Ratowników z Gdyni nie stać na to, by cumować swoje motorówki w gdyńskiej marinie, więc stacjonują w helskim porcie. Żeby dotrzeć do Gdyni potrzebują co najmniej 30 minut, ale tylko w idealnych warunkach, przy złej pogodzie podróż może trwać nawet trzykrotnie dłużej. – Ich akcje nie są ratownicze, tylko poszukiwawcze – mówi prezes WOPR z Gdyni. - Plażowicze są bezpieczni - odpowiadają przedstawiciele mariny.
Do tej pory gdyński WOPR na cumowanie łodzi w miejscowej marinie jachtowej płacił zaledwie 100 zł za sezon – tyle ile łódki asekuracyjne (np. łódki trenerskie klubów jachtowych). W tym roku zmieniono regulamin oraz cennik i WOPR musiałby zacząć płacić jak każdy inny klient, czyli nawet kilka tysięcy złotych rocznie.
Wodne ochotnicze pogotowie poszukiwawcze?
Ratownicy uznali, że nie stać ich na taki wydatek, więc przenieśli swoje jednostki do Helu. To oznacza jednak, że dotarcie w pobliże gdyńskich plaż zajmie im zdecydowanie więcej czasu. W idealnych warunkach ratownicy są w stanie dopłynąć do Gdyni w 30 minut. Gdy pogoda się pogorszy i motorówka nie będzie płynąć w ślizgu, to podróż z półwyspu zabierze nawet 1,5 godziny.
- Oddalenie tych jednostek powoduje, że ich akcje nie są już ratownicze, tylko poszukiwawcze – mówi Andrzej Bełżyński, prezes gdyńskiego WOPR.
WOPR jak policja?
Bełżyński zapewnia, że chciałby, żeby łodzie ratowników wróciły do Gdyni, ale nie jest w stanie zapłacić standardowej stawki. Podkreśla przy tym, że jego zdaniem WOPR w ogóle nie powinien płacić, bo w tym przypadku powinien być traktowany jak policja czy straż graniczna.
– W nowym cenniku jest zapis, że z opłat zwolnione są jednostki pełniące specjalną służbę państwową. Marina twierdzi jednak, że WOPR nie spełnia wymogów ustawowych, ale nie potrafi wytłumaczyć dlaczego – zapewnia prezes. – Wysłaliśmy do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych o zwolnienie z opłat – dodaje.
- WOPR jest stowarzyszeniem i nie pełni specjalnej służby państwowej. Nie ma więc żadnych podstaw do zastosowania tego przepisu wobec nich - rozwiewa wątpliwość MSWiA.
"Pogadamy jak się zgłoszą"
Całą sytuacją wydaje się być zaskoczona Sylwia Mathea-Chwalczewska z Mariny Gdynia. Według niej WOPR nie wyraziło chęci postoju w marinie, więc i rozmowy na temat wysokości opłat za stacjonowanie jej jednostek do tej pory nie było.
- Jak złożą wniosek, będą spełniali wymogi, to będą stali bezpłatnie – zapewnia Mathea-Chwalczewska.
Przedstawicielka mariny podkreśla, że jednostki ratownicze są zwolnione z opłat i również WOPR na taką ulgę może liczyć, musi jednak najpierw przede wszystkim zgłosić chęć stacjonowania w marinie i dopełnić formalności.
- To, że ktoś napisze sobie na burcie WOPR nie znaczy, że ma zamiar ratować ludzi i reagować na wezwania. Jeśli gdyńskie WOPR złoży akces i zapewni o gotowości do pełnienia służby ratowniczej to może również liczyć na zwolnienie z opłat - podkreśla Mathea-Chwalczewska.
Plażowicze bezpieczni
Sylwia Mathea-Chwalczewska zapewnia, że plażowicze wypoczywający w Gdyni mogą czuć się bezpiecznie, nawet jeśli jednostki gdyńskiego WOPR nie wrócą.
- Od lat zabezpieczeniem plaż zajmuje się Gdyńskie Centrum Sportu. Na każdej plaży dyżuruje ratownik medyczny, ratownicy dysponują też sprzętem motorowodnym - wyjaśnia Mathea Chwalczewska.
Gdyńscy ratownicy na pomoc ruszają z Helu:
Autor: md / Źródło: TVN24 Pomorze, trójmiasto.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvn24