- Jeżeli złamałbym prawo, nie byłoby dla mnie miejsca w rządzie. Ale nie dopuściłem się tego - odpowiada minister skarbu Mikołaj Budzanowski, pytany, czy poda się do dymisji w związku ze sprawą gazowego memorandum.
Minister uczestniczył w uroczystości podpisania umowy dotyczącej budowy terminala naftowego w gdańskim porcie. Dziennikarzy interesowała jednak głównie sprawa gazowego memorandum EuroPolGazu i Gazpromu.
„Nie dopuściłem się tego”
Pytany o to, czy zamierza oddać się do dyspozycji premiera, Budzanowski stwierdził, że "do dyspozycji" jest od pierwszej minuty urzędowania. Do dymisji podawać się jednak nie zamierza.
- Jeśli doszłoby do sytuacji, że łamię prawo, że wprowadziłem świadomie w błąd swego przełożonego, kiedy posłużyłem się kłamstwem, to oczywiście tak, na takiego ministra nie ma miejsca w tym rządzie, ale nie dopuściłem się tego - mówił podczas konferencji prasowej w Gdańsku.
Na pytanie dziennikarki, czy podda się do dymisji minister stanowczo opowiedział, że „nie”.
Nie wiedzieli o memorandum
W ubiegły czwartek eksploatująca polski odcinek gazociągu jamalskiego spółka EuroPolGaz podpisała z Gazpromem "memorandum o wzajemnym zrozumieniu" dotyczące oceny możliwości realizacji nowego gazociągu przez Polskę na Słowację i Węgry. Po 48 proc. udziałów w EuRoPol Gazie mają PGNiG i Gazprom, pozostałe 4 proc. należy do spółki Gas Trading.
Informacja o działaniach podległej ministerstwu spółki była dużym zaskoczeniem zarówno dla Mikołaja Budzanowskiego, jak i premiera Donalda Tuska. Dowiedzieli się o tym dopiero z mediów. Ustalenie stanowiska w tej sprawie zajęło im kilka godzin.
Minister tłumaczył później, że dokument dot. budowy gazociągu jamalskiego ma charakter bardzo ogólny i nie jest żadnym zobowiązaniem inwestycyjnym. EuRoPol Gaz i PGNiG również zapewniają, że porozumienie nie zawiera wiążących zobowiązań biznesowych i nie przesądza o budowie gazociągu.
Autor: aja//kv/k / Źródło: TVN24 Pomorze, PAP