszczacz wie kiedy powietrze jest gorszej jakości i automatycznie reaguje, skutecznie usuwając 99,97 procent zanieczyszczeń.
Filtr wstępny należy czyścić za pomocą odkurzacza, można go także umyć pod wodą, później dokładnie osuszyć.Pozostałe dwa filtry należy wymienić,gdy zostaną one wyeksploatowane. O stanie filtrów powiadomi odpowiedni symbol na panelu sterowania. Jeśli filtr wstępny nie zostanie wyczyszczony, a filtry węglowe i NanoProtect EPA nie zostaną wymienione, po jakimś czasie urządzenie się wyłączy, gdyż oczyszczanie przestanie być efektywne.
Oczyszczanie powietrza za pomocą urządzenia Philips jest proste, bezpieczne, a także niezwykle skuteczne, dzięki czemu domownicy będą mogli cieszyć się dobrą jakością powietrza w domu.
Sprzęt Philipsa połączymy z naszym telefonem za pośrednictwem domowej sieci bezprzewodowej i aplikacji na smartfony - o nazwie Air Matters - służącej do jego obsługi (działa jak pilot do telewizora, pozwalając na zaprogramowanie wszystkich funkcji oczyszczacza, a także jak archiwum stanu i jakości powietrza - umożliwia bowiem także sprawdzenie wszystkich dobowych pomiarów dokonywanych przez urządzenie).
A co z estetyką? Ta nie odstaje w tym przypadku od funkcjonalności, bo Philips AC3259 wykonany został z białego, lakierowanego plastiku, a jego "wnętrzności" wciśnięto w nowoczesną, kompaktową obudowę, którą zdobi okrągły, 4-kolorowy wskaźnik LED informujący swoją barwą o bieżącej jakości powietrza, od koloru czerwonego (złej jakości powietrze) aż po kolor niebieski (dobrej jakości powietrze).
Materiał powstał we współpracy z firmą Philips
Autor: Philips
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock