18 grudnia 1944 roku nad Trójmiastem przeleciało 230 angielskich bombowców. Jednak, gdy ucichły eksplozje i opadł kurz, mieszkańcy Gdyni z ulgą zobaczyli, że miasto jest prawie nietknięte. Płonął za to między innymi pancernik Schleswig-Holstein, dla wielu symbol rozpoczęcia II wojny światowej. Stało się tak dzięki bohaterskiej akcji polskich harcerzy.
- W moim głębokim przekonaniu Gdynia została uratowana od zniszczeń dzięki tej nielicznej grupie harcerskiej – powiedział prof. Jerzy Grzywacz, powstaniec warszawski i członek Rady Muzeum II Wojny Światowej, podczas uroczystości upamiętniającej Tajny Hufiec Harcerzy.
THH był niezwykle efektywną jednostką wywiadowczą, która przeprowadziła dwie akcje rozpoznania B1 i B2.
Harcerze jak szpiedzy
Dzięki zdobytym przez nich informacjom siły alianckie mogły przeprowadzić dobrze zaplanowany atak bombowy na niemiecką flotę stacjonującą w gdyńskim porcie. Miał on miejsce 18 grudnia 1944 roku. Zatopiony został wówczas między innymi pancernik Schleswig-Holstein, który dla wielu był symbolem inwazji niemieckiej na Polskę w 1939 roku. Dzięki informacjom przekazanym przez młodych harcerzy najważniejsze cele zostały zniszczone, a miasto i duża część portu pozostały praktycznie nietknięte.
Podobnie było kilka miesięcy później - 28 marca 1945 roku, gdy Gdynię zdobywała Armia Czerwona. Znów harcerze z THH dostarczyli sojusznikom dokładne plany niemieckich wzmocnień. - Dzięki temu to była precyzyjna, chirurgiczna operacja eliminująca punkty oporu i pozwalająca wkroczyć do miasta bez niszczenia go. Dzięki temu przetrwał ten historyczny zespół śródmieścia, którym teraz się tak szczycimy – opowiada Marek Stępa, naczelnik Wydziału Ochrony Dziedzictwa Urzędu Miasta Gdyni.
Zanurkują, by upamiętnić
- Tajny Hufiec Harcerzy to organizacja, która działała jedynie w Gdyni, trochę w Wejherowie i w związku z tym siłą rzeczy jej historia jest mniej znana w głębi kraju – żałuje Stępa. Stąd też pomysł środowiska harcerskiego i historyków, by THH upamiętnić i trochę rozpropagować jego historię.
Z okazji 75. rocznicy bombardowania portu do Gdyni wróciła bandera polskiego żaglowca Zawisza Czarny, którą po zajęciu jednostki przez Niemców, wykradli członkowie THH. - Przechowywali ją przez całą wojnę. Na banderę składali swoje żołnierskie ślubowania - opowiada harcmistrz Rafał Klepacz, komendant Centrum Wychowania Morskiego ZHP.
Tamten Zawisza Czarny został przez Niemców zaniedbany i w 1949 roku zatopiono go w wodach Zatoki Puckiej (w 1961 roku zakupiono dla harcerzy inny szkoleniowy żaglowiec, który nazwano tak samo i który służy im po dziś dzień).
W marcu przyszłego roku gdyńscy harcerze planują popłynąć w miejsce, gdzie leży pierwszy Zawisza Czarny i zabezpieczoną w żywicy kopię bandery umieścić we wraku. W 2021 roku chcą podobną wyprawę zorganizować do wraku pancernika Schleswig-Holstein, który leży zatopiony w okolicach Tallina w Zatoce Fińskiej (po wojnie okręt został podniesiony z dna gdyńskiego portu i służył jako cel). Tę akcję harcerze nazwali "Harc po Bałtyku".
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: eŁKa/gp / Źródło: TVN24 Pomorze
Źródło zdjęcia głównego: CC BY SA Wikipedia | Bundesarchiw