Okręt podwodny osiadł na dnie, marynarze uwięzieni. ORP "Sęp" trenował z jednostką NATO

Na pokładzie "Sępa" jest mało miejsca
Na pokładzie "Sępa" jest mało miejsca
Źródło: TVN 24 Pomorze

Na dnie Bałtyku leży okręt podwodny "Sęp", a w maszynowni pojawia się ogień. Na pomoc uwięzionym żołnierzom rusza podwodny pojazd ratunkowy- tak wyglądał scenariusz próbnej akcji ratowniczej, która odbyła się w ramach ćwiczeń NATO – Dynamic Monarch 2014

- Okręt ma czterdzieści parę lat, jest w kondycji, która umożliwia jego użytkowanie, ale nie da się ukryć, że jego czas dobiega końca – powiedział kmdr ppor. Tomasz Witkiewicz, dowódca okrętu podwodnego ORP "Sęp". Mimo to jednostka wzięła udział w najważniejszych manewrach wojskowych. Na pokładzie "Sępa" ekipa "Faktów TVN" zeszła na dno Bałtyku.

Podwodna rzeczywistość

Okręt wydaje się duży, ale w środku jest dość ciasno.

Jak zauważył reporter Jan Błaszkowski, trudno postawić tam stopę, nie depcząc po koledze z załogi. Okrętowa kuchnia, w której przygotowywane są posiłki, mierzy zaledwie metr na metr. Po obejrzeniu okrętu i tradycyjnym drinku z mulistej wody z dna Bałtyku, przyszła pora na ćwiczenia.

Zaprószyli ogień?

Załoga trenowała m.in. ewakuację z okrętu, w razie pożaru maszynowni.

Zgodnie ze scenariuszem ORP "Sęp" miał być unieruchomiony na głębokości 45 metrów. Jednostka nie mogła się wynurzyć. Na pomoc okrętowi wyruszył NSRS, czyli podwodny pojazd ratunkowy.

"Nemo" – tak nazywają jednostkę marynarze – musiał przyssać się luku ewakuacyjnego "Sępa". Dopiero wtedy można było uratować ofiary pożaru.

- Głównym celem takich ćwiczeń jest bezpieczne wyciągnięcie z dna morskiego całej załogi – wyjaśniał kmdr por. Dave Benham z Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych.

Ćwiczenia z ratownictwa morskiego odbyły się na Bałtyku, bo jak zgodnie podkreślają dowódcy NATO – to idealne miejsce na trening. Do tej pory na żadnym polskim okręcie nie wydarzył się wypadek, który zmusiłby członków załogi do ewakuacji.

Autor: aa / Źródło: TVN 24 Pomorze

Czytaj także: