Kilkanaście dni po katastrofie polskiego samolotu Tu-154 na lotnisku Siewiernyj w Smoleńsku wojskowi wraz z pracownikami lotniska wymienili na nowy niemalże cały system oświetlenia. Według jednego z polskich pilotów Tu-154 dopiero teraz można mówić o spełnieniu podstawowych norm bezpieczeństwa. Sprawę wadliwego oświetlenia bada polska prokuratura.
Na zdjęciach, zrobionych 21 kwietnia przez Siergieja Serebro z białoruskiej gazety „Wieści Witebska” widoczny jest nowy, zmodernizowany system oświetlenia pasa startowego. – W przeciwieństwie do poprzedniego oświetlenia, z tych lamp nie można wykręcić żarówki – opisuje Serebro. Tuż po katastrofie, dokładnie po upływie 8 godzin Serebro był na miejscu katastrofy i udało mu się zarejestrować jak wojskowi wymieniają żarówki. Wówczas, jak relacjonował w rozmowie z tvn24.pl, lampy nie świeciły, a wojskowi wkręcali do nich nowe żarówki. CZYTAJ WIĘCEJ NA TEN TEMAT
"Dopiero teraz spełnia minimalne normy"
Tuż po ukazaniu się nowych zdjęć z wymienionymi już lampami poprosiliśmy o komentarz jednego z pilotów. Według niego "to oświetlenie stanowi minimum, które pozwala na bezpieczne lądowanie na lotnisku". Jego zdaniem dopiero teraz lotnisko spełnia minimalne wymogi bezpiecznego lądowania.
O sprawie jako pierwszy poinformował portal tvn24.pl.
Kilka dni później płk Zbigniew Rzepa, rzecznik Naczelnej Prokuratury Wojskowej przekazał, że polscy prokuratorzy zwrócili się do strony rosyjskiej, by ustaliła sprawę wymieniania żarówek w oświetleniu pasa lotniska w Smoleńku. CZYTAJ WIĘCEJ NA TEN TEMAT
Źródło: SDiA TVN24, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Siergiej Serebro