Kitesurfer, który w zimnym Bałtyku spędził niemal dobę, opuścił na własne życzenie gdyński szpital. Dlaczego? Bo stwierdził, że czuje się już dobrze i chce "kontynuować swój wypoczynek nad wodą". Zamierza też znów zmierzyć się z deską i latawcem.
Kitesurfer, który zaginął na Zatoce Puckiej miał dużo szczęścia. Mężczyzna spędził w wodzie niemal dobę. Wypatrzyła go załoga przypadkowo przepływającego kutra hydrograficznego Marynarki Wojennej. Z objawami lekkiej hipotermii 30-latek trafił we wtorek około 16 do gdyńskiego szpitala. Na krótko. Już o 22 został wypisany. Na żądanie.
- Przyjęliśmy go na szpitalny oddział ratunkowy o godz. 16. Pacjent był przytomny, ale lekko wyziębiony. Przeszedł podstawowe badania oraz obserwację. O godz. 22 wypisaliśmy go na jego własne żądanie. Był już w dobrym stanie - mówi Dariusz Nałęcz, prezes Szpitali Wojewódzkich w Gdyni.
Lekarze proponowali kitesurferowi, żeby został na dobową obserwację. Czasem zdarza się, że skutki nawet lekkiej hipotermii są odczuwane po dłuższym czasie. Mimo to, mężczyzna odmówił, twierdząc, że czuje się dobrze. Podobno rodzina namawiała go na powrót do domu. - Powiedział tylko, że chce kontynuować swój wypoczynek i dalej uprawiać swój sport - dodaje Nałęcz.
Postawił służby na nogi
W poniedziałek wieczorem kitesurfer postawił na nogi służby. Około godz. 20 pojawił się informacja, że mężczyzna, który płynął z Juraty w kierunku Helu zaginął. Od razu ruszyły poszukiwania, które trwały do późnych godzin nocnych, potem je przerwano. Akcję wznowiono rano i to wtedy ratownicy wyłowili biało-niebieski latawiec. W tych samych kolorach miał być ubrany poszukiwany 30-latek.
Służby się nie poddały i dalej wytrwale szukały mężczyzny. Wszyscy mieli nadzieję, że uda się go uratować. Tak też się stało. Choć w dużej mierze udało się to przez przypadek. Około godz. 15.30 mężczyznę wypatrzył kuter hydrograficzny Marynarki Wojennej. Jego załoga nie brała udział w akcji, tylko płynęła akurat w kierunku Helu. To oni dostrzegli rozbitka w pobliżu starej torpedowni w Gdyni Babich Dołach.
30-latek ubrany w piankę dryfował na wodzie trzymając się deski. Załoga kutra szybko zorientowała się, że to tego mężczyzny szuka SAR. - Był wyziębiony, ale odpowiadał na podstawowe pytania. Kapitan mówił, że poczęstowali go herbatą, a potem przejął już go SAR - opowiadał o akcji kpt. mar. Przemysław Płonecki, oficer prasowy 3. Flotylli Okrętów MW.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: aa/gp / Źródło: TVN 24 Pomorze
Źródło zdjęcia głównego: TVN24/ MW