"Zboczona kobieta lubiąca przemoc". Seks-taśma, zdjęcia i inne poszlaki


Jodi Arias była "zboczoną kobietą lubiącą przemoc" - mówił w trakcie procesu prokurator żądający uznania za winną fotografki, która miała zabić swojego byłego chłopaka Travisa Alexandra. W procesie, który rozpalił media i publiczność za oceanem, o winie oskarżonej decydowały tylko poszlaki. To m.in. dlatego sąd dopuścił jako materiał dowodowy nagranie rozmowy telefonicznej, w trakcie której kobieta i jej chłopak fantazjowali i "odgrywali" akt seksualny. Od czwartku sędziowie przysięgli decydują o tym, czy uznanej za winną Arias wyznaczyć karę śmierci. Ona sama tego właśnie chce.

32-letnia Amerykanka została uznana w środę za winną zamordowania swego byłego kochanka. Do zabójstwa doszło 4 czerwca 2008 roku. Proces toczył się od stycznia br.

Wyrok wydali sędziowie przysięgli w stanie Arizona, którzy od czwartku na zamkniętym posiedzeniu będą decydowali o wymiarze kary, jaki wyznaczą kobiecie. Prawie na pewno będzie to dożywocie albo kara śmierci, ponieważ 30-letni Travis Alexander został zabity w wyjątkowo brutalny sposób, a oskarżenie dowiodło, że Jodi Arias popełniła zbrodnię z zimną krwią.

Seks-nagranie

Od początku procesu było wiadomo, że w jego trakcie zostanie upubliczniona rozmowa telefoniczna pary nagrana kilka miesięcy przed zabójstwem. W jej trakcie kochankowie fantazjują i "odgrywają" stosunek seksualny.

17. dnia procesu oskarżenie puściło 40-minutowe nagranie, by przekonać sędziów przysięgłych o tym, że - jak określił to prokurator - "kobieta jest zboczona" i "lubi przemoc". Obrona argumentowała zaś, że to Travis Alexander był osobą, która "omotała" kobietę i to on był odpowiedzialny za "chore" fantazje seksualne, jakich częścią stała się oskarżona.

Jodi Arias siedząca na miejscu świadka musiała całego nagrania wysłuchać. Słuchała go też rodzina zamordowanego.

Źródło: CNN Newsource/x-news

Fantazje seksualne Jodi Arias

Na nagraniu, które sąd udostępnił mediom, słychać, że Travis i Jodi prowadzą luźną rozmowę o seksie, po czym zaczynają określać swoje fantazje.

Arias opisuje swoje fantazje, mówi w nich o tym, że "chciałaby zostać zgwałcona" i że ta myśl "wyjątkowo ją podnieca". Komplementuje też kochanka, z detalami opisując jego ciało dość wulgarnym językiem. Travis Alexander odwzajemnia się tym samym. Mówi, że "przywiąże kobietę do drzewa" i określa dokładnie, "co jej zrobi".

Nagranie dźwiękowe rozmowy wskazuje, że to Arias jest stroną dominującą, ona zachęca mężczyznę do rozwijania swoich fantazji i mówi mu, czego oczekuje. Kobieta kilkakrotnie podkreśla, że przy swoim chłopaku "nie może się opanować".

Poza nagraniem rozmowy, w sądzie pojawiły się też prezentowane ławie przysięgłych zdjęcia z feralnego dnia. Cała ich seria pokazuje nagą parę w trakcie zbliżenia, a ostatnie zdjęcie, prawdopodobnie zrobione przypadkowo (ustalenia śledczych) pokazuje częściowo zwłoki mężczyzny.

Przefarbowała włosy, zmieniła samochód

Nie wiadomo, jaką rolę w decyzji sędziów przysięgłych odegrała ta rozmowa telefoniczna, ale oskarżenie dysponowało wieloma poszlakami sugerującymi, że zbrodnia Jodi Arias była "dobrze i od dawna przemyślana".

Prokurator wykazał, że Arias "niedługo" przed dokonaniem morderstwa przefarbowała włosy. Wynajęła też samochód, którym pojechała do byłego już wtedy chłopaka 4 czerwca 2008 roku.

Śledczym udało się ustalić, że przed przyjazdem do mieszkania Travisa zdjęła przednią tablicę rejestracyjną, a tylną odwróciła do góry nogami.

W samochodzie od jakiegoś czasu woziła też w bagażniku trzy galony benzyny, nie chcąc - zdaniem oskarżenia - wzbudzić podejrzeń tankując dużą jej ilość tuż przed dokonaniem zbrodni, bo żeby dojechać do swojej ofiary musiała się wybrać w długą podróż.

W końcu broń, której oskarżona miała użyć, strzelając do byłego chłopaka, okazała się być taką samą jaką ma jej dziadek. Kobieta miała ją wykraść z szuflady w sypialni jego domu. Sama twierdziła w trakcie procesu, że postrzeliła Travisa bronią, którą posiadał on sam. Obrona nie potrafiła jednak udowodnić tego, że mężczyzna rzeczywiście posiadał broń.

O zbrodni z zimną krwią miał przekonać sędziów przysięgłych ostatni argument - rany, jakie kobieta zadała swej ofierze. Łącznie stwierdzono 27 ran kłutych zadanych nożem, jedną ciętą i jeden postrzał.

Trzy z nich okazały się śmiertelne. Jedna kłuta, zadana w korpus, podcięte gardło oraz strzał w głowę. Zdaniem prokuratora oznaczało to, że "kobieta szukała odpowiedniego sposobu na zabicie ofiary".

Kobieta chce umrzeć

Jodi Arias tuż po uznaniu jej za winną udzieliła za zgodą sądu wywiadu miejscowej telewizji w Arizonie. Powiedziała, że "woli karę śmierci od dożywocia, bo wszyscy w jej rodzinie są długowieczni i boi się długiego odsiadywania wyroku". Dodała, że "sama jest zdrowa i nie pali". - Uważam, że śmierć oznacza ostateczną wolność - powiedziała.

Rodzina i przyjaciele Travisa Alexandra chcieli do dziś kary śmierci dla kobiety, ale być może po tym wywiadzie zmienią zdanie. Nie wiadomo, czy ta wypowiedź Jodi Arias odegra rolę w podejmowanej od czwartku decyzji sędziów przysięgłych o tym, jaki wymiar kary wyznaczyć morderczyni.

Autor: adso//gak/k / Źródło: USA Today, Huffington Post, ABC News