Maleńka kotka ukryła się w silniku przed pierwszymi oznakami chłodu. Jej miauczenie zwróciło uwagę wolontariuszek ze szczecińskiego Zwierzęcego Telefonu Zaufania, które przyjechały do jednej z klinik weterynaryjnych na szczepienia swoich podopiecznych. Dobrze wiedziały, czym grozi odpalenie silnika, gdy obok niego znajduje się uwięzione zwierzę, dlatego ruszyły z pomocą.
Wolontariuszki zdawały sobie sprawę z tego, że wielu ludzi odpala samochód w pośpiechu i może nie zwrócić uwagi na "pasażera na gapę", kryjącego się pod maską. Dlatego czym prędzej, chcąc ratować zwierzę przed śmiercią w męczarniach, podjęły próbę znalezienia właściciela auta. Dzwoniły domofonem do okolicznych mieszkań i wypytywały o niego napotkanych mieszkańców. Na szczęście udało się go zlokalizować.
Właściciel otworzył maskę swojego pojazdu, by wolontariuszki mogły przystąpić do ratowania kociaka.
- Nie było to łatwe zadanie, maleńka sprytnie schowała się w najciaśniejszym miejscu silnika i żeby ją wyjąć, wolontariuszka pokaleczyła rękę, ale cóż się nie robi dla ratowania życia? - wspomina Anna Ptak, prezes Stowarzyszenia Społeczno - Ekologicznego "Zwierzęcy Telefon Zaufania".
List pod wycieraczką
Kobiety zorientowały się również, że już wcześniej ktoś musiał usłyszeć miauczenie kota, wydobywające się spod maski jednego z samochodów zaparkowanych po sąsiedzku. Zapobiegawczo zostawił za wycieraczką liścik do właściciela pojazdu z informacją o zwierzęciu, siedzącym pod maską.
- Prawdopodobnie informacja dotyczyła tego samego kociaka, który po prostu przeszedł z jednego samochodu do tego stojącego zaraz obok - mówi Anna Ptak.
- Nie wiemy skąd przyjechała, nie wiemy też ile czasu spędziła w silniku. Niestety musiała tam być długo, gdyż maleństwo było bardzo głodne - dodaje.
Wolontariuszki podejrzewają, że kotka mogła znajdować się w silniku już podczas jazdy pojazdu.
- To cud, że jej nie przemieliło. Musiała być w takim miejscu, że bezpiecznie dojechała na tę ulicę - podkreśla prezes stowarzyszenia.
Yaris zwana Pchełką
Kocię jest już bezpieczne i dochodzi do siebie pod okiem wolontariuszek ze "Zwierzęcego Telefonu Zaufania".
- Na początku chciałyśmy ją nazwać Yaris, od nazwy auta pod którym była ale jest tak maleńka i tyle było na niej pcheł, że chyba będzie Pchełką - informują.
- Nie ma z nią problemu bo już sama je. Praktycznie nie jest dzika, daje się wyczesywać i brać na ręce. Jak na razie została odpchlona, czeka ją jeszcze odrobaczenie. Była tak zapchlona, że cała się ruszała - dodaje Anna Ptak.
Wolontariuszki szacują, że zwierzak jest jeszcze bardzo malutki, może mieć dopiero około 5-6 tygodni. Chociaż zwykle kocięta posiadające matkę zostają oddane do adopcji dopiero po ukończeniu 12. tygodnia życia, w przypadku zwierzęcia osieroconego może ono zostać wydane do nowego domu po szczepieniach, już w 10. tygodniu życia.
Źródło: tvn24.pl/Zwierzęcy Telefon Zaufania Szczecin
Źródło zdjęcia głównego: ZTZ Szczecin