Sąd w Białogardzie (woj. zachodniopomorskie) uniewinnił matkę i warunkowo umorzył postępowanie względem ojca na rok. Rodzicom pięcioletniego Szymona, który utonął w niezabezpieczonej studzience kanalizacyjnej, groziło do pięciu lat więzienia.
Sąd uznał, że matka Szymona nie ponosi żadnej odpowiedzialności za koszmar, który rozegrał się w czerwcu 2017 roku, bo po prostu tego dnia nie było jej w domu. Ojciec - zdaniem sądu - poprzez brak nadzoru odpowiada za to, że Szymon wyszedł z placu zabaw. Nie ponosi on jednak odpowiedzialności za jego śmierć.
Dlatego też sędzia Sylwia Estkowska-Machula zmieniła kwalifikację czynu zarzucanego ojcu - z nieumyślnego spowodowania śmierci na narażenie syna na niebezpieczeństwo utraty życia.
Proces po koszmarze
Pierwotnie prokuratorzy oskarżyli matkę i ojca Szymona o narażenie syna na niebezpieczeństwo w zamiarze ewentualnym oraz o nieumyślne spowodowanie jego śmierci.
Śledczy uznali, że pozostawili Szymona poza terenem ogrodzonej posesji bez nadzoru i właściwej opieki.
- Na terenie znajdowały się studzienki nieczynnej kanalizacji deszczowej wypełnione wodą i niezabezpieczone pokrywą. Chłopiec wpadł do jednej z nich i doszło do jego śmierci na skutek utonięcia - tłumaczył w styczniu ubiegłego roku Ryszard Gąsiorowski z Prokuratury Okręgowej w Koszalinie.
"Za dużo zaufania"
Sprawa ostatecznie musiała mieć swój sądowy finał, mimo że w lipcu 2018 roku prokurator wystąpił do sądu z wnioskiem o umorzenie postępowania wobec rodziców na okres próby dwóch lat. Na to jednak nie zgodzili się rodzice.
- Umorzenie nie świadczy o braku winy, a my nie jesteśmy winni - tłumaczył wtedy ojciec chłopca.
Dodał, iż "za bardzo zaufali miastu", że ich syn może czuć się przy domu bezpiecznie.
Taką samą narrację w czasie procesu przedstawiał Piotr Kajszczak, obrońca rodziców.
- Opieka była sprawowana w sposób prawidłowy. Wina leży tu tylko i wyłącznie po stronie właściciela sieci kanalizacyjnych. Odpowiedzialność za to, żeby ta studzienka była zabezpieczona, spoczywa po stronie miasta - wskazywał mecenas Kajszczak.
Śmierć przed domem
Ojciec więc zaczął szukać syna w pobliżu placu zabaw i przy niezabezpieczonej studzience kanalizacyjnej położonej ok. 20 m od placu zabaw znalazł jego but. Wszedł do studzienki wypełnionej wodą i stopami wyczuł chłopca. Wydostał go na powierzchnię. Reanimował do przyjazdu karetki pogotowia. Chłopca nie udało się uratować.
Przyczyną śmierci, jak wykazała sekcja zwłok, było utonięcie. Do teraz toczy się śledztwo, które ma wyjaśnić, kto dopuścił, że w pobliżu placu zabaw znajdowała się niezabezpieczona studzienka kanalizacyjna.
Autor: bż\kwoj / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź