- Na litość boską, co ci się stało?! – ranna Zofia krzyczy, osuwa się na kolana i traci przytomność. Krew siedemdziesięciu arystokratycznych rodów niemieckich, dwudziestu polskich, ośmiu francuskich i siedmiu włoskich wypływa na wargi Franciszka Ferdynanda. Postrzelony w szyję dziedzic austriackiego tronu błaga: - Zofio, nie umieraj. Żyj dla naszych dzieci. Gdy jego głowa zaczyna opadać, hrabia Franz von Harrach ją przytrzymuje. – Czy wasza wysokość bardzo cierpi? – pyta. – To nic. To nic... – z trudem mówi arcyksiążę. Powtarza to siedem razy. Część zabójców Franciszka Ferdynanda zawiśnie. Inni będą umierali w męczarniach. Za moment wybuchnie I wojna światowa.
Zamach w Sarajewie 28 czerwca 1914 roku, według historyków, zapoczątkował XX wiek. Wielka wojna na kontynencie była prawdopodobnie nieunikniona, ale jej bezpośredni powód mógł być inny. Franciszek Ferdynand Habsburg i Zofia żyliby pewnie jeszcze długo, gdyby nie błąd ich ochrony.
Przygotowania do zamachu
Zimny marcowy poranek 1914 roku. Nedeljko Czabrinović, pracownik jednego z belgradzkich domów wydawniczych, dostaje anonimowy list, a w nim wycinek z wydawanej w Sarajewie gazety "Srpska Recz" ("Serbskie Słowo"). Artykuł zapowiada przyjazd Franciszka Ferdynanda do miasta. Nad tekstem widnieje krótkie, napisane odręcznie, przywitanie: "Zdravo". Czabrinović wie, że to znak, iż trzeba się przygotować. Rozkaz zabiera do Gavrila Principa i Trifka Grabeża.
Ich wspólnik Milan Ciganović, członek nacjonalistycznej serbskiej organizacji Czarna Ręka, zdobywa broń. W lasach pod Belgradem zaczyna się szkolenie. Princip, Czabrinović i Grabeż strzelają. 19-letniemu Gavrilovi idzie najlepiej. W oddalone o 200 metrów drzewo przypominające człowieka trafia sześć razy na 10 prób. Potem ćwiczy w biegu. Trafia dwukrotnie. W kolejnych tygodniach spiskowcy uczą się obsługiwania bomb. Trzeba uderzyć nimi o twardy przedmiot, odczekać 10 sekund i rzucić – tłumaczy Ciganović. Spiskowcy uderzają, rzucają i kryją się w dołach. Ostre odłamki metalu przelatują nad ich głowami.
Dziedzic wiedeńskiego tronu ma zginąć, bo tak chce Czarna Ręka. Organizacja skupia w swoich szeregach ludzi związanych z ideą połączenia południowych Słowian w wielkim państwie serbskim. W niepodległej w tamtym czasie Serbii zajmuje się zbieraniem funduszy. W Bośni jej agenci są gotowi ginąć dla sprawy. Inna nazwa Czarnej Ręki to Zjednoczenie albo Śmierć.
Wyposażeni w cztery pistolety, sześć wykonanych metodą chałupniczą ładunków i kapsułki z cyjankiem, Czabrinović, Princip i Grabeż docierają do Sarajewa 4 czerwca. Zatrzymują się u znajomych i rodzin. Princip niektóre wieczory spędza u Danila Ilicia. To on – pracownik redakcji "Serbskiego Słowa" i agent Czarnej Ręki – wysłał pozdrowienie do sąsiedniego kraju. Ilić jest starszy, wykształcony, ludzie go lubią. Skończył 24 lata, pracuje jako dziennikarz i nauczyciel. W ostatnich tygodniach przed zamachem publikuje artykuł, w którym stwierdza, że nacjonalizm i socjalizm wcale się nie wykluczają. Wie, jak ważne czeka ich zadanie. Sam też musi w nim uczestniczyć. W Sarajewie zbiera drugą grupę. Włącza w akcję Cvetka Popovicia i Muhameda Mehmedbaszicia.
Franciszek Ferdynand i Zofia
Ofiarami będą Franciszek Ferdynand i Zofia. Są ze sobą od 17 lat. Kochają się i mają dzieci. Zofia pochodzi ze zubożałego arystokratycznego czeskiego rodu Chotków. Jej związek z arcyksięciem mimo upływu lat wciąż nie jest w Wiedniu akceptowany.
Romans rozpoczął się prawdopodobnie w 1897 roku. Ambitna i inteligentna kobieta jest wtedy poddaną Izabelli, żony księcia cieszyńskiego, a prywatnie brata kochanka. Związek musi być utrzymywany w tajemnicy. Rodzina Chotków 82 lata wcześniej sprzeciwiła się dominacji Habsburgów na ziemiach niemieckich. Taka zdrada jest pamiętana całe pokolenia.
Po trzech latach romans wychodzi na jaw. Winny jest Ferdynand. W jednej z przebieralni cieszyńskiego zamku zostawia zegarek kryjący zdjęcie wybranki serca. Izabella, która liczy przez lata na to, że arcyksiążę zakocha się w jednej z jej córek, zgłasza sprawę do sądu konstytucyjnego. Cesarz nie chce słyszeć o mezaliansie. Pisze do papieża, ten nalega na sformalizowanie związku. Franciszek Ferdynand zgadza się, musi jednak zagwarantować, że żadne z ich przyszłych dzieci nie będzie rościło sobie pretensji do tronu. Poniżony, przystaje na to rozwiązanie. 28 czerwca 1900 roku przysięga to uroczyście. Dokładnie 14 lat później zginie.
Trzy dni po smutnej uroczystości para bierze ślub. Franciszek Ferdynand próbuje przez kilkanaście lat przekonać rodzinę do swej żony. Pierwszą oficjalną wizytą książęcej pary w ramach monarchii austro-węgierskiej staje się dopiero wyjazd do Bośni latem 1914 roku.
Złe przeczucia
Franciszek Ferdynand ma wielkie plany. Chce zreformować monarchię. Myśli o tym od ponad 20 lat, gdy odbył podróż do USA. Największe zagrożenie dla istnienia korony Habsburgów widzi w węgierskim szowinizmie i tłumieniu dążeń narodów słowiańskich do większej niezależności. Z korony chce stworzyć federację na wzór amerykańskiej. Jej trzeci, słowiański komponent byłby równy węgierskiemu. Druga koncepcja przewiduje podział monarchii na 17 niemal niezależnych państw, które uznawałyby zwierzchność Wiednia. Wie o tym tylko wąskie grono ludzi. Plany są trzymane w tajemnicy.
Arcyksięcia przed wyjazdem nie opuszczają złe przeczucia. Jeszcze w Austrii dochodzi do pożaru instalacji elektrycznej w wagonach pociągu. – Zaczyna się wspaniale. Tutaj wszystko pustoszy ogień, a tam będą spadały na nas bomby – mówi. Wie, że w Bośni wrze. Serbowie ze swoim niepodległym państwem mają coraz większe wpływy. Jego monarchię wielu uznaje tam za okupanta.
Kiedy skład rusza, światło zapewniają już tylko świeczki. – Nie sądzicie, że jest jakoś grobowo? – pyta jadących z nim wojskowych.
Przez Triest dociera do Mostaru, a 25 czerwca jest już w położonej na zachód od Sarajewa Ilidży. Dzień później mają się tam odbyć wielkie manewry. W tym czasie do męża dociera Zofia. Księżna podróżuje przez Budapeszt i Bosanski Brod. Już 25 czerwca wieczorem, nie chcąc odpoczywać, para rusza do Sarajewa. Arcyksiążę kupuje perskie dywany. W tłumie gapiów następcę tronu obserwuje Gavrilo Princip.
Spiskowcy
Położone wzdłuż osi wschód-zachód Sarajewo otaczają wzgórza. Miasto w kierunku zachodnim zaczyna się rozrastać po pojawieniu się w Bośni Habsburgów. Zawdzięcza monarchii pierwsze mieszkania komunalne, elektryczność, nowoczesne szpitale, tramwaje. Ale Sarajewo to nie cały kraj. W nim Austriacy, po przejęciu władzy od Turków, nie likwidują feudalizmu. Chłopi wciąż muszą odrabiać pańszczyznę, a robotnicy nie mają podstawowych praw. Kiedy wychodzą na ulice, giną.
Zamachowcy znają plan wizyty, gdyż został on szczegółowo opisany w dzienniku "Bosanska Poszta" ("Bośniacka Poczta"). Plan wskazuje, że Franciszek Ferdynand będzie jechał z Zofią wzdłuż Miljacki, rzeki przepływającej przez Sarajewo. W ten sposób zobaczy całą nową część miasta. Tę trasę goście mają pokonać dwa razy.
Z dworca kolejowego do ratusza, gdzie na parę książęcą będą czekały władze miasta, są cztery kilometry. Ochrona następcy tronu wie, że to dużo, ale po rozmowach z samym Franciszkiem Ferdynandem decyduje, że mimo sygnałów o możliwym zakłócaniu porządku przez centrum przejedzie kolumna kilku pojazdów. Arcyksiążę i Zofia zajmą miejsca w kabriolecie jadącym pośrodku, a policjanci, agenci ochrony i żołnierze oddzielą ich na trasie od tysięcy gapiów. Urzędnicy zachęcają mieszkańców do dekorowania balkonów. Uczulają, by nie rzucać kwiatów pod przejeżdżające samochody.
Zamachowcy decydują, że zajmą kilka stanowisk na odcinku 300 metrów – od mostu Ćumrija do mostu Cesarskiego. Przy pierwszym czekać będą Popović i Ilić, nieco dalej, przy kawiarni Mostar, Mehmedbaszić i Ćubrilović. Czabrinović zajmie z kolei stanowisko przy samej rzece, na wysokości Drewnianego Mostu. Od Miljacki będzie go oddzielał jedynie niski kamienny mur.
Ładunkiem uderzyć o coś twardego – przypominają sobie popołudnia w belgradzkich lasach spiskowcy.
Princip stanie przy moście Łacińskim, a ostatni będzie Grabeż, choć miejmy nadzieję, że Ferdynand zginie szybciej – głośno myślą wszyscy.
Plan zakłada: rzucenie ładunków na pierwszych stanowiskach, strzelanie na kolejnych, jeżeli bomby nie wystarczą, śmierć w męczarniach po przegryzieniu kapsułek z cyjankiem.
Została niespełna doba.
Franciszek Ferdynand i Zofia spożywają swą ostatnią kolację. Na stole pojawiają się kurczak, jagnięcina, wołowina, a także: sery, szparagi, sorbety, owoce i szarlotka oblana brandy. Do wyboru są wina francuskie, niemieckie, węgierskie i hercegowińskie. Jest też kilka innych, mocniejszych trunków.
Princip spędza te godziny w kawiarni Semizova. Jak zezna potem śledczym, po raz pierwszy próbuje wtedy alkoholu. Nie chce wzbudzać podejrzeń, siedząc o tej porze trzeźwy. Po powrocie do mieszkania czyta teksty Piotra Kropotkina o światowej rewolucji społecznej. Zasypia w ubraniu.
Zamach
Poranek 28 czerwca jest przyjemny i ciepły. O dziewiątej rano spiskowcy zajmują pozycje. Są zdenerwowani, chodzą w tłumie mieszkańców. Wokół pełno żandarmów. Spiskowcy boją się, że zobaczą bomby odznaczające się lekko pod połami ich marynarek.
W końcu o godzinie dziesiątej piętnaście na wybrzeże wjeżdża kolumna sześciu samochodów. Gości witają dzwony i aplauz tysięcy zebranych. Z twierdzy nad miastem słychać potężny salut armatni.
W zgiełku pierwsi zamachowcy tracą orientację. Nie reagują, gdy Franciszek Ferdynand i Zofia mijają trzech z nich. Mehmedbaszić nie rzuca granatu, bo - jak twierdzi - widzi stojącego za nim żandarma, Ćubrilović zeznaje w procesie, że nie chciał strzelać, bo Zofia siedziała zbyt blisko następcy tronu, a najmłodszy, 18-letni Popović, że ze względu na swą krótkowzroczność nie rzucił bomby, bo nie wiedział, w kogo trafi.
Pierwszy reaguje Czabrinović. Stoi przy rzece. Kolumna nadjeżdża z jego lewej strony. Pyta agentów ochrony, w którym pojeździe podróżuje Franciszek. - W trzecim - słyszy odpowiedź. Wówczas odwraca się i uderza bombą o kamienny mur. Instrukcja zakłada, że powinien odczekać kilka sekund, nim wypuści ją z ręki, ale samochody jadą zbyt szybko. Zaraz ich nie będzie. Czabrinović rzuca bombę. Ta odbija się od dachu kabrioletu pary książęcej i spada pod kolejne auto. Siła wybuchu jest większa, niż zakładał. Odłamki ranią 17 osób.
Czabrinović szybko wkłada do ust kapsułkę z cyjankiem i rzuca się do rzeki. Miljacka jest jednak zbyt płytka. Jej nurt nie może unieść zamachowca, a dodatkowo cyjanek wchodzi między zęby. Kapsułka nie została przegryziona. Czabrinović zaczyna panikować. Poobijany, klęcząc w rzece, próbuje teraz połknąć truciznę. Jest za późno. Policjanci są już na dole. Nie rozumieją, dlaczego zamachowiec wskoczył do rzeki, by pić z niej wodę. Zakuwają go w kajdanki. Śmierć przyjdzie do Czabrinovicia, ale będzie powolna i bolesna.
Tymczasem kilkadziesiąt metrów dalej, przy moście Łacińskim, samochód arcyksięcia zatrzymuje się. Stojący tam Princip tego nie widzi, bo z przejęciem obserwuje moment aresztowania wspólnika. Auto znów rusza i po chwili jest przed ratuszem. Grabeż też traci swoją szansę. Nie przygotował się do strzału. Zaskoczyła go prędkość, z jaką jechały samochody.
Załamany Princip, uświadamiając sobie, że przegapił szansę, przechodzi na drugą stronę ulicy. Jest zdenerwowany i blady. Choć plan wizyty arcyksięcia zakłada, że Franciszek Ferdynand wróci tą samą trasą, Princip traci nadzieję, że tak się stanie.
Przed ratuszem na arcyksięcia i jego żonę czekają najważniejsi dostojnicy w mieście. Nieświadomi tego, że Franciszka Ferdynanda próbowano zabić, mówią o "wielkiej radości, z jaką Sarajewo wita przyszłego cesarza i cesarzową". Wściekły arcyksiążę przerywa uroczystość. Mówi, że przywitano go bombami. Wraz z żoną decyduje, że pojedzie odwiedzić rannych w szpitalu. Ochrona podejmuje decyzję o zmianie trasy przejazdu. Na wysokości mostu Łacińskiego samochód arcyksięcia ma skręcić w prawo, a nie jechać prosto, jak pierwotnie zakładano. To w tamtym miejscu stoi Princip, ale o jego istnieniu Austriacy nie wiedzą. Samochód pary książęcej rusza. Niestety kierowca Franciszka Ferdynanda – Leopold Lojka – z jakichś przyczyn nie dowiaduje się o zmianie. Przejeżdża przez skrzyżowanie przy moście Łacińskim prosto. Wtedy zatrzymuje go polecenie szefa ochrony.
Princip stoi na rogu ulic. Nie może uwierzyć w to, co widzi. Samochód z arcyksięciem zawraca i przygotowuje się do skrętu w prawo. Jak zezna później w procesie –"oszołomiony i osłabiony" ze zdenerwowania - uznaje, że nie uda mu się odpalić ciężkiego ładunku i celnie rzucić. Dlatego wyjmuje pistolet. Trzymając go przy ciele, pokonuje dystans kilkunastu kroków, przedzierając się przez wciąż gęsty tłum.
Oddaje kilka strzałów. Sędziemu mówi, że w pierwszej chwili "nie zauważył kobiety w samochodzie". Zofia zostaje ranna w brzuch, Franciszek Ferdynand - w szyję. Jak zeznaje później hrabia Franz von Harrach, ochrona arcyksięcia zorientowała się zbyt późno, by zapobiec atakowi.
Pierwszy zauważa Principa lokalny detektyw Smail Spahović, stojący dziesięć kroków od niego. Gdy rusza, by go powstrzymać, Zofia leży z głową w nogach Franciszka Ferdynanda, a jej mąż, dusząc się, wypowiada swe ostatnie słowa: "To nic... to nic...".
- Miałem polecenie patrzenia na tłum, nie na samochody. Gdy usłyszałem pierwszy strzał, odwróciłem się w lewo. Niczego nie zauważyłem. Spojrzałem w prawo i usłyszałem drugi. Wybiegłem przed tłum i chwyciłem napastnika za rękę. Wtedy Princip uderzył mnie rewolwerem w głowę. Dobiegli inni oficerowie – zezna kilka miesięcy później pod przysięgą Spahović.
Zamachowiec tuż po ataku próbuje się zabić. Udaje mu się przystawić rewolwer do skroni, ale inny detektyw - Anto Velić - uderza go i broń upada na ziemię.
Kabriolet z arcyksięciem i jego żoną pędzi w tym czasie do rezydencji gubernatora. Lekarz stwierdza zgon Zofii chwilę po przeniesieniu jej do komnat. Franciszek Ferdynand umiera kilka minut później. Sekcja zwłok wykazuje, że Zofia zginęła od jednej kuli, która trafiła ją z prawej strony brzucha. Jej mąż poniósł z kolei śmierć w wyniku przecięcia przez pocisk tętnicy szyjnej. Kula utkwiła w kręgosłupie. W dokumentach sądowych odnotowano, że arcyksiążę na lewym ramieniu miał wytatuowanego chińskiego smoka.
O wpół do dwunastej sarajewskie dzwony znów biją.
Proces
Wieść o tym, kim byli zamachowcy, roznosi się szybko. Spiskowcy wpadają w ręce Austriaków. Tylko Mehmedbaszić przedostaje się do Czarnogóry.
Proces rozpoczyna się 12 października 1914 roku. Trwa dwanaście dni. Na ławie oskarżonych zasiada dwadzieścia pięć osób.
Pięciu sądzonych, w tym czterech bezpośrednich atakujących – Princip, Czabrinović, Grabeż i Popović – w chwili jego rozpoczęcia nie ma ukończonych 20 lat. Zgodnie z austriackim prawem nie wolno ich skazać na śmierć. Karę śmierci dostaje Danilo Ilić, który wysłał do Belgradu list z sygnałem do rozpoczęcia przygotowań oraz czterech innych aktywistów Czarnej Ręki w Bośni. Dwóm z nich sąd zamieni później wyrok na dożywocie.
Princip, Czabrinović i Grabeż dostają 20 lat ciężkich robót. Princip każdego 28. dnia miesiąca ma być wtrącany do izolatki. Listy dostaje raz w miesiącu, Grabeż otrzymuje je co trzy miesiące, a Czabrinoviciowi w ogóle nie pozwala się na prowadzenie korespondencji. "Krótkowidza" Popovicia sąd skazuje na trzynaście lat.
Dziewięciu oskarżonych sąd uniewinnia. Reszta dostaje mniejsze wyroki.
Szybkie wyroki i powolne umieranie
Ilicia i dwóch innych skazanych prowadzą na szubienice 3 lutego 1915 roku. Kat Alois Seyfried wspominał po latach, że wszyscy w chwilach tuż przed śmiercią byli "spokojni, opanowani". – Jeden z nich, nie pamiętam który, powiedział tylko do mnie: Proszę, nie torturuj mnie zbyt długo. Odpowiedziałem: Nie martw się, wiem, co robię. To potrwa sekundę.
Pozostali skazani trafiają do więzienia w twierdzy w czeskim Terezinie. Ich podróż trwa osiem dni. Siedzą w tym czasie w wagonach towarowych, przykuci łańcuchami do siedzeń. Podczas przesiadki w Wiedniu tłum próbuje ich zlinczować. W Terezinie panują ciężkie warunki. Pogarszają się wraz z wybuchem wojny. Władze więzienia ograniczają racje żywnościowe. Więźniom twierdzy zdejmuje się 10-kilogramowe łańcuchy. Są jednak wyjątki. Żelastwo zostaje na rękach i nogach zabójców arcyksięcia.
Pierwszy, zimą 1916 roku, zaczyna chorować Trifko Grabeż. Skarży się na silne bóle brzucha. Nie może stać i jeść. Nie odwiedzi go żaden lekarz. Dzień przed śmiercią trafi do więziennego szpitala. Po badaniu odstawią go do celi. Rano znajdą martwego.
Tej samej zimy, 27 stycznia, na gruźlicę umrze Czabrinović.
Później przychodzi kolej na Principa. Choroba niszczy kolejno jego kości, stawy i skórę. Lekarz, który trafi do szpitala w twierdzy w 1918 roku, opisze potem skazanego jako "żywe zwłoki". "Jego kruche ciało było typowe dla gruźlika, klatka pokryta ropiejącymi wrzodami wielkości pięści. Staw łokciowy był tak zniszczony, że jego górną część należało spiąć z dolną srebrnym drutem. Dlaczego inni lekarze nie zdecydowali się na amputację bezużytecznego przedramienia, nie wiem do dziś" – napisze.
W końcu dochodzi do amputacji. Jest jednak za późno. Gruźlica kości zabija Principa w kwietniu 1918 roku. Młody Serb umiera w celi numer 33, na bloku 13. Śmierci nie obwieszcza bicie dzwonu. Na polecenie strażników, w tajemnicy, zwłoki do grobu na jednym z katolickich cmentarzy w okolicy wrzuca pięciu współwięźniów.
***
28 czerwca 2014 roku, 100 lat po zamachu, w miejscu ich tragicznej śmierci, Franciszek Ferdynand i Zofia ponownie wsiedli do swojego kabrioletu z epoki. Sceny zamachu nie odegrano, ale turyści mogli pozować do zdjęć z uśmiechniętymi aktorami.
W tym samym roku władze Sarajewa Wschodniego, które obecnie leży w autonomicznej Republice Serbskiej, postawiły Principowi pomnik. Uznały go za bohatera.
Autor: Adam Sobolewski / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Wikimedia Commons