Z jednej strony sopockiego molo tonie łódź, z drugiej łamie się barierka i kilka osób wpada do wody. Na koniec do morza trafia też kilku nieostrożnych gapiów, którzy obserwują zdarzenie – taki jest scenariusz wydarzeń, na które w ramach ćwiczeń reagują miejskie służby ratownicze.
W akcji bierze udział Sopockie Wodne Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe, Jednostka Ratowniczo – Gaśnicza Straży Pożarnej, Pogotowie Ratunkowe, Policja i Straż Miejska.
Szykują się do zimy
- Szykujemy się juz do jesieni i zimy, czyli czasu, w którym nie ma nas już na plaży i w sytuacji, kiedy coś się dzieje, służby muszą dojechać z miasta - wyjaśnia Marcin Burda z sopockiego WOPR. - Chcemy zobaczyć, ile czasu to zajmuje.
- Rzadko sie zdarza, żeby do wody wpadło aż tyle osób jednocześnie, ale musimy sobie utrudniać te ćwiczenia - dodaje Burda. - Rzeczywistość zazwyczaj i tak stawia nas w sytuacji trudniejszej niż ta wymyślona na ćwiczeniach.
Ratowanie w wodzie
Dlatego ratownicy odnalezione osoby traktują jak ofiary z urazem kręgosłupa. Jeszcze w wodzie taka osoba musi być odpowiednio zabezpieczona, a nastepnie umieszczona na specjalnej desce i przewieziona do szpitala.
- Technika ratowania się radykalnie zmieniła. Kiedyś starano się taką osobę jak najszybciej wyciągnąć z wody, teraz nie robimy tego od razu, bo można pogłębić uraz - tłumaczy Burda.
Tam, gdzie nie dotrze karetka
Molo jest terenem szczególnie trudnym dla służb, bo nie można wjechać na nie samochodem, nawet karetką.
- Dlatego do takich akcji wysyłamy nasze quady, które mogą przewieźć rannych na tylnej platformie lub przyczepie - wyjaśnia Burda.
Jak dodaje, by ćwiczenia były bardziej wiarygodne, biorący w nich udział ratownicy nie znali wcześniej scenariusza.
Autor: maz//ec / Źródło: TVN 24 Pomorze
Źródło zdjęcia głównego: tvn24 | Jacek Morgaś