Słupski sąd skazał w środę 44-letniego Daniela M. na 15 lat więzienia za zabójstwo swojej żony Angeliki Jakubowskiej. Kobieta zaginęła w 1998 roku. Daniel M. przez lata powtarzał, że żona wyjechała i zostawiła go z niespełna roczną córką Magdaleną. Po 19 latach policjanci z Archiwum X znaleźli ciało kobiety pod ceglaną podłogą piwnicy domu, w którym kiedyś małżeństwo razem mieszkało. Wyrok nie jest prawomocny.
Sąd Okręgowy w Słupsku wydał wyrok w środę, w dniu rocznicy śmierci Angeliki Jakubowskiej z pomorskiego Debrzna (brat pokrzywdzonej, oskarżyciel posiłkowy wyraził zgodę na publikację jej danych osobowych).
Przewodniczący SO sędzia Jarosław Turczyn uznał, że wina i sprawstwo oskarżonego nie budzi wątpliwości, mimo że był to bardzo trudny proces poszlakowy. Skazał 44-letniego Daniela M. (przyjął nazwisko drugiej żony) na 15 lat więzienia za zabójstwo.
Dodatkowo mężczyzna został skazany na dwa lata więzienia za wyłudzenie alimentów na córkę w kwocie ponad 14,8 tysięcy złotych. Sędzia przyjął, że z wyłudzenia oskarżony nie uczynił sobie źródło utrzymania.
Ostatecznie wymierzył Danielowi M. łączną karę 15 lat więzienia.
Sąd zasądził także, tytułem zadośćuczynienia na rzecz córki oskarżonego Magdaleny, kwotę w wysokości 100 tysięcy złotych i 50 tysięcy dla brata Angeliki Jakubowskiej.
Wyrok nie jest prawomocny.
Sąd zdecydował o zastosowaniu tymczasowego aresztowania wobec nieprawomocnie skazanego na okres kolejnych 5 miesięcy.
"Jest szansa, by oskarżony mógł w przyszłości powrócić do społeczeństwa"
Sędzia Turczyn zaznaczył, że proces miał charakter procesu poszlakowego, w którym brak było bezpośrednich dowodów winy. Trzeba było dokonać szczegółowej analizy zebranych dowodów i porównać je z zeznaniami świadków i wyjaśnieniami oskarżonego. W przekonaniu sądu poczynione ustalenia wskazują na to, że "to oskarżony Daniel M. dokonał ukrycia zwłok Angeliki Jakubowskiej w piwnicy przy ul. Traugutta 7 w Debrznie". W ocenie sądu oskarżony dokonał umyślnego zabójstwa z zamiarem bezpośrednim, "właściwie nie szukał żony, działania, które podejmował były działaniami pozornymi".
- Celem było zawoalowanie zdarzeń – podkreślił sędzia. Natomiast w ocenie sądu nie udało się ustalić, w jaki sposób dokonano zabójstwa.
- Nie ma bezpośredniego dowodu, że do zabójstwa doszło przy użyciu kabla elektrycznego – powiedział sędzia, wskazując, że taka hipoteza pozostaje wersją przedstawioną przez prokuraturę. Sędzia podkreślił, że wymierzenie kary 25 lat czy dożywotniego pozbawienia wolności "ma charakter wyjątkowy", eliminujący osobę z życia publicznego na całe życie. - W ocenie sądu (…) zachodzą przesłanki do tego, że jest szansa na to, by oskarżony mógł w przyszłości powrócić do społeczeństwa, jego całkowita eliminacja nie byłaby adekwatna do stopnia winy i demoralizacji – uzasadniał sędzia wymierzoną karę 15 lat pozbawienia wolności.
Strony zapowiadają apelacje
Obie strony zapowiedziały wystąpienie o pisemne uzasadnienie orzeczenia, a to zapowiada złożenie apelacji od wyroku.
- Materiał dowodowy zebrany w tej sprawie nie pozwala na przyjęcie, żeby oskarżony dopuścił się zarzucanego mu czynu – ocenił obrońca Daniela M., Marek Kobyłecki. Z kolei Renata Szamiel z Prokuratury Okręgowej w Słupsku podkreśliła, że samo uznanie winy i zamiaru bezpośredniego oskarżonego w procesie poszlakowym "to sukces prokuratury". Natomiast kwestia kary "nie jest kwestią zakończoną". Prokuratura zamierza wnieść apelację w zakresie wymiaru kary, bowiem domagała się dla oskarżonego dożywocia.
- Pomimo że, podobnie jak prokurator, wnosiłem o dożywotnie pozbawienie wolności, oczekiwałem od sądu, że zostanie orzeczony wyrok co najmniej 25 lat pozbawienia wolności - mówi Dariusz Flitta, brat zamordowanej Angeliki Jakubowskiej.
Brat ofiary, oskarżyciel posiłkowy, w imieniu swoim i drugiego z braci, wnosił o dożywocie dla Daniela M., możliwość ubiegania się o warunkowe zwolnienie po 30 latach odbywania kary, odebranie praw obywatelskich na 10 lat, zakaz zbliżania się do córki zamordowanej na odległość mniejszą niż 50 metrów, zwrot kosztów pogrzebu siostry oraz zadośćuczynienie, nawiązkę i odszkodowanie w kwocie 5 milionów złotych.
Obrona chciała uniewinnienia dla swojego klienta. On sam stwierdził, że jest niewinny. Podczas procesu nie przyznał się do zabójstwa.
Dzień zabójstwa
Renata Szamiel z Prokuratury Okręgowej w Słupsku podczas mów końcowych przed słupskim sądem stwierdziła, że miała to być "zbrodnia doskonała".
Zniknięcie Angeliki Jakubowskiej miało pozostać nierozwiązaną tajemnicą. Tak się jednak nie stało.
Śledztwo w tej sprawie prowadzili z policjanci z gdańskiego Archiwum X pod nadzorem właśnie prokurator Szamiel.
Głuchoniemi sąsiedzi Angeliki Jakubowskiej, państwo H., zeznali, że po raz ostatni widzieli ją 1 października 1998 roku. - Była zapłakana, na migi pokazywała państwu H., że oskarżony jest niedobry, że na nią krzyczy - mówi prokurator.
2 października, w dniu, kiedy Angelika miała zostać zamordowana, Daniel M. był w pracy. Żaden ze świadków nie zeznał, żeby zajmował się w tym czasie niespełna roczną Magdaleną - śledczy założyli więc, że opiekowała się nią matka.
- Po godzinie 15 oskarżony wrócił do domu. W tym dniu miał się spotkać ze swoimi znajomymi Danutą O. i Krzysztofem K. - wyjaśnia Szamiel.
Angelika Jakubowska nie była towarzyska, nie lubiła się też spotykać z Danutą O. i Krzysztofem K., dlatego Daniel M. zazwyczaj wychodził do nich. Tym razem było jednak inaczej. - Pomimo tego, że wiedział, iż Angelika Jakubowska nie darzy dobrymi uczuciami jego znajomych, umówił się z nimi na spotkanie w domu - opowiada prokurator. Jak twierdzi, mężczyzna miał w ten sposób zapewnić sobie alibi.
Danuta O. i Krzysztof K. przyszli do mieszkania Angeliki i Daniela około godziny 17. Oskarżony miał wyjątkowo zaprosić ich do kuchni, a nie jak zwykle do pokoju. Miała tam bowiem spać Magdalena. Według zeznań świadków drzwi do drugiego pokoju były zamknięte.
- Nie było już w domu Angeliki Jakubowskiej. Oskarżony oświadczył swoim znajomym, że wyjechała do rodziców. Był zdenerwowany, ponieważ oznajmiła mu, że wyjeżdża i tyle - dodaje Szamiel.
Na tej podstawie śledczy stwierdzili, że do zabójstwa Angeliki doszło 2 października między godziną 15.30 a 17.00.
Ukrycie ciała
Jak ustalili śledczy, po wyjściu znajomych oskarżony miał próbować ukryć zwłoki. W drzwiach mieszkania spotkała go Katarzyna H., córka sąsiadów, która - według śledczych - miała romans z Danielem M.
- Pyta się go, dlaczego stoi w drzwiach. On informuje ją o tym, że jego małżonka wyjechała do Piły, a on idzie po węgiel do piwnicy i nasłuchuje, czy nie płacze małoletnia córka - opowiada Szamiel.
Kobieta zaproponowała pomoc, on jednak miał odmówić.
Świadkowie zeznali, że kilka dni później Daniel M. wymienił kłódkę w drzwiach piwnicy. Miał wtedy ukryć ciało żony w ostatnim pomieszczeniu piwnicy, do którego nikt oprócz niego nie zaglądał.
- Oskarżony musiał wcześniej wiedzieć, że istnieje w tym pomieszczeniu miejsce, w którym można ukryć zwłoki, w postaci średniowiecznej studni. Oczywistym jest, że nie mógł sobie zdawać sprawy, że jest to zabytek, ale musiał wiedzieć o fakcie jej istnienia - przekonuje Szamiel.
Później, według prokurator, mężczyzna porządkował piwnicę.
- Wykładał posadzkę z cegieł po to, aby popełnić zbrodnię doskonałą. Po to, aby fakt zabójstwa jego żony nigdy nie ujrzał światła dziennego - mówi.
Miała wyjechać do rodziców, innym razem uciec do Niemiec
Według jednego ze świadków, koleżanki Daniela M., miał on powiedzieć jej, że jego żona "wyszła tak, jak stała, bez kurtki, bez butów".
- Najpierw powiedział, że pojechała do Piły. Później różnym osobom podawał kilkanaście wersji, co się z jego żoną stało. Mówił, że wyjechała do Niemiec, przedstawiał ją w niekorzystnym świetle. Wzbudzał współczucie u wszystkich osób, które spotykał, że został jako biedny ojciec porzucony przez żonę i teraz musi się sam zajmować wychowaniem dziecka - mówiła Szamiel przed sądem.
O tym, że Angelika wyjechała, słyszała od ojca także ich córka Magdalena. Wierzyła w to blisko 19 lat.
- Nie miałam powodu, żeby nie wierzyć. Dopóki żyliśmy razem, mieszkaliśmy razem, to pokazywał, że moja mama wcale nie była taka dobra, że wyjechała i nas zostawiła - powiedziała po rozprawie w styczniu 2019 roku
Daniel M. przekonuje jednak, że o tym, że Angelika wyjechała do Niemiec, dowiedział się od policjantów. Prokurator Szamiel zapewnia jednak, że nie jest to prawda. - Mało tego, podawał, że był w Niemczech i widział, jak siedzi w supermarkecie na kasie - powiedziała przed sądem.
"Została uduszona kablem"
Nie wszyscy jednak wierzyli, że Angelika mogłaby uciec. Zwłaszcza bez dziecka.
- Wykluczyłem od razu, że siostra porzuciła córkę. Gdyby nawet chciała uciec od męża. Dzisiaj wiem, że tak się stało dwa miesiące wcześniej i, niestety, wróciła. Zabrałaby dziecko i kontaktowałaby się z nami - mówił w styczniu tego roku Dariusz Flitta, brat Angeliki.
Mimo starań zarówno śledczych, jak i rodziny kobiety przez wiele lat nie udało się odnaleźć.
Po 19 latach do sprawy wrócili policjanci z Archiwum X. Wykluczyli wyjazd za granicę.
- Zweryfikowali nowe wątki w tej sprawie, które niedawno się pojawiły, ale też wykluczyli wcześniejsze hipotezy. Chodzi między innymi wątek wyjazdu kobiety za granicę. Udało się to dzięki współpracy z Interpolem i Europolem. Dlatego pozostał tylko jeden wątek: wobec zaginionej ktoś popełnił przestępstwo - mówił w kwietniu 2017 roku podkomisarz Michał Sienkiewicz z Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku.
Przełom nastąpił w kwietniu 2017 roku. Pod ceglaną podłogą w piwnicy domu w Debrznie , w którym mieszkała już inna rodzina, znaleziono zwłoki kobiety. Jak się później okazało, była to Angelika.
- Zwłoki znajdowały się w torbie podróżnej. Były w niej szczelnie zamknięte. Pod zwłokami w torbie znajdował się kabel elektryczny - mówi Szamiel.
Zwłoki kobiety były w takim stanie, że biegli nie mogli wskazać przyczyny zgonu. W torbie był jednak jeszcze kabel. Biegli ustalili, że ma on odkształcenia i ślad krwi.
- Najprawdopodobniej do pozbawienia życia Angeliki J. doszło poprzez uduszenie jej tym kablem - mówi prokurator.
W środę Sąd Okręgowy w Słupsku stwierdził jednak, że "nie ma na to bezpośredniego dowodu".
"Aby można było mówić o zabójstwie, trzeba mieć dowody"
Renata Szamiel wnioskowała o dożywocie dla Daniela M. oraz 100 tysięcy złotych nawiązki na rzecz Magdaleny J. za doznaną krzywdę.
- Nikt poza Danielem M. nie mógł pozbawić życia Angeliki J. Nie mieli takiego motywu państwo H., którzy byli głuchoniemi. Nie mogła tego zrobić małoletnia Magdalena J. - mówiła przed sądem w środę.
Dodała, że żadna inna osoba nie mogła niepostrzeżenie dostać się do budynku, ponieważ był on ogrodzony.
Daniel M. nie przyznaje się jednak do winy. Marek Kobyłecki, radca prawny, wniósł o uniewinnienie oskarżonego. - Nie ma jakiegokolwiek dowodu, nie ma poszlaki, która by wskazywała, że do śmierci, jak również do zakopania zwłok Angeliki J. przyczynił się oskarżony - mówił przed sądem w środę.
Dodał, że wersja wydarzeń przedstawiona przez prokurator i wniosków, które z nich wypływają, mogą wskazywać na winę Daniela M., jednak jest to tylko wersja oskarżyciela posiłkowego.
- Aby można było mówić o zabójstwie, by można było mówić w konsekwencji o uznaniu kogoś winnego tego zabójstwa, należy mieć na to niezbite dowody - dodaje.
Stwierdził, że niektórzy świadkowie różnie pamiętali wydarzenia sprzed 20 lat. - Pamięć ludzka jest zawodna. Nie może dziwić to, że pamięć ludzka po upływie tak dużego czasu mocno zawodzi - przekonuje Kobyłecki.
Odniósł się także do ustaleń, że Danuta O. i Krzysztof K. wyjątkowo mieli w dniu prawdopodobnego zabójstwa zostać zaproszeni do domu Daniela M. Stwierdził, że takie wizyty odbywały się wcześniej i nie były niczym wyjątkowym.
- Materiał dowodowy i wywód poczyniony przez oskarżyciela publicznego nie pozwalają przyjąć za wiarygodnej tezy, by oskarżony zaplanował zabójstwo w dniu 2 października 1998 roku - dodał.
Sam Daniel M. przekonywał, że nigdy nie podniósł nawet ręki na żonę.
- Nie wiem nawet, jak się bronić, bo jestem bezradny. Nie mogę wezwać kogoś na świadka, żeby zeznał, że czegoś nie było, bo nie ma takiej opcji. Proszę o uniewinnienie i puszczenie mnie w końcu do domu - powiedział.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: MAK/gp/ ks / Źródło: TVN24/PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24