Łukasz Gryciak, strażak z Myśliborza (woj. zachodniopomorskie), ryzykował własnym życiem, by z płonącego mieszkania w Dębnie wydostać dwoje dzieci i ich babcię. Nikomu na szczęście nic się nie stało, ale strażakowi musiała zostać udzielona pomoc medyczna. Jak sam podkreśla, nie czuje się bohaterem, a praca strażaka jest dla niego najważniejsza.
Łukasz Gryciak jest strażakiem Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Myśliborzu. W piątek, 14 stycznia po godz. 12 wraz z kolegami dostali zgłoszenie do pożaru na drugim piętrze bloku w Dębnie.
Jak przekazywał nam aspirant Tomasz Skórski, oficer prasowy KP PSP w Myśliborzu, klatka schodowa była bardzo zadymiona i strażacy musieli ewakuować ludzi z podnośnika przez balkony. - Ja znalazłem dzieci na czwartym piętrze powyżej mieszkania, w którym się paliło. Wyszliśmy na balkon i czekaliśmy na podnośnik - relacjonuje Łukasz Gryciak.
Oddał maskę tlenową, sam zatruł się dymem
Jedno z dzieci zaczęło tracić oddech, więc strażak zdjął swoją maskę tlenową i dał dzieciom oraz ich babci pooddychać. Szczęśliwie wszystkich udało się uratować. Do szpitala trafiła tylko osoba, w mieszkaniu której wybuchł pożar.
Do szpitala trafił też strażak. Gdy oddał maskę dzieciom, sam zatruł się dymem. Już sobotę wyszedł w dobrym stanie ze szpitala.
- Nie czuję się bohaterem. To moja praca - mówi skromnie Gryciak. I dodaje: - Najtrudniejsze są takie sytuacje, jak ta. Gdy trzeba z pożaru ludzi ratować, ale to też jest największa satysfakcja.
Pan Łukasz jest również wieloletnim piłkarzem Dębu Dębno. Jak sam podkreśla, piłka nożna to tylko hobby. - Praca strażaka jest najważniejsza - powiedział mężczyzna.
Źródło: TVN24 Szczecin
Źródło zdjęcia głównego: TVN24