Pierwszy etap wyprawy Energa Solo Amazon Expedition został zakończony sukcesem 29 maja nad dopływem Amazonki. Polski podróżnik, Marcin Gienieczko w 13 dni pokonał dystans prawie 700 km przejeżdżając od Pacyfiku po rzekę Apurimac na rowerze.
- Około 12.30 lokalnego czasu 29 maja dotarłem do rzeki, przejeżdżając na rowerze przez góry Andy (na wysokości powyżej 4000 m. n.p.m). Pokonałem odcinek liczący 677 km mierząc się z trasą, na której pętle były trudniejsze niż te w Tour de France i Giro d'Italia - opowiadał Marcin Gienieczko, który o własnych siłach próbuje przemierzyć 7 tys. kilometrów, podróżując od zachodniego do wschodniego wybrzeża Ameryki Południowej, od Pacyfiku do Atlantyku, pokonując Andy i przepływając w canoe największą rzekę świata, Amazonkę.
Wyzwanie i sukces
- Zakończony przeze mnie etap rowerowy był czysto sportowy. Osiągnąłem założony cel - podkreślił Gienieczko. - Jeżeli to byłaby jazda turystyczna to podziwiałbym widoki Peru i nie spinał się tak bardzo - wyjaśniał. - Ale ten projekt to nie przejażdżka krajoznawcza - zaznaczył. - Liczy się ostre sportowe napieranie dzień w dzień, tylko to mnie interesuje - dodał.
- Ten etap zrobiłem z dwóch powodów: dla sportowej ambicji oraz by zrealizować trawers Ameryki Południowej o własnych siłach, od Pacyfiku po Atlantyk - wyjaśniał podróżnik. - Spędziłem cztery noce na wysokości powyżej 4000 m n.p.m, wjeżdżając rowerem na przełęcz Apacheta znajdującą się na 4750 m - relacjonował Gienieczko.
Wodospad potu
Podróżnik przyznał, że szczególnie trudny był przejazd przez dżunglę był ze względu na panującą w niej duchotę.
- Pot lał się strumieniami i z rąk i z głowy - przyznał. Świetnie poradził sobie także rower "Unibike". - Sprawdził się pod każdym względem, zwłaszcza na szutrze, kiedy zjeżdżałem do dżungli. Wszyscy się śmiali, jak rower Polaka może wytrzymać na tutejszych drogach - powiedział Gienieczko.
- Łańcuch strzelał już na podjazdach. Zjazd z dżungli był bardzo ciężki, prowadził przez duże błota, kałuże wody. Koła oklejały się od błota - wspominał podróżnik. - Nie powiem: ciężko było. Ale spędzanie dzień w dzień po 9 godzin na rowerze nie mogło być łatwe - dodał podróżnik.
Drobne komplikacje
Pierwszy etap wyprawy Energa Solo Amazon Expedition nie obył się jednak bez problemów. W górach złapała polskiego podróżnika delikatna "soroche", czyli choroba wysokogórska, przez którą czuł się osłabiony.
- Spędziłem trzy dni w Ayacucho - przyznał. - Bardzo mnie bolała głowa, bo zjechałem z wysokości 4300 metrów z prędkością 50 km/h - wyjaśnił, dodając, że szybki zjazd nie był najlepszym rozwiązaniem. - Przez dwa dni głowa bolała mnie tak mocno, że ledwo chodziłem - przyznał Gienieczko.
Ostatni długi dzień
Ostatni dzień etapu rowerowego był szczególnie długi. Marcin wstał wcześniej niż zazwyczaj i wyruszył jeszcze w nocy. Poprzednią noc spał w lepiance u poznanych w Qano ludzi. 29 maja około godziny 12.30 czasu lokalnego polski podróżnik dojechał do San Francisco.
- Wszyscy miejscowi nie mogą się nadziwić, jak mogłem przejechać przez góry rowerem - przyznał. - A ja po prostu normalnie jechałem - przyznał z uśmiechem Gienieczko.
Wszyscy w komplecie
Tego samego dnia, którego Gienieczko dotarł do San Francisco/Kimbiri (tj. 29 maja 2015 r.) do Tambo zostało przywiezione jego canoe.
Do miasteczka przyjechał także Gadiel Sanchez Rivera, który będzie towarzyszył polskiemu podróżnikowi w podróży do Atalaya. Dotrzyma mu towarzystwa w pokonaniu najniebezpieczniejszego etapu spływu, czyli pokonywaniu "strefy narco" zwanej czerwoną strefą. Tym samym w niedzielę 31 maja rozpoczął się drugi etap wyprawy Energa Solo Amazon Expedition – spływ canoe.
"Prawdziwy poszukiwacz przygód"
- Gadiele Sanchez Rivera jako pierwszy człowiek na świecie przeszedł pieszo wzdłuż brzegów Amazonki i opłynął kajakiem jezioro Titicaca. To prawdziwy poszukiwacz przygód, mocny człowiek - zachwalał swojego towarzysza Gienieczko.
- Czerwiec to będzie najniebezpieczniejszy czas mojego życia - nie kryje obaw podróżnik. - Będę przemierzał strefę handlu kokainą, zwaną tutaj red zona lub po prostu "narco". Ale zagrożeń nie brak także ze strony natury. - Rzeka Apurimac, która napędza cały system rzeczny Amazonki, ma podwyższony stan wody, choć zaczęło się lato i poziom powinien opadać - wyjaśniał Gienieczko.
Niebezpieczne wyzwanie
Pływanie canoe po takich rzekach to duże wyzwanie. Po Amazonce pływano już w kajaku, pontonem, ale canoe - nie. - Zamierzam to zrobić jako pierwszy człowiek, co pozwoliło Guinnessowi zakwalifikować moją wyprawę w kategorii rekordów - wyjaśniał.
Obciążenie psychiczne
Gienieczko od Atalaya, gdzie rzeka Urubamba łączy się z Tambo i powstaje Ukajali, do Atlantyku będzie spływał solo.
- Jak będzie? Zobaczymy. Na pewno nie będzie łatwo - przyznaje. - To będzie duże wyzwanie, najważniejsze będzie to nie popełnić błędu - tłumaczył. - Będę musiał uważać na potężne wiry, które mogą wciągnąć canoe - wyjaśniał.
- Za Atalaya będę płynął koło wioski, w której zamordowano polskich kajakarzy, co jest dużym obciążeniem psychicznym - przyznał podróżnik. - Cały czas myślę o tych przypadkach, gdy ludzie zginęli. Będzie bardzo ciężko, bo Indianie Ashaninka nie są zadowoleni z mojej obecności - dodał. - Czerwiec będzie najbardziej stresującym miesiącem mojego życia - podkreślił.
"Aby napierać do przodu"
- Ostatniego dnia etapu rowerowego, zjeżdżając do dżungli jechałem w temperaturze ponad 30 stopni Celsjusza - wspominał. - Na rzece będzie większa "lampa", ale to nie ma znaczenia - dodał. - Najważniejsze jest dla mnie, aby napierać do przodu - podkreślił. - Na razie wszystko idzie zgodnie z planem. Wiem, że przygody nie sposób zaplanować. Zobaczymy co los przyniesie - przyznał.
"Z głową i sercem"
Przed rozpoczęciem kolejnego etapu wyprawy Energa Solo Amazon Expedition Gienieczko spotkał się z miejscowym burmistrzem oraz oficerami Marynarki Wojennej Peru aby zwiększyć bezpieczeństwo na rzece. - Napieramy dalej, ale z głową i sercem - kwituje Gienieczko. Ze względów bezpieczeństwa powiadomiono służby konsularne Polskiej Ambasady w Limie w osobie vice-konsula Konrada Kiedrzyńskiego oraz policję w San Francisco.
Podziękowania
- Korzystając z okazji chcę podziękować Jakubowi Obarze za pomoc logistyczną w trakcie etapu rowerowego - podkreślił Gienieczko. - Chcę również bardzo podziękować mojemu największemu sponsorowi mentalnemu i psychicznemu: mojej żonie Ali, która mnie wspiera i daje mi siłę. Tylko dzięki niej wierzę, że w spokoju mogę osiągnąć cel - podkreślił podróżnik. - Jesteś największą podporą naszego projektu - przyznał.
Też możesz pomóc!
Podróżnik Marcin Gienieczko dzięki wyprawie Energa Solo Amazon Expedition chce zebrać pieniądze dla dzieci z Pomorskiego Hospicjum dla Dzieci.
- Kochani: wspierajcie dzieci, bo każdy z was może to zrobić. Nie lekceważcie ludzi w potrzebie, zwłaszcza dzieci. Wystarczy wpłacić 30-40 zł - zachęca nieustannie podróżnik. Za każdy pokonany przez Gienieczkę kilometr zainteresowani mogą wpłacić pieniądze na Pomorskie Hospicjum dla Dzieci.
Śledź na bieżąco!
Postępy Marcina Gienieczki krok po kroku można śledzić w internecie, na podstawie zapisów GPS, relacji na blogu i na fanpage’u na Facebooku oraz w transmisjach w radiu Kolor w każdą sobotę i w programie TVN24 "Wstajesz i weekend".
Więcej o wyprawie Energa Solo Amazon Expedition na stronach:
TVN24.pl www.gienieczko.pl www.soloamazon.info https://www.facebook.com/SoloAmazonExpedition https://twitter.com/MGienieczko Obserwuj wyprawę krok po kroku
Autor: M. Bohdanowicz (m.bohdanowicz@tvn.pl) | Energa Solo Amazon Expedition
Źródło zdjęcia głównego: Energa Solo Amazon Expedition | Energa Solo Amazon Expedition