Kiedy do mediów przedostała się informacja o nazwiskach podejrzanych o przeprowadzenie zamachu w mińskim metrze, dziennikarze natychmiast pojechali do Witebska, żeby porozmawiać z ich bliskimi. Okazało się, że rodziny obu mężczyzn zniknęły. Sąsiedzi mówią, że już kilka dni temu pojawili się tam mundurowi, którzy wywieźli krewnych zamachowców w nieznanym kierunku. Piszą o tym białoruskie niezależne portale, powołując się na doniesienia rosyjskiego serwisu Lifenews.ru.
W domach, gdzie wcześniej mieszkały rodziny ktoś wieczorem wybił wszystkie szyby. Ale jak się okazuje, w środku nie było już nikogo.
Rodziny Dźmitryja Kanawałaua i Ułada Kawalioua zostały gdzieś zabrane. Sąsiedzi mówią, że kilka dni temu pod domy podjechały kolumny samochodów z mundurowymi i osobami w cywilu. Bardzo szybko krewni podejrzanych o zamach zostali wyprowadzeni, wsadzeni do samochodów i wywiezieni z Witebska w nieznanym kierunku.
Zniknęło 6 osób
- Kiedy pojawiły się informacje o zatrzymaniach zamachowców, pracownicy KGB przyjechali do ich rodzinnych domów. Po przesłuchaniu gdzieś wszyscy pojechali - opowiadają sąsiedzi. Zniknęli rodzice obu podejrzanych, a także siostra Ułada Kawalioua oraz starszy brat Dźmitryja Kanawałaua.
KGB zatrzymało również i od dwóch dni przesłuchuje wszystkich przyjaciół obu mężczyzn.
Dziennikarzom udało się ustalić, że jeden z zatrzymanych był już w kręgu podejrzanych po zamachu w 2005 roku. - Ich mieszkanie przeszukiwali już po wybuchu w Witebsku w 2005 roku. Wtedy niczego podejrzanego u nich nie znaleźli - powiedział jeden z sąsiadów.
KGB nie potwierdza
Przedstawiciele białoruskich służb prowadzących śledztwo w sprawie zamachu nie chcą potwierdzić tych doniesień.
Jak podaje opozycyjne Radio Swaboda, wiadomo jedynie na pewno, że przed domami rodzin podejrzanych dyżurują milicjanci, również w cywilu. Tłumaczą oni, że są tam ze względów bezpieczeństwa, by nie doszło do samosądu.
Źródło: Belaruski Partizan, lifenews.ru