44-letni wychowawca, pod którego opieką przebywała grupa kolonistów w Łebie, odpowie za narażenie dzieci na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia, za co może grozić do pięciu lat więzienia. Mężczyzna został odsunięty od opieki nad dziećmi.
- Podejrzany złożył obszerne wyjaśnienia, które będą weryfikowane na dalszym etapie postępowania - przekazała Joanna Gorczycka z Prokuratury Rejonowej w Lęborku, która nadzoruje śledztwo wszczęte przez komisariat w Łebie. Jak wskazała, "opiekun kolonii dopuścił do sytuacji, w której dzieci weszły do wody".
W poniedziałek, pomimo bezwzględnego zakazu kąpieli i czerwonych flag, pięcioro dzieci i ich opiekun znaleźli się w wodzie, 100 metrów od brzegu. Nagle stracili grunt pod nogami i zaczęli się topić. Przebywali na niestrzeżonym kąpielisku w Łebie, a ich życie uratował patrol ratowników wodnych, który akurat tamtędy przejeżdżał.
Tego dnia wiał bardzo silny wiatr i były silne prądy wsteczne. Gdyby nie pomoc ratowników, mogłoby dojść do tragedii. Jedną z dziewczynek przetransportowano do szpitala na badania.
- Od największej tragedii w historii wypoczynku dzieci nad morzem te dzieciaki uratował cud: obecność patrolu ratowników wodnych na plaży niestrzeżonej - podkreślil Kacper Treder, ratownik WOPR.
Dzieci kontynuują wypoczynek
Prokuratura i kuratorium prowadzą dokładne kontrole i sprawdzają wszystko, co działo się wokół tej kolonii.
- Był to wyjazd zorganizowany, dofinansowany ze środków publicznych. Na ten moment wiemy, że zaraz po tym zajściu była przeprowadzona kontrola w kuratorium oświaty z delegatury w Słupsku. Stwierdzono nieprawidłowości. Były braki w kartach, wątpliwości co do dwóch opiekunów, którzy zostali podmienieni chwilę przed wyjazdem w związku z tym, że wychowawcy zachorowali. Te informacje są weryfikowane. Do dzisiaj (czwartek, 21 sierpnia - red.) mają być przesłane wyjaśnienia do kuratorium oświaty przez organizatorów kolonii i jutro kuratorium ponownie uda się w miejsce wypoczynku tych dzieci. Policja ani kuratorium nie rekomendowały przerwania wypoczynku, w związku z czym dzieci cały czas z niego korzystają - wyjaśnił Krystian Kłos, rzecznik prasowy Pomorskiego Urzędu Wojewódzkiego w Gdańsku.
Sprawdzane są przede wszystkim rozbieżności dotyczące tego, jak grupa, wraz z opiekunem, znalazła się w wodzie, bo - jak poinformował przedstawiciel Pomorskiego Urzędu Wojewódzkiego - jedna z wersji mówi o tym, że dzieci w pewnym momencie samowolnie wbiegły do wody, a opiekun rzucił się za nimi. Druga, że wszyscy wspólnie weszli do wody.
Autorka/Autor: ng/ tam
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Gniewiński WOPR