Sąd w Gdańsku uniewinnił Magdalenę Adamowicz. Była ona oskarżona o błędne rozliczanie podatku za najem mieszkań oraz ukrywanie dochodów. Prokuratura zarzucała europosłance, że przestępstw miała dopuścić się razem z mężem Pawłem Adamowiczem. Wyrok nie jest prawomocny.
Proces Magdaleny Adamowicz rozpoczął się w lutym 2021 roku. Prokuratura zarzuciła europosłance błędne rozliczanie podatku za najem mieszkań oraz ukrywanie dochodów. Według śledczych miała się tego dopuścić wraz z mężem Pawłem Adamowiczem. W zeznaniach podatkowych za lata 2011-2012 miała również zataić odpowiednio prawie 300 tysięcy złotych i 100 tysięcy złotych dochodów. Prokuratura zarzucała jej również nierozliczenie dochodów z wynajmu mieszkań, jako prowadzonego w warunkach pozarolniczej działalności gospodarczej. Według śledczych uszczuplenie podatku wyniosło prawie 120 tysięcy złotych.
Akt oskarżenia przeciwko europosłance do Sądu Rejonowego Gdańsk-Południe skierował Dolnośląski Wydział Zamiejscowy Departamentu do Spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej we Wrocławiu.
Prokuratura żądała kary finansowej
24 maja, w trakcie mowy końcowej, prokurator wskazywał niespójności w zeznaniach oskarżonej oraz jej bliskich i to, że kilka razy zmieniali wyjaśnienia o pochodzeniu ok. 400 tysięcy złotych. Jedna z wersji zakładała, że pieniądze pochodziły od pradziadków dzieci Adamowicza i zostały przekazane wnukom. Inna wersja, że pieniądze pochodzą od matki Magdaleny Adamowicz.
- Oskarżona stwierdziła, że w akcie oskarżenia insynuuje się, że dziadkowie nie mogli zgromadzić przekazanych darowizn w kwocie 300 tys. złotych. Należy podkreślić, że matka oskarżonej w trakcie składania wyjaśnień zaprzeczyła tej wersji - wskazywał prokurator Robert Kaczor z Dolnośląskiego Wydziału Zamiejscowego Departamentu do Spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej we Wrocławiu.
W dalszej części swojej wypowiedzi, trwającej ponad godzinę, prokurator przywołał wyroki sądów z ostatnich lat, w których to sądy krytycznie odnosiły się do tłumaczeń o pochodzeniu z rzekomych darowizn nieujawnionych dochodów.
Prokurator podkreślał, że materiał dowodowy wyraźnie wskazuje na to, że Magdalena Adamowicz była bardzo zaangażowana i ściśle współpracowała z drugim z małżonków. - Kwestie finansowe skupiały jej uwagę, w związku z czym nie można mówić o żadnej pomyłce, błędzie czy innym nieporozumieniu, które miałoby spowodować nieprawidłowości podatkowe - dodawał prokurator Kaczor.
Stwierdził również, że "mamy do czynienia z wysoką społeczną szkodliwością czynu, bo mamy do czynienia z osobą publiczną, która powinna mieć doskonałą znajomość konsekwencji swoich czynów".
Dodał, że "kara powinna być dotkliwa, tym bardziej, że oskarżona nie wyraziła też skruchy".
Zażądał dla oskarżonej karę finansowej w wysokości 300 stawek dziennych, po tysiąc złotych każda. W sumie 300 tysięcy złotych.
Sędzia Julia Kuciel dwukrotnie przerywała mowę końcową prokuratorowi, prosząc, by ten odniósł się do stawianych zarzutów, a nie wygłaszał "mowy polityczne".
Obrona wnosiła o uniewinnienie Magdaleny Adamowicz
Przerwana została również mowa końcowa obrońcy oskarżonej radcy prawnego Jakuba Zygmunta, który zaczął mówić, że Paweł Adamowicz był wybitną postacią docenianą w Polsce i na świecie.
Ponadto w swojej mowie wskazywał, że Adamowiczowie nie ukrywali darowizn przekazywanych przez członków rodziny na rzecz ich dzieci, a wpłacali je do banku, na jawne konta.
- Otrzymanie takich środków nie stanowi znamion przestępstwa, a stanowi wyraz miłości i zasad, jakie panują pośród kochających się rodzin - tłumaczył Zygmunt.
Drugi z obrońców, adwokat Paweł Knap podkreślał, że wszystkie środki zgromadzone przez Adamowiczów pochodziły z legalnego źródła – darowizn od członków rodziny, przeznaczonych dla dzieci.
Obrońcy wskazali również, że konta bankowe zostały założone przez Pawła Adamowicza. Wnieśli o uniewinnienie swojej klientki.
Wyrok, który zapadł w środę nie jest prawomocny.
Źródło: TVN24/PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24