Gdy Donald Trump ogłosił, że chce zostać prezydentem Stanów Zjednoczonych, wielu amerykańskich prominentów uśmiechało się kpiąco, ale gdy notowania biznesmena celebryty rosły, niektórzy zapowiedzieli, że w razie jego zwycięstwa wyemigrują.
Niemiecki tygodnik pyta teraz o realizację tych planów, zwracając uwagę, że wiele z tych zapowiedzi padło żartem, a egzotyczne miejsca antytrumpowej emigracji, takie jak Jowisz, piekło czy Syberia, miały raczej skłonić fanów do głosowania na Hillary Clinton. Daleką drogę ma przed sobą piosenkarka Cher, która w zeszłym roku zapowiedziała na Twitterze, że jeśli Trump wygra, ona przenosi się na Jowisza. Aktor Bryan Cranston ("Breaking Bad") mówił, że w razie zwycięstwa Trumpa przenosi się do Vancouver, "definitywnie". Gwiazda stand-upu Amy Schumer jako cel emigracji w razie sukcesu wyborczego Trumpa wybrała sobie Hiszpanię. Były moderator "Daily Show" Jon Stewart zapowiadał, że jeśli Trump wygra, on "wsiądzie do rakiety i uda się na inną planetę, ponieważ ta planeta (Ziemia) najwyraźniej zwariowała".
Modelka Amber Rose wybrała Kanadę, Whoopi Goldberg nie wykluczała, że pożegna się ze Stanami Zjednoczonymi, mówiąc, że stać ją na to. Kanadę wybrał sobie także pisarz Stephen King, przyznając, że prezydentura Trumpa napawa go "śmiertelnym strachem". Barbra Streisand zapowiadała w programie australijskiej telewizji, że przeniesie się do Australii, "jeśli ją wpuszczą", albo do Kanady. Kanada była chyba najpopularniejszym z deklarowanych celów antytrumpowej emigracji. We wtorek, gdy Amerykanie wybierali prezydenta, oficjalna imigracyjna strona Kanady okazała się niedostępna z powodu serii awarii. W mediach natychmiast pojawiły się informacje, że paraliż tej witryny wywołany był wzmożonym zainteresowaniem ze strony amerykańskich obywateli...
Autor: mtom / Źródło: PAP