W czasach galopującej inflacji i rosnących kosztów wielu osobom niełatwo jest prowadzić biznes. Problemy miał m.in. sadownik z Grójca, który swoje jabłka sprzedaje na Pomorzu. Pomocną dłoń podali mu właściciele jednej z restauracji. - Znamy ten ból, kiedy cały dobytek życia można stracić przez niezależną od nas sytuację, dlatego bardzo chcieliśmy pomóc panu Janowi - mówi restaurator. W weekend udało się sprzedać ponad 10 ton jabłek.
Pan Jan, sadownik z Grójca, od lat sprzedaje jabłka na targowisku w Gdańsku. Po wzroście cen produkcji i przechowywania owoców działalność staje się coraz mniej opłacalna.
Kupując towary na targowisku, przedsiębiorca Kacper Bartnicki poznał pana Jana, a po usłyszeniu jego historii i obaw o nadchodzącą zimę i rosnące koszty cen energii elektrycznej zaproponował, że jabłka sadownika będzie sprzedawał w swojej restauracji. W ten sposób u restauratora można zamówić i odebrać owoce. Jak podkreśla Bartnicki, odzew jest ogromny, a jego telefon nie przestaje dzwonić.
Dobro, które otrzymali, przekazują dalej
Właściciele rodzinnego interesu - w którego skład wchodzą dwie restauracje - sami mają w pamięci trudne lata pandemiczne. Wówczas niejednokrotnie sami potrzebowali pomocy, dlatego teraz postanowili wyjść naprzeciw problemom pana Jana i wspomóc go, tak jak najlepiej potrafią. Informację o pomocy w rozprowadzaniu jabłek zamieścili w swoich mediach społecznościowych. We wpisie podkreślono: "Pamiętajcie - dobro to jedyna rzecz, która się mnoży, gdy się ją dzieli".
- Potraktowaliśmy to trochę jak odwdzięczenie się za to, kiedy nam nasi goście i okoliczni mieszkańcy pomagali podczas pandemii. Znamy ten ból, kiedy cały dobytek życia można stracić przez niezależną od nas sytuację, dlatego bardzo chcieliśmy pomóc panu Janowi poprawić jego sytuację finansową i żeby te jabłka się nie zmarnowały - mówi Kacper Bartnicki, organizator akcji.
- Przyszło nam niestety żyć w ciężkich i nieprzewidywalnych czasach, dlatego uważamy, że trzeba się wspierać - dodaje.
10 i pół tony sprzedanych jabłek w weekend
Jak podkreśla, zorganizowana akcja przerosła jego najśmielsze oczekiwania, a problem z opłaceniem rachunków przez sadownika z pewnością został już zażegnany.
- Ciężko zliczyć, ale przez weekend sprzedaliśmy około 700 skrzynek (każda po 15 kilogramów), czyli około 10 i pół tony jabłek. Sprzedaż detaliczna, jak i hurtowa ruszyła, a pan Jan nie nadąża z nakładaniem jabłek do skrzynek, bo jest tyle zamówień - mówi organizator akcji.
Klienci przybywają po jabłka tłumnie i - jak zapewniają - informacje o asortymencie i problemach pana Jana puszczają w świat dalej.
- Informacja rozeszła się już po całym osiedlu - mówi jedna z klientek.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24