Ryszard Stachurski, wojewoda pomorski, zaproponował pomoc Robertowi Biedroniowi w sprawie 24 mln złotych, które Słupsk musi oddać byłemu wykonawcy miejscowego aquaparku. Robert Biedroń do wojewody nie oddzwonił, napisał za to do Ewy Kopacz. Chce pieniędzy.
Zaledwie 23 dni ma Robert Biedroń, by rozwiązać problem kary, jaką sąd arbitrażowy nałożył na miasto w sporze z firmą Termochem, wykonawcą słupskiego aquaparku. W ubiegłym tygodniu sąd orzekł, że miasto musi oddać firmie z Puław 24 mln złotych za wykonane prace.
Dla Słupska to problem, bo miejska kasa świeci pustkami, co więcej urzędnicy muszą pamiętać o ogromnym zadłużeniu w kwocie około 260 mln złotych. Pogłębienie tej dziury budżetowej i przekroczenie dopuszczalnej prawnie kwoty zadłużenia, zapaścią finansową miasta i w konsekwencji może wiązać się z koniecznością wprowadzenia komisarza w miejsce prezydenta i rady miasta, o czym ostatecznie zdecyduje premier.
Robert Biedroń ma więc o co walczyć, jeśli nie chce stać się najkrócej urzędującym prezydentem Słupska w historii.
Co wolno wojewodzie?
Krótko po tym, jak okazało się, że Słupsk ma kłopoty Robert Biedroń zwołał konferencję prasową. Zapowiedział, że o pomoc poprosi wojewodę pomorskiego i premier. Jak powiedział, tak powiedział i zamilkł.
- Dzwoniłem do Roberta Biedronia zaraz po tej wiadomości. Zadeklarowałem pomoc w tej sprawie. Do tej pory nie otrzymałem żadnego telefonu. Wygląda na to, że prezydent Słupska sobie radzi - mówi wojewoda w rozmowie z Radiem Gdańsk.
Jak uściślił w rozmowie z TVN24.pl rzecznik wojewody nie chodzi o to, by całą brakującą kwotę przekazać miastu z budżetu wojewody, bo takich pieniędzy nie ma.
- Prezydent miał się zastanowić nad możliwym zakresem pomocy i wsparcia. Temat miał być kontynuowany podczas spotkania, którego termin wskazać miał Robert Biedroń – relacjonuje Roman Nowak, rzecznik wojewody. - Ustalono, że to prezydent Słupska odezwie się do wojewody w tej kwestii. Pan wojewoda czeka na więc na sygnał i jest gotowy, aby kontynuować rozmowę na ten temat – dodaje.
Jak miała by zatem wyglądać pomoc wojewody, skoro nie może przekazać pieniędzy? Na to pytanie nie udało nam się uzyskać odpowiedzi.
Do premier Kopacz po kasę
Robert Biedroń nie oddzwonił do wojewody, bo postanowił od razu napisać do premier. W trzystronicowym liście pisze o problemach finansowych miasta, za które po raz kolejny obwinia swojego poprzednika.
- Już w grudniu 2014r., chcąc zapoznać się z sytuacją finansową miasta, zleciłem przeprowadzenie dogłębnej analizy. Wyniki okazały się druzgocące - pisze prezydent Słupska. Zaznacza, że wszystkie dochody były przeznaczane na koszty utrzymania, a koszt inwestycji czy starszych długów pokrywano z nowych kredytów i zysków ze sprzedaży majątku.
Biedroń zaznaczył, że szybka egzekucja 24 mln zł zasądzonych przez sąd arbitrażowy może być katastrofalna dla miasta, więc prosi o pomoc.
- Pozwalam sobie zwrócić się do Pani z prośbą o udzielenie miastu Słupsk bezzwrotnego wsparcia finansowego umożliwiającego spłatę zobowiązań wynikających z tego wyroku - zwraca się w liście do Ewy Kopacz Biedroń.
Prezydent Słupska informuje też, że miasto jest w stanie "wyłożyć" 16 mln 985 tys. złotych, więc tym samym brakuje kolejnych 7 mln 495 tys. zł. Prezydent sugeruje, że tę brakującą kwotę rząd mógłby wpłacić jako dotację budżetu państwa do jednej z miejskich inwestycji infrastrukturalnych.
„Poprzednik powinien się tłumaczyć”
Już wcześniej całą winą za zaistniałą sytuację Robert Biedroń obarczył swojego poprzednika, dla którego budowa parku wodnego była sztandarowym projektem, oczkiem w głowie. Mimo to Maciej Kobyliński nie zdołał doprowadzić projektu do końca.
Prokuratura nie widzi podstaw
Całemu zamieszaniu przygląda się też prokuratura. Śledczy cały czas czekają na zawiadomienie, które zapowiedzieli obecny jak i były prezydent miasta. W rozmowie z tvn24.pl prokuratorzy przyznają, że w ciągu ostatniego tygodnia wprawdzie sugerowano, że sprawą powinni zająć się z urzędu, ale żadne z zawiadomień do tej pory do nich nie dotarło.
- Prokurator rejonowy uznał, że na podstawie artykułów prasowych nie widzi wystarczających przesłanek do wszczęcia postępowania z urzędu. Czekamy zatem na zawiadomienie, ale żadnego jak dotąd nie było – zapewnia Jacek Korycki, rzecznik słupskiej prokuratury okręgowej.
Morze problemów
Całe zamieszanie spowodowane jest przez spór w sprawie budowy aquaparku w Słupsku. Zaczęto go budować w maju 2011 r. Obiekt miał kosztować 57,7 mln zł i powstać do czerwca 2012 r. Na realizację inwestycji Słupsk otrzymał 19,2 mln zł unijnej dotacji z Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Pomorskiego.
Wykonawcą budowy od początku była firma Termochem, która wraz z dwoma innymi przedsiębiorstwami tworzyła konsorcjum. Wkrótce na placu budowy została tylko firma z Puław, którą ostatecznie również zwolniono ze względu na opóźnienia.
Miasto naliczyło firmie karę umowną i próbowało uzyskać 24,6 mln zł przed sądem arbitrażowym, firma odpowiedziała kontrpozwem i wygrała. Miasto do 11 lipca musi znaleźć 24 mln złotych, bo od wyroku sądu arbitrażowego nie przysługuje odwołanie. Spór z Termochemem to nie jedyne kłopoty związane z budową aquaparku. CZYTAJ WIĘCEJ.
Aquapark w Słupsku do tej pory nie został ukończony.
Zobacz też materiał Faktów TVN:
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: md / Źródło: TVN24 Pomorze, Radio Gdańsk
Źródło zdjęcia głównego: tvn24