Paul Alexander zmarł w poniedziałek. Amerykanin był najdłużej korzystającym z żelaznego płuca pacjentem na świecie. Używał go przez 70 lat. O "życiu w żelaznym płucu" napisał książkę. W ubiegłym roku został wpisany do Księgi Rekordów Guinnessa.
Paul Alexander zmarł w poniedziałek. Miał 78 lat. Większość życia spędził wewnątrz żelaznego płuca - urządzenia wspomagającego oddychanie, wykorzystywanego głównie u pacjentów sparaliżowanych przez chorobę Heinego-Medina (polio). Był najdłużej korzystającą z tej maszyny osobą na świecie. O jego śmierci poinformował Christopher Ulmer, założyciel zbiórki na rzecz Alexandera na portalu GoFundMe. "Paul, będzie nam Ciebie brakować, ale zawsze będziemy o Tobie pamiętać" - napisał. "Historia Paula rozeszła się daleko i szeroko, wpływając pozytywnie na ludzi na całym świecie. Był niesamowitym wzorem do naśladowania" - dodał.
W wieku sześciu lat zachorował na polio
Paul Alexander był jedną z ofiar epidemii polio, jaka przeszła przez jego rodzinne Dallas latem 1962 roku. Gdy trafił do szpitala, przyjmujący go lekarz nie dawał mu szans. Ledwo oddychający chłopiec został pozostawiony na szpitalnym korytarzu. Tam trafił na niego inny medyk. Wykonał on u sześciolatka awaryjną tracheotomię, ratując mu życie. Trzy dni później Paul obudził się wewnątrz żelaznego płuca. Wówczas jeszcze nie wiedział, że maszyna towarzyszyć mu będzie codziennie przez kolejne 70 lat – relacjonuje "The Guardian".
Następne 18 miesięcy było dla Paula torturą. Polio pozostawiło go niemal całkowicie sparaliżowanego od szyi w dół. Z powodu tracheotomii nie mógł mówić. Doskonale słyszał jednak krzyki pozostałych dzieci na oddziale. Dnie spędzał wewnątrz metalowego cylindra podtrzymującego jego życie, tzw. żelaznego płuca. Urządzenie otwierane było niemal wyłącznie na czas sprzątania czy mycia Paula. Wówczas chłopcu nakazywano wstrzymywanie oddechu. To niejednokrotnie kończyło się u niego omdleniami - opisuje "The Guardian".
Przełom nastąpił, gdy Paul zauważył, że przy przełknięciu śliny w odpowiedni sposób jest również w stanie "połknąć" nieco powietrza. Technikę tę - profesjonalnie nazywaną oddychaniem językowo-gardłowym, a przez Paula "żabim oddychaniem" - chłopiec doskonalił w kolejnych latach pod opieką fizjoterapeutki. Zawarł z nią nawet umowę. Jeśli będzie w stanie oddychać w ten sposób przez trzy minuty, otrzyma od niej szczeniaka. Dojście do tego zajęło mu rok, ale doczekał się wymarzonego psa.
Skończył liceum, potem studia prawnicze
Doskonalenie techniki pozwoliło Paulowi na opuszczanie żelaznego płuca - początkowo na krótkie, a z czasem coraz dłuższe momenty. "Żabie oddychanie" nie było jednak pozbawione wad. W przeciwieństwie do normalnego oddychania nie mogło być bowiem wykonywane bezwiednie. Na noce Paul musiał więc wracać do urządzenia. Mógł jednak ukończyć naukę w szkole średniej. W wieku 21 lat został pierwszą osobą w historii lokalnej placówki, która dokonała tego, nie uczęszczając fizycznie na zajęcia. W późniejszym czasie Amerykanin ukończył też studia prawnicze na Uniwersytecie Teksańskim w Austin.
Przez kolejne dziesięciolecia reprezentował klientów w sądzie, spoczywając na zmodyfikowanym wózku inwalidzkim, który utrzymywał jego sparaliżowane ciało w pozycji pionowej. W 2020 roku wydał książkę zatytułowaną "Three Minutes for a Dog. My Life in an Iron Lung" (Trzy minuty dla psa. Moje życie w żelaznym płucu - red.), w której zebrał swoje wspomnienia. Jak zauważa "The Guardian", napisanie jej zajęło mu ponad osiem lat. Dokonał tego, po części wystukując słowa na klawiaturze przy pomocy plastikowego patyczka, a po części dyktując treść przyjacielowi. "Rodzice powiedzieli mi: możesz zrobić wszystko. A ja w to uwierzyłem" - opowiedział w 2018 roku Paul Alexander w rozmowie z amerykańskim dziennikiem "Star Tribune".
Na pełen powrót do żelaznego płuca Amerykanin zdecydował się, gdy wraz z wiekiem "żabie oddychanie" zaczęło mu sprawiać coraz większą trudność.
Żelazne płuco w walce z wirusem polio
Wirus polio towarzyszył ludzkości przez tysiąclecia. Począwszy od początku XX wieku, zaczęto jednak obserwować jego coraz silniejsze rozpowszechnianie się. Szczytowy moment przypadł na lata 40. i 50. W większości przypadków wywoływana nim choroba Heinego-Medina nie dawała większych objawów. Ci, u których były one zauważalne, doświadczali m.in. bólu mięśni, wysokiej gorączki i delirium. U części dochodziło jednak do paraliżu, niejednokrotnie ograniczającego możliwość oddychania. Z myślą o nich powstało żelazne płuco. Urządzenie wykorzystuje zmiany ciśnienia wewnątrz metalowej kapsuły, w której zamykany jest pacjent, do rozszerzania i opróżniania płuc. Opracowanie szczepionki na polio w 1955 roku przyczyniło się do całkowitego wyeliminowania choroby.
ZOBACZ TEŻ: Rodzice unikają obowiązkowego szczepienia dzieci. Ekspertka: to może skończyć się śmiercią
Źródło: The Guardian, Guinness World Records, GoFundMe, TVN24.pl
Źródło zdjęcia głównego: GoFundMe