Kobiety pracujące jako prostytuki miały robione specjalne tatuażeProkuratura Okręgowa w Gdańsku
20 osób jest oskarżonych o to, że działając w zorganizowanej grupie przestępczej, czerpało korzyści z prostytucji przynajmniej 70 kobiet. Szefami tej - jak się sami nazywali - "organizacji" byli trzej bracia. Grupa była wyjątkowo dobrze zorganizowana. Panowała w niej wręcz wojskowa dyscyplina, wprowadzana niesłychanie brutalnie.
Grupa działała od czerwca 2009 r. do września 2013 r., a zarządzała nią trójka braci B. w wieku 34, 31 i 26 lat. Głównym szefem był średni z braci – Aleksander B., z wykształcenia pedagog, w swoim środowisku nazywany "Złoty", "Mniejszy" lub "Olo".
Ściśle współdziałali z nim jego bracia: Leszek B. i Paweł B. Grupa działała głównie na terenie Gdyni-Witomina, gdzie mieszkała większość oskarżonych. Miała jednak plany rozszerzenia działalności niemal na całe Pomorze.
Cechą charakterystyczną tej „organizacji” – jak sami to nazywali - był fanatyzm. Gang - w skład, którego wchodzili praktycznie tylko "kibole" jednej z gdyńskich drużyn piłkarskich - był doskonale zorganizowany. Obowiązywał ścisły podział ról, a w grupie panowała wojskowa dyscyplina, którą siłą, wprowadzali szefowie "organizacji".
Ofiary były werbowane głównie w sopockich i gdyńskich dyskotekach oraz klubach. Gangsterzy wyszukiwali tam młode kobiety z problemami finansowymi. Oferowali pożyczki. Gdy nie mogły ich spłacić, padała propozycja świadczenia usług seksualnych. Kobiety były bite i zmuszane do seksu.
Zarówno te, które dobrowolnie świadczyły usługi seksualne, jak i te zmuszane do tego, były traktowane jak niewolnice. Niektóre miały szokujące tatuaże, podkreślające do kogo należą, typu „Niewolnica Pana Leszka". Znajdowały się one na nogach, plecach, ramionach i miejscach intymnych. Tatuowane było też słowo „Organizacja”.
Bracia B. podejmowali decyzje nie tylko w sprawie „grafików pracy” czy dni wolnych, ale decydowali nawet o możliwości wyjścia na zakupy do fryzjera, czy kosmetyczki. O całym życiu kobiet, które były im absolutnie podporządkowane.
Prostytutki i ochroniarze traktowani jak własność szefów
Kary były niemal za wszystko. Za odmowę świadczenia usług, ale też za wyjście bez zezwolenia. Kobiety często traciły cały zarobek, a zdarzały się też brutalne kary fizyczne. Poza szefami byli też ochroniarze, którzy pilnowali biznesu braci. Zarządzał nimi Mateusz W., ps. Pimpas. Ochroniarze, szczególnie ci na niższych szczeblach w grupie byli traktowani, tak jak prostytutki. Ich życie było kontrolowane w każdym elemencie. Z grupy nie można było odejść.
Główni oskarżeni przebywają w areszcie. Sąd na razie nie wyznaczył terminu pierwszej rozprawy. Prokuratorzy podkreślają, że jest to największa w ostatnich latach tego typu sprawa na Pomorzu.
Autor: gp/kwoj
Źródło zdjęcia głównego: Prokuratura Okręgowa w Gdańsku