Sąd Rejonowy Szczecin-Centrum skazał emerytowanego już policjanta Tadeusza Byczkiewicza na karę grzywny za niedopełnienie obowiązków. Na początku 2017 roku skazany Rafał A. uciekł mu w kajdankach podczas doprowadzenia do szczecińskiego aresztu. Oskarżony bronił się, że jako dzielnicowy nie był w ogóle uprawniony do konwojowania więźniów.
W lutym 2017 roku Rafał A. skazany za naruszenie nietykalności cielesnej innej osoby na osiem miesięcy więzienia miał zostać doprowadzony do aresztu śledczego w Szczecinie. Tuż przed samym aresztem udało mu się uciec. Mężczyznę zatrzymano po kilku godzinach.
Tego dnia więźnia doprowadzał dzielnicowy Tadeusz Byczkiewicz, funkcjonariusz Komendy Powiatowej Policji w Policach. Po zdarzeniu został oskarżony o niedopełnienie obowiązków.
Po prawie dwóch latach zapadł wyrok. Sąd uznał Byczkiewicza winnym i skazał emerytowanego już policjanta na karę grzywny w wysokości 100 stawek dziennych po 20 złotych. Ma on także pokryć koszty procesu.
"Mógł pan odmówić"
Sędzia Waldemar Jędrzejewski stwierdził, że wina oskarżonego nie budzi wątpliwości.
- Sąd po analizie zebranego w sprawie materiału dowodowego stwierdził, że miał pan dwa wyjścia. Jeśli uważał pan, że nie jest pan uprawniony do doprowadzenia, bo jest pan dzielnicowym, a tylko w wyjątkowych sytuacjach może pan dokonywać takich doprowadzeń, zgodnie z zarządzeniami wewnętrznymi, no to powinien pan odmówić - mówił w uzasadnieniu sędzia. - Natomiast w sytuacji, kiedy pan przyjął takie polecenie i zaczął je wykonywać, to nie ulega wątpliwości, że powinien pan wykonać wszystkie czynności, jakie wynikają z zarządzenia komendanta głównego policji, czyli nakazujące obserwowanie zachowania się osób doprowadzanych w celu zapobieżenia wydarzeniom nadzwyczajnym z udziałem tych osób, czyli między innymi ucieczki - dodał.
Sędzia podkreślił, że Byczkiewicz był przygotowany do zadań związanych z doprowadzeniem więźnia, ponieważ przeszedł szkolenie.
"Jako dzielnicowy nie powinien brać udziału w doprowadzeniu"
Obrońca skazanego nie ukrywa zdziwienia wyrokiem. Spodziewał się uniewinnienia.
- Obrona na początku i w toku całego postępowania stała na stanowisku, że aby odpowiadać za przestępstwo naruszenia obowiązków służbowych należy takie obowiązki posiadać, czyli należy być przez ustawę zobowiązanym do wykonywania poszczególnych czynności - wyjaśniał adwokat Bartosz Szyrwiński, obrońca Tadeusza Byczkiewicza. - Tu, biorąc pod uwagę stan faktyczny sprawy, oskarżony nie był do nich zobowiązany na mocy ustawy. Na mocy polecenia służbowego został wysłany do czynności, której - jako dzielnicowy - zgodnie z zarządzeniem komendanta głównego policji nie powinien był wykonywać - dodał.
Sam skazany twierdzi nie zgadza się także z uzasadnieniem sędziego, który mówił, że mógł on odmówić wykonania polecenia.
- Jest w ustawie o policji zapis, który mówi wyraźnie, że jeżeli odmówię wykonania wydanego polecenia służbowego, grozi mi odpowiedzialność dyscyplinarna. Jeśli kilkakrotnie takiego polecenia nie wykonam, może to być uznane przez przełożonych za działanie na szkodę służby i mogę być usunięty ze służby z policji - podkreślił Tadeusz Byczkiewicz.
Obrona i skazany nie wiedzą jeszcze, czy będą się odwoływać od wyroku.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: MAK/gp / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24