Sztorm zniszczył sopockie molo. Nie pierwszy i nie ostatni raz. To się przecież naprawi! Siedemdziesiąt lat temu to wcale nie było takie pewne. Towarzysze z urzędu wojewódzkiego chcieli rozebrać wizytówkę Sopotu. Deska po desce. Bo komu potrzebny ten symbol "niemieckiej przeszłości miasta"?
Wyobrażasz sobie Warszawę bez Pałacu Kultury i Nauki?
Dobra, niektórzy pewnie tak.
Kraków bez zamku na Wawelu?
Nie ma mowy!
A Sopot bez mola?
Przemek, turysta: nie wyobrażam sobie tego! Molo jest wizytówką tego miasta! Sopot i molo są nierozłączne jak słynny duet Bonnie i Clyde. Jedno bez drugiego nie istnieje. Oby to się nigdy nie zmieniło.
Karina, mieszkanka Sopotu: nie znam ani jednej osoby, która przyjeżdżając do Sopotu, nie odwiedziłaby mola. Jest od zawsze. Przetrwało wszystkie wojny i sztormy, a nawet angielskich turystów.
- To znaczy? - dopytuję.
- Kiedyś widziałam jak pięciu nagich Anglików, trzymając się za ręce, wskakiwało z mola do wody. Różne rzeczy się tam dzieją. Ale to już zupełnie inna historia - dodaje Karina.
Byli jednak i tacy, dla których molo nie miało żadnej wartości. Mogło być, ale nie musiało. W 1948 roku towarzysze bez żalu prawie pozbyli się najdłuższego, drewnianego pomostu w Europie.
Sztormy zniszczyły mola
Wszystkiemu winne były listopadowe sztormy w 1948 roku, które zniszczyły mola w Jelitkowie, Brzeźnie i Orłowie. Tego w Sopocie też nie oszczędziły.
Pierwszy pomost w Sopocie o długości 31,5 m został wybudowany przez dra Jerzego Haffnera w 1827 roku. www.molo.sopot.pl
"Najbardziej ucierpiała wtedy zwieńczająca molo boczna ostroga oraz głowica, przy której znajdowała się przystań dla stateczków przybrzeżnej żeglugi, adaptowanych zresztą z ocalałych poniemieckich jednostek" - pisał Wojciech Fułek w "Kurort w cieniu PRL-u. Sopot 1945-1989".
Teraz pewnie podliczono by straty i wiosną naprawiono szkody. Bez większej dyskusji nad tym czy warto i w jakim stopniu.
- Co roku molo przechodzi remont, który jest bardzo kosztowny, ale nikt z tym nie ma problemu, bo to przecież nasze molo, nasza wizytówka i symbol - mówi Karina, mieszkanka Sopotu.
Wtedy w 1948 roku było inaczej.
W Orłowie zostaje, w Sopocie do rozbiórki
To władze wojewódzkie decydowały co dalej stanie się z drewnianymi pomostami nad Zatoką Gdańską.
Brzeźno. Do rozbiórki.
Jelitkowo. Też
Orłowo. Zostaje.
Sopot. Do rozbiórki.
Rozebrać molo w Sopocie? Wizytówkę nadmorskiego kurortu? Tak. Dla wielu partyjnych działaczy, molo było symbolem "niemieckiej przeszłości miasta". A skoro tak, to po, co tę więź podtrzymywać i narażać się na wielomilionowe straty?
Latem 1951 roku molo odwiedziło aż 741 458 osób. "Kurort w cieniu PRL-u"
"Zaprotestował przeciwko tej bezsensownej decyzji m.in. zarządzający Zakładem Balneologicznym , plażą oraz molem dyrektor Miejskich Zakładów Uzdrowiskowo-Kąpielowych, Mieczysław Cisłak, który przyczynił się do powstania w grudniu Komitetu Ochrony Mola" - czytamy w książce Wojciecha Fułka.
Pomocy szukano u samego Bolesława Bieruta, który akurat pojawił się w Sopocie. Okazało się, że to dobry adres. Prezydent posłuchał Cisłaka i za jego namową cofnął wstępną decyzję o rozbiórce mola. Co więcej, przeznaczył 35 mln ówczesnych złotych na remont pomostu.
Jak pisał Wojciech Fułek, molo oddano do użytku jeszcze przed wakacjami w 1951 roku. Przy okazji wrócono do płatnych wejściówek na molo.
Korzystałam z publikacji: "Kurort w cieniu PRL. Sopot 1945-1989" Wojciecha Fułka i Roman Stizingera-Wojnarowskiego.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: Aleksandra Arendt / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: NAC