Przy pomocy swojej najnowocześniejszej rakiety przeznaczonej do atakowania okrętów Rosjanie uderzyli w "magazyny uzbrojenia terrorystów" na terenie Syrii. Była to premiera bojowa systemu Bastion i rakiet Onyks. Tym samym Rosjanie po raz kolejny potwierdzili, że Syrię traktują między innymi jako duży poligon do testów nowego uzbrojenia.
Uderzenie przy pomocy systemu Bastion rosyjskie ministerstwo obrony obwieściło we wtorek popołudniu. Jednocześnie do serii ataków na cele "terrorystów" w Syrii użyto też okrętowych pocisków manewrujących Kalibr i rzekomo samolotów z lotniskowca Admirał Kuzniecow.
Terrorystami w trwającej w Syrii wojnie domowej Moskwa nazywa niemal wszystkie ugrupowania walczące przeciwko armii Baszara el-Asada - nawet rebeliantów uznawanych przez Zachód za umiarkowaną opozycję.
Cała akcja, o której poinformowano we wtorek, miała wymiar propagandowo-testowy, bo Rosjanie mogliby osiągnąć taki sam efekt znacznie mniejszym kosztem, używając starszego i mniej spektakularnego uzbrojenia.
Niespodziewane uderzenie
Najwięcej powodów do zdziwienia dostarcza użycie systemu Bastion. To najnowsze rosyjskie uzbrojenie służące do atakowania okrętów z lądu, czyli system obrony wybrzeża. Formalnie wprowadzono go do służby w jednostkach floty w 2010 roku.
W pierwszym rzędzie systemy Bastion trafiły między innymi do obwodu kaliningradzkiego i na Kuryle. Najwyraźniej potajemnie przerzucono je też do Syrii, co ujawniono dopiero we wtorek wraz z informacją o ich pierwszym bojowym użyciu. Ewentualnie Rosjanie mogli użyć systemów Bastion dostarczonych syryjskiemu wojsku jeszcze przed wojną domową.
Rosyjskie wojsko opublikowało nagranie pokazujące odpalenie dwóch rakiet Onyks, stanowiących uzbrojenie systemu Bastion (nazwa całego kompleksu, obejmującego między innymi radary, centra dowodzenia i wsparcie), które miały uderzyć w magazyny "terrorystów" gdzieś w prowincji Idlib.
Pociski tego typu zaprojektowano w późnych latach 90. specjalnie do atakowania silnie bronionych okrętów NATO. Zmierzają do celu z prędkością rzędu 2,5 tys. km/h i mogą atakować tuż nad powierzchnią morza albo nurkując z dużej wysokości. To jeden z najgroźniejszych, jeśli nie najgroźniejszy pocisk przeciwokrętowy na świecie. Do tej pory nie było informacji o tym, aby onyksy mogły być też stosowane do atakowania celów lądowych. Niektóre zachodnie pociski przeciwokrętowe, jak np. norweskie NSM, mają taką możliwość. Być może Rosjanie nie chcieli zostać w tyle i przygotowali modyfikację onyksów.
Wyjątkowo kosztowny atak
Problem w tym, że rakiety systemu Bastion są wyspecjalizowane w jednym celu - atakowaniu okrętów NATO dysponujących bardzo silną obroną. W tym celu uczyniono je wyjątkowo szybkimi, odpornymi na ostrzał oraz zakłócenia elektromagnetyczne, zdolnymi wykonywać uniki i pewnie naprowadzać się na manewrujący cel. Cena pojedynczej rakiety nie jest znana, ale zmodyfikowana eksportowa wersja Brahmos opracowana wspólnie z Indiami ma kosztować ponad dwa miliony dolarów za sztukę. Rosyjskie wojsko na pewno kupuje onyksy taniej, ale raczej jest to i tak znacznie ponad milion dolarów za egzemplarz. Atakowanie tak wyspecjalizowanym i drogim uzbrojeniem zupełnie niebronionego magazynu gdzieś w Syrii jest dyskusyjne z punktu widzenia relacji koszt-efekt. Zwłaszcza, że stacjonujące w Syrii rosyjskie samoloty mogłyby zrobić to samo, być może nawet lepiej, wiązką prostych bomb burzących kosztujących kilka tysięcy dolarów. Podobnie kontrowersyjne jest używanie do ataków w Syrii rakiet manewrujących systemu Kalibr, wystrzeliwanych przez okręty. Te przynajmniej wypełniają swoje zadanie atakując cele lądowe, jednak prawdopodobnie są jeszcze droższe niż onyksy. Rosyjskie wojsko zdążyło już jednak przyzwyczaić, że w przypadku operacji w Syrii relacja koszt-efekt wymyka się racjonalnym ocenom. Wielkie znaczenie mają bowiem zyski wizerunkowe i możliwość przetestowania nowego uzbrojenia w warunkach zbliżonych do bojowych. Syria jest jednocześnie poligonem jak i folderem reklamowym dla rosyjskiego przemysłu zbrojeniowego. Dzięki potwierdzeniu, że nowy sprzęt działa nie tylko podczas reżyserowanych testów, znacznie wzrasta jego atrakcyjność na międzynarodowym rynku uzbrojenia. Dodatkowo Kreml i państwowe media mogą się chwalić nowoczesnym uzbrojeniem, które jest podobne do swoich zachodnich odpowiedników.
Państwa-poligony
Z punktu widzenia czysto wojskowego, rakiety takie jak onyksy powinny czekać na syryjskim wybrzeżu na ewentualne zaognienie relacji z NATO czy Izraelem i trzymać na dystans ich okręty. Kalibry nie miałyby natomiast zupełnie zastosowania w wojnie takiej jak syryjska. Zaprojektowano je do atakowania najważniejszych obiektów, takich jak lotniska, centra dowodzenia czy arsenały, które ze względu na silną obronę są zbyt ryzykownym celem dla samolotów. Syryjscy rebelianci nie mają natomiast ani cennych obiektów wartych kalibra, ani groźnej broni przeciwlotniczej. Stereotypowym przykładem użycia rakiet manewrujących był szereg interwencji USA w ostatnich dekadach. Amerykański protoplasta kalibrów, pocisk Tomahawk, podczas każdej z nich był masowo wykorzystywany w pierwszej fazie konfliktu. Służył do atakowania kluczowych obiektów, mając na celu obezwładnienie systemu dowodzenia oraz obrony przeciwlotniczej i "wyważenie drzwi" dla fali samolotów kończących dzieła zniszczenia. Trzeba przy tym zaznaczyć, że rosyjskie traktowanie Syrii jako poligonu testowego, też jest powieleniem zachodnich wzorców. Kolejne interwencje podjęte przez Zachód po zakończeniu zimnej wojny miały olbrzymie znaczenie dla rozwoju technologii zbrojeniowych i rozreklamowania zachodniego uzbrojenia na świecie.
Autor: Maciej Kucharczyk / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: MO Rosji